[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W sionce bulgotał wiatr.Nawrocki zmrużonymi oczami i w milczeniu spoglądał na przybyłego.- To pan? - odezwał się wreszcie.Seweryn skinął głową.Miał twarz pogodną, ręce trzymał w kieszeniach kurtki.Rozejrzał się dokoła.Wiatr znowu zagwizdał w pokoju.- Straszny przeciąg - powiedział z takim akcentem w głosie, jakby chciał usprawiedliwić się.- Pozwoli pan.Odwrócił się i wolno i starannie zamknął za sobą drzwi.- O, tak!Nawrocki nerwowo uderzył szpicrutą po cholewie buta.Nie panował już nad zniecierpliwieniem.Rzucił ostro:- Czego pan chce?- Przeszkodziłem panu? - uśmiechnął się Seweryn.- Tak.Ładne rysy jego twarzy wyostrzyły się, usta ściął chłód, a w oczach nieprzyjaźnie zmrużonych mignął zły blask.- Nie zabiorę panu dużo czasu - zapewnił Seweryn.Nawrocki wzruszył ramionami.- Nie wątpię.Choćby pan chciał.Jestem zajęty.Zresztą nie wydaje mi się, abyśmy mieli sobie coś do powiedzenia.Seweryn ciągle uśmiechał się.- Myśli pan?I nachyliwszy się ku stojącemu wykonał nieznaczny, szybki ruch ręką.Nawrocki zbladł.- Więc tak! - zawołał.Rzucił się naprzód i już wczepił się dłońmi w ramiona Seweryna, gdy nisko, pomiędzy z sobą zwartymi ciałami rozległ się płaski, bezdźwięczny stuk wystrzału.Nawrocki drgnął, cień bólu przemknął mu po twarzy.Ale nie puszczał, silniej jeszcze zacisnął palce, wyprężył się, nogami mocno wparł się w podłogę, jakby całym sobą chciał przygnieść przeciwnika.Obaj byli równego wzrostu i Seweryn czuł na ustach gorący, przyśpieszony oddech tamtego, widział dokładnie jego bliską twarz.„Jaki on piękny!” - pomyślał.Patrząc w rozszerzone oczy Nawrockiego, strzelił po raz drugi.I jeszcze raz.Stał nie ruszając się, ciągle z palcem na cynglu.Był przygotowany, że to jeszcze nie koniec.Ale zaraz po trzecim strzale Nawrocki przechylił się na bok ruchem miękkim i ociężałym, ręce opadły mu, jeszcze usiłował wyciągnąć je przed siebie, lecz chwytały już tylko powietrze.Była cisza.Niedomknięte drzwi sionki żałośnie dygotały na wietrze.Seweryn uważnie przyglądał się Nawrockiemu.Jeszcze stał, szeroko rozstawiwszy nogi.Jednak w sposób widoczny słabnął.W koszuli rozchylonej na piersiach, w obcisłych spodniach i lśniących butach, smukły i opalony, wyglądał teraz z głową opadającą do tyłu jak linoskoczek, który straciwszy nagle na wysokościach równowagę, daremnie chce utrzymać w posłuszeństwie słabnące mięśnie.Czas płynął bardzo wolno.Wtem Nawrocki wyprostował się i spojrzenie jego cierpieniem przymglonych oczu spoczęło na Sewerynie.Gejżanowskiemu serce mocniej zabiło.Ale nie odwrócił głowy.Przezwyciężył pierwszy odruch strachu.Cóż mogło mu grozić ze strony tego człowieka? Koniec.Przyjął więc to spojrzenie, patrzył z ciekawością, której nie chciał ukryć.„Co on teraz czuje? - myślał.- Czy wie, że umiera, że to ostatnie jego chwile, czy boi się?” Zapragnął takiej siły, aby mógł wedrzeć się w tego człowieka, przeniknąć go, zjednoczyć się z nim na chwilę, dojść razem aż po ów kres, który tylko tamten musiałby przekroczyć.I w tym momencie zdał sobie sprawę: cóż znaczy zabić człowieka, gdy nie może się poznać myśli umierającego? Pozostawał sam fakt, gwałtowne przecięcie czyjegoś życia, zniszczenie jakichś planów, pragnień, a z tym wszystkim uczucie poniżającego niedosytu.„Być może on teraz wie o mnie więcej, niż ja o nim.” - pomyślał.Ale Nawrocki daleki był od tego.Nie widział już Gejżanowskiego.Zdawał sobie sprawę, że tamten stoi blisko.„Gdybym wyciągnął rękę - pomyślał - dotknąłbym go.” Cierpiał jednak tak straszliwie, iż oczy nie przyjmowały już obrazów dokoła, obojętna i obca, leżała bezkształtna miazga.Sam czuł się od tych szczątków oderwany, był jak gdyby poza wszystkim - samotny.Miał jednak zupełnie jasną świadomość swego końca.Ale jednocześnie wydawało mu się, że to nie on umiera, lecz ktoś inny.Był spokojny.I dopiero gdy ból, który rwał mu wnętrzności, wżarł się głębiej, uczuł strach.Zacisnął tylko wargi, żeby zdławić jęk.Pogarda, jaką zawsze miał dla cierpienia fizycznego, odżyła w nim teraz, każąc w bólu, który ciągle jeszcze nie osiągał ostatecznego dna, poszukać pomocy.Chciał do ostatecznego odruchu przytomności wiedzieć, że cierpi i cierpienie przezwycięża.Nagle piekący skurcz targnął całym jego ciałem.Oszołomiony, objął brzuch dłońmi, przyklęknął, ale już tylko półświadomie zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje.Upadł.Seweryn odetchnął.Schował rewolwer i spojrzał na zegarek: było pięć po dziesiątej.Zdziwił się, że tak krótko to wszystko trwało, miał bowiem wrażenie, że znajdował się w tym pokoju już od bardzo dawna.Nawrocki nie ruszał się.Leżał na wznak i czy podłoga była krzywa, czy też światło w ten sposób na niego padało, robił wrażenie, jakby głowę miał umieszczoną o wiele niżej od nóg.Dzięki temu wydawał się niezwykle długi.Ale gdy Seweryn nachylił się, ciało odzyskało normalną miarę.Chcąc upewnić się, przyłożył ucho do serca: nie biło.A więc po wszystkim.Zdawał sobie sprawę, że powinien natychmiast stąd odejść.Dopiero teraz zorientował się, na jak nieobliczalne puścił się ryzyko.Anna mogła przecież nadejść każdej chwili.Mimo to nie ruszał się.Coś, czego nie umiał nazwać, ale co było silniejsze od rozsądku, nie pozwalało mu oderwać oczu od zmarłego.Twarz Nawrockiego, w ciągu ostatnich chwil zmieniona przez ból, teraz odzyskiwała swój dawny, młodzieńczy wygląd.Spokój nasycał ciemne rzęsy i lekko rozchylone usta złudzeniem snu, nad harmonijnym przegięciem szyi i naturalnym ułożeniem ramion zdawał się czuwać odpoczynek.Ale już cokolwiek dalej krwawe plamy lepiące koszulę na piersiach i na brzuchu rozpraszały to wrażenie.Seweryn odsunął się i podniósł dłonie do światła.Były czyste.Ale więcej nie pochylił się nad leżącym.Ogarnęło go zmęczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|