Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Francuskie znał nieźle, bo za przykładem brata u państwa się uczył.Klementyna na przyjazd kolejnego wiernego sługi chętnie się zgodziła, a Marcinek nadawał się do wszystkiego i po pięciu latach prawie mógł już za­stąpić jej francuskiego plenipotenta.Wyrósł przy tym na pięknego chłopaka, za którym dziewczyny ostro latały, w nim jednakże cechy narodowe trwały i rozpusta mu nie była w głowie.Jeszcze pomocnik jubilera pętał się po trasie z Havru do Paryża, kiedy już Marcinek wysiadał z pociągu w Calais.Zatroskany Florek wysłał go do ostatniego miejsca pobytu panienki z zaleceniem podążenia za nią dalej, do Anglii, gdyby zaszła taka potrzeba.Od­nalezienie Justyny w Londynie nie przedstawiało so­bą wielkich trudności, bo pan Broomster, plenipo­tent rodziny, stanowił niejako skrzynkę kontakto­wą.Zorientowany w sytuacji ogólnej nie gorzej niż Klementyna, Marcinek zaczął od wizyty u narzeczo­nej pomocnika jubilera, pełen nadziei, że dowie się więcej.Skoro pokojówka czekała tyle czasu, musiała tam panienka jakąś rozmowę prowadzić i w ogóle coś robić.Mogło to stanowić wskazówkę.Jeszcze zgnębiona i zdenerwowana Antoinette ujrzała nagle w progu swego domu młodzieńca, któ­remu pomocnik jubilera urodą do pięt nie sięgał.Sama Antoinette zresztą też była nie od macochy, ponadto miała kolosalny wdzięk.Marcinek spojrzał w ogromne piwne oczy, zasnute mgiełką melancho­lii, i widok za serce go chwycił.Trzymał się jako tako aż do trzeciej kolejnej wi­zyty.Do Anglii wcale nie pojechał, bo telegramy od brata zawierały treść uspokajającą, panienka dawała sobie radę i wyglądało na to, że nawet łapie męża, za to jakoś dziwnie ugruntowało się w nim przeko­nanie, że tu, w Calais, jest mnóstwo spraw do wy­jaśnienia i nijak bez tego wyjaśnienia nie może stąd odjechać.Tajemnicza siła wmówiła w niego, a nieco później i we Florka, że tu właśnie powinien na po­wrót panienki czekać.Trzecia wizyta u młodej damy zbiegła się z otrzy­maniem przez nią korespondencji o tej upiornej Ameryce i Marcinek pękł.Z zapałem przystąpił do osuszania łez mniej rozpaczy, a więcej gniewu, bo przecież wyraźnie mówiła, że do żadnej Ameryki nie jedzie! Wystawiono ją rufą do wiatru i będzie mu­siała się utopić, a brzeg morski blisko! Nie wierzy już w nic i nikomu, a w szczególności mężczyz­nom.!Jasną jest rzeczą, że takie poglądy wymagały sko­rygowania.Marcinek postarał się z całej siły i dzięki temu, kiedy przyszła wieść o ucieczce byłego narze­czonego, Antoinette mogła już znieść ją spokojnie.Sakwojażyk niewiernego nadal tkwił w szufla­dzie.Kontakty z nowym wielbicielem nie weszły jeszcze w fazę, wymagającą wystrzałowej nocnej ko­szuli i peniuaru, Antoinette zatem w ogóle o nim nie pamiętała.Rysowała się przed nią interesująca przyszłość, którą należało się zająć.Ten drugi narzeczony był jeszcze lepszy niż pier­wszy i z pewnością przewyższał wszystkich kandy­datów miejscowych, nie wspominając nawet przy­byszów z obcych stron.Marynarz, który większą część życia spędza na morzu, rybak, ustawicznie narażony na kaprysy oceanu, uzależniony od fanaberii ryb, to było do niczego, nie podobało się jej, wolała stałego męża na lądzie.I w końcu mogła przecież opuścić Calais, mogła nawet opuścić Francję, byle tylko pozostać w Europie.Żadnych obcych konty­nentów, do których trzeba płynąć po niezmierzonej wodzie! Antoinette bała się wody.Ten narzeczony do Ameryki się nie pchał, miał wysoko postawio­nych protektorów, w dwóch krajach nawet, tyle że też odjeżdżał, mieszkał w pewnym oddaleniu i na­leżało go do siebie porządnie przywiązać.Chciała, żeby ją stąd zabrał po ślubie.Chęć wyjazdu z Calais zalęgła się w niej niedawno i stopniowo nabierała rumieńców, jej ojciec bo­wiem, mężczyzna w sile wieku, owdowiały przed czterema laty, nabierał wyraźnej ochoty na ponow­ny ożenek, Antoinette zaś przywykła już do pano­wania w domu.Znała wybrankę.Stanowczo wolała wyjść za mąż wcześniej niż ojciec ją tu wprowadzi, i zainkasować swój posag, zanim energiczna dama położy rączkę na mężowskich funduszach.Pomoc­nik jubilera byłby ją zabrał do Paryża, ale okazał się półgłówkiem, jego następca, ten piękny Marcin, mógł ją zabrać jeszcze dalej.Byle nie zwlekać zbyt długo.Marcinek twardo czekał na pannę Justynę i grzązł coraz głębiej, niespokojny trochę, jak starszy brat i pani hrabina potraktują jego zamiary matrymonial­ne.Samodzielności się nie bał, czymś tam własnym już dysponował, interesy różne umiał załatwiać, chciał tylko uniknąć zadrażnień uczuciowych, bo lu­bił spokój i przyjaźń.W korespondencji delikatnie napomykał o nadzwyczajnych zaletach byłej narze­czonej pomocnika jubilera, na co Florek nieco mniej delikatnie poprosił, żeby się nie wygłupiał.Świet­liste oczy Antoinette robiły swoje i wreszcie mło­dzieniec dostał tak zwanego małpiego rozumu.Nie wiadomo, co by z tego wynikło, gdyby nie to, że nadpłynęła Justyna, już oficjalnie zakontraktowa­na lordowi Blackhillowi, zaaprobowana przez całą lordowską rodzinę, przywrócona niejako elementar­nej przyzwoitości.Młoda para oczekiwała jej w por­cie.Jack Blackhill odprowadził narzeczoną tylko do Dover i nie pojechał z nią dalej, ponieważ absolut­nie nie wypadało, żeby podróżowali razem.Justyna była zakochana rzetelnie i wszelka miłość cieszyła się jej poparciem.Z Antoinette zdążyła się zaprzyjaźnić już w czasie pierwszej rozmowy, kiedy koiła rozpacz po wariactwie pomocnika jubilera, po­lubiła ją, obydwoje z Marcinkiem, jej zdaniem, pa­sowali do siebie i razem tworzyli prześliczny obra­zek.Bez chwili namysłu obiecała poparcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript