[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Doktor Huerta wzruszyłramionami. Zauważyłem, że zniknęliście,więc zapytałem waszych dzieci,gdzie jesteście.Nauczyłem sięprzez lata, że ilekroć tłum ludzidokądś się wybiera z ostrymiprzedmiotami i bronią palną, lekarzma mnóstwo pracy. Kim są ci ludzie, pańskimiznajomymi? spytał Lopez. Widzę ich raptem drugi raz odrzekł Huerta. Ale corazbardziej ich lubię.Pokażę wamdlaczego.Podszedł do Fargów,podciągnął koszulę Sama, wyjął muzza paska pistolet samopowtarzalnyi uniósł do góry.Tłum zaszemrał.Lekarz zwolnił magazynek, spojrzałna niego, wcisnął go z powrotem iwetknął pistolet pod koszulę Sama.Podciągnął teraz koszulę Remi iodsłonił jejbroń. Po latach praktykilekarskiej potrafię rozpoznać, conie jest częścią ludzkiego ciała.Popatrzył na mieszkańcówmiasteczka. Niektórzy z waspalą się do zabicia ich.Gdyby onichcieli, mogliby położyć trupemwielu z was.Ale nie chcą.Są tu zprzyjacielską wizytą i oby waszegrozby tego nie zmieniły.Położył dłonie na ramionachSama i Remi i skierował ich wstronę szlaku do miasteczka. Stop! Przystanęli iodwrócili się powoli.To był znówse�or Lopez. Być może ma panrację i powinniśmy puścić wolnotych ludzi.Ale potrzebujemy czasu,żeby postanowić, co zrobimy.Mieszkańcy miasteczkazareagowali wrzawą.Wyrażaliaprobatę i ulgę, że nie musząpodejmować takiej ważnej decyzjiod razu.Otoczyli doktora Huertę iFargów i ruszyli z nimi szlakiem ztwierdzy do miasteczka.Kiedy dotarli na główną ulicę,tłum wprowadził Sama i Remi dostarego budynku z cegły suszonej nasłońcu.W pierwszympomieszczeniu stały stół i krzesła.Za dużymi, ciężkimi drewnianymidrzwiami umieszczono trzy cele zgrubymi żelaznymi kratami ikłódkami.Tłum wepchnął Sama iRemi do jednej z cel, ktośzaryglował drzwi i zabrał klucz.Potem ludzie wrócili na dwór.Po chwili wszedł do więzieniaojciec Gomez. Sam, Remi.jestemnaprawdę zażenowany.Przepraszam za nich.To dobrzyludzie i wkrótce się opamiętają. Mam nadzieję odrzekłSam. Mógłby ojciecdopilnować, żeby nasze plecaki niezniknęły? Są już tutaj, w biurze.Jeślipotrzebujecie czegoś z nich, se�oraVelasquez, wam to przyniesie. Dziękujemy powiedziałaRemi. I jeszcze jedno dodałojciec Gomez i wyciągnął ręceprzez kraty.Sam i Remi wyjęli swojepistolety i wręczyli je księdzu.Schował je do dwóch kieszenikurtki. Dziękuję wam.Przechowamje dla was bezpiecznie w kościele.Chwilę pózniej se�oraVelasquez otworzyła dużedrewniane drzwi, podparła je iprzyniosła na tacy napoje i szklanki.Wsunęła ją przez otwór dopodawania posiłków u dołu kraty. Gracias, se�ora Velasquez podziękowała Remi. Za godzinę dam wam obiad ibędę za drzwiami całą noc oznajmiła se�ora Velasquez.Krzyknijcie, jak będziecie czegośpotrzebowali. Nie musi pani zostawać powiedział Sam. Muszę odparła.Sięgnęłado fartucha i wyjęła stary, aledobrze naoliwiony długolufowyrewolwer kaliber.38, który mógłpochodzić z lat trzydziestych XXwieku. Gdybyście próbowaliuciec, ktoś musi tu być, żeby waszastrzelić. Schowała broń zpowrotem, zabrała tacę i zniknęłaza progiem.Po chwili ciężkiedrewniane drzwi zamknęły się zanią.ROZDZIAA 28Santa Maria de los MontanasO świcie słońce zajrzało dowięzienia przez szyb wentylacyjny,napotykając na swojej drodze tylkonieruchome łopaty wentylatora.Wnocy Sam i Remi zasnęli w pewnymmomencie na dwóch pryczachumieszczonych jak półki nazawiasach, składanych pod ścianęw dzień i opuszczanych do poziomuna dwóch łańcuchach w nocy.Sam obudził się i zobaczył, żeRemi siedzi na swojej pryczy imacha nogami. Dzień dobry przywitał ją. Co tak na mnie patrzysz? Myślałam sobie, jaki jesteśuroczy, kiedy tak leżysz na swojejpryczy odrzekła. Szkoda, żenie mam telefonu, żeby ci zrobićzdjęcie.Mógłbyś byćWspółwięzniarką Miesiąca wkobiecym pudle.Sam usiadł, włożył koszulę izaczął zapinać guziki. Jestem mile połechtany. Cóż, a nie mam za bardzo naco patrzeć odparła Niewygląda na to, że często używajątego więzienia.%7ładnych graffiti iniewiele uszkodzeń od ostatniegomalowania. Widziałaś już kogoś? Nie, ale słyszałam kilka razyzamykanie drzwi wejściowych,więc wciąż jesteśmy pod strażą.Chwilę pózniej rozległo sięgłośne pukanie do drzwi na końcuwięzienia.Remi się uśmiechnęła. Proszę zawołała.Se�ora Velasquez otworzyładrzwi i wniosła tacę z dwomaprzykrytymi talerzami i szklankamisoku pomarańczowego. Miło, że pani zapukała powiedziała Remi. Nikt nie mówił, że niemożecie mieć trochę prywatności odrzekła se�ora Velasquez.Po prostu nie możecie stąd wyjść. Jeszcze? Ludzie wysłuchali słów ojcaGomeza i doktora Hu erty.Spotkamy się wszyscy po południui potem będziecie wolni. Co za ulga odparł Sam. Ale cieszę się, że nie wypuścilinas przed śniadaniem.To jedzeniepachnie smakowicie. Owszem przytaknęłaRemi. Jest pani dla nas bardzouprzejma.Se�ora Yelasąuez wsunęła tacępod kratę.Sam podniósł ją ipostawił na półce, która służyła zajego pryczę. Niestety nie mamy krzeseł itak dalej powiedziała se�oraVelasquez. Nie spodziewaliśmysię kogoś takiego jak wy. Dziękujemy za to, co panizrobiła.Kiedy se�ora Velasquez wyszła,rozległ się charakterystyczny odgłoszasuwanego rygla.Ledwo skończyli śniadanie,usłyszeli, jak poranną ciszęmiasteczka zakłóca hałasciężarówki wspinającej się ztrudem po długim zboczu na głównąulicę.Układ napędowy wył, obrotysilnika wzrosły na ostatnich stumetrach, a potem spadły doprędkości jałowego biegu przedkościołem.Po chwili jakiśmężczyzna coś krzyknął i przybyszezeskoczyli z ciężarówki na chodnik.Rozległ się tupot biegnących ludzi.Sam i Remi spojrzeli na siebie.Sam podszedł pod małe okienkowysoko w ścianie, ugiął kolana izłączył palce obu rąk, żeby zrobićstopień dla Remi.Postawiła stopęna jego dłoniach i uniósł ją do góry.Chwyciła się krat w okienku iwyjrzała na dwór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|