[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wiadomo,gdzie znajduje się jedenaście spośród dwunastu francuskich �rardów, ja zaś stroiłemwszystkie, które obecnie są w Anglii.S�bastien �rard oczywiście już nie żyje, ale jego warsztat nadał funkcjonuje wLondynie.Reszta tej historii dotyczy technicznego piękna, ale jeśli nie możecie,Panowie, pojąć mechaniki tego, co opisuję, musicie przynajmniej ją docenić, tak jak jadoceniam działanie waszych armat, bez zrozumienia chemicznej natury gazów, którekażą im strzelać.Innowacje �rarda zrewolucjonizowały budowę fortepianów.Mechanizm repetycyjny, m�canisme � �trier, mocujący młotki do dzwigni pojedynczozamiast w grupach po sześć, jak w fortepianach Broadwooda, klamra i poprzeczkaharmoniczna - wszystko to są wynalazki �rarda.Napoleon grał na �rardzie; �rardposłał Haydnowi fortepian w prezencie; na jednym z �rardów grał przez siedem latBeethoven.Mam nadzieję, że powyższe informacje pomogą Waszemu personelowi lepiejzrozumieć i docenić wspaniały instrument, który znajduje się teraz na odległychrubieżach naszego Imperium.Takie dzieło zasługuje nie tylko na szacunek i uwagę.Powinno się o nie dbać w taki sposób, w jaki ktoś inny chroniłby objet d'art wmuzeum.Praca stroiciela godna jest wysokiej klasy instrumentu i, mam nadzieję, dapoczątek stałej opieki nad nim.Wasz uniżony sługaEdgar Drakestroiciel i intonatorspecjalista od fortepianów �rardaSkończywszy pisać, Edgar, siedział, patrzył na list i obracał w palcach pióro.Pochwili namysłu przekreślił o nie dbać", a powyżej napisał bronić je".Ostatecznie tosą wojskowi.Złożył pismo w kształt koperty i wsunął do torby, by wysłać pocztą zRangunu.W końcu poczuł się senny.Mam nadzieję, że przeczytają ten list, pomyślał; zasypiając, uśmiechał się dosiebie.W tym momencie nie mógł żadną miarą wiedzieć, ile razy jego pismo będzieczytane, poddane rozmaitym badaniom, wysłane do kryptografów, oglądane podświatło, a nawet badane przez powiększające szkło.Bo kiedy człowiek znika, chwyta-my się wszystkiego, co po nim pozostało.6Rankiem, trzeciego dnia od opuszczenia Kalkuty, dostrzegli pierwszy skraweklądu, na którym wznosiła się wysoka, kamienna, czerwona wieża latarni morskiej. Rafa Alguada usłyszał Edgar starszego Szkota, stojącego obok, którymówił do towarzysza podróży. Cholernie trudna do nawigacji.To cmentarzyskoprzepływających okrętów.Z map Edgar dowiedział się, że są zaledwie czterdzieści kilometrów napołudnie od przylądka Negrais i niebawem dotrą do Rangunu.Przed upływem godziny statek minął pławy oznaczające mielizny, którerozciągają się u ujścia rzeki Rangun, jednej z setek odnóg żłobiących deltę Irawadi.Następnie przepłynął obok kilku zakotwiczonych jednostek; były to, jak wyjaśnił staryczłowiek, statki handlowe, które próbowały uniknąć opłat portowych.Parowiecskręcił na północ, a ławice piasku wzniosły się ponad otaczający teren i stały sięniskimi, zalesionymi brzegami.Tutaj koryto rzeki było głębsze, ale nadal na ponadtrzy kilometry szerokie, i gdyby nie wielkie czerwone obeliski po obu stronach ujścia,Edgar nie wiedziałby, że żeglują w głębi lądu.Kilka godzin płynęli w górę rzeki.Po obu jej stronach ciągnął się płaski i wwiększości nieciekawy teren, a mimo to Edgar poczuł nagłe podniecenie, gdy minęligrupę małych pagód pobielonych wapnem, które odłaziło ze ścian.Dalej w głębi ląduna brzegu baraszkowały dzieci i stało kilka chat.Rzeka się zwęziła i oba brzegi na tylesię przybliżyły, że widać było piasek i zwisające nad nim festony gęstniejącejroślinności.Statek płynął krętym kursem; tempo żeglugi spowalniały piaszczysteławice i ostre zakola rzeki.W końcu za jednym z zakrętów w oddali pokazały sięłodzie.Pomruk rozszedł się na pokładzie i kilku pasażerów ruszyło w stronę schodów ido swoich kabin. Jesteśmy na miejscu? - zapytał Edgar starego człowieka. Tak, proszę spojrzeć tam dalej.- Mężczyzna wskazał wznoszącą się naszczycie odległego wzgórza pagodę.- To pagoda Shwedagon.Musiał pan o niejsłyszeć.Edgar skinął głową.Istotnie dowiedział się o świątyni przed otrzymaniemzlecenia na naprawę �rarda; przeczytał o jej wspaniałościach w artykule napisanymprzez żonę sędziego z Rangunu.W jej opisie roiło się od przymiotników: pozłacane,złote, lśniące.Edgar przejrzał tekst, szukając wzmianki o organach lub ichodpowiedniku w religii buddyjskiej, gdyż przypuszczał, że tak ważne miejsce kultu niemoże się obejść bez muzyki, ale znalazł wyłącznie uwagi o błyszczących, złotychklejnotach" oraz o osobliwych zachowaniach Birmańczyków", więc reportaż znużyłgo i dopiero teraz sobie o nim przypomniał.Z oddali świątynia wydawała się mała iwyglądała jak świecidełko.Parowiec zwolnił.Domy, widoczne od czasu do czasu na brzegu, zaczęłyczęściej wyzierać spoza listowia.Edgara poruszył widok pracujących słoni, na ichgrzbietach siedzieli powodujący nimi poganiacze, a zwierzęta wyciągały z wodyolbrzymie pnie i składały na brzegu.Jego niedowierzanie budziła siła zwierząt, któretak błyskawicznie wydobywały z rzeki kłody, jakby te nic nie ważyły.Gdy statek zbliżyłsię do lądu, słonie widać było wyrazniej.Człapały wzdłuż brzegu, a po skórze spływałyim strumyczki brązowej wody.Rzeką coraz częściej przepływały statki - dwupokładowe parowce, zniszczonełodzie rybackie, ozdobione wijącymi się birmańskimi napisami, małe łódki wiosłowe iwąskie skify, kruche i z trudem mogące pomieścić jednego człowieka.Mijali takżeokręty o kadłubach i żaglach niezwykłych kształtów.Nieopodal brzegu przepłynąłobok nich dziwny statek o wielkim żaglu łopoczącym ponad dwoma mniejszymi.Zbliżali się szybko do nabrzeża i można było dostrzec rządowe budynki weuropejskim stylu - majestatyczne ceglane budowle ozdobione błyszczącymikolumnami.Parowiec dopłynął do krytego pomostu, połączonego z brzegiem długą,uchylnie zawieszoną platformą.Na nabrzeżu czekał tłum tragarzy.Zruby zawirowaływ odwrotnym kierunku, by spowolnić ruch statku, jeden z majtków rzucił cumę nabrzeg; złapano ją tam i przywiązano do dwóch pachołków.Tragarze, nadzy, jeślipominąć obwiązane w pasie i przeciągnięte w pachwinach przepaski, wrzeszczeli, żebyz nabrzeża opuścić trap.Gdy plasnął głośno o pokład, mężczyzni przeszli po nim izajęli się bagażami pasażerów.Edgar stał w cieniu markizy i obserwował tubylców.Byli niscy, a głowy mieli obwiązane ręcznikami chroniącymi przed słońcem.Ichciemną skórę pokrywały tatuaże, które rozlewały się po torsach, a potem spływały wdół pod przepaski biodrowe i wynurzały się na udach, owijały wokół i kończyły się nadkolanami.Edgar spojrzał na pozostałych pasażerów; większość stała bezczynnie napokładzie i rozmawiała, niektórzy wskazywali na rządowe budynki i wypowiadaliuwagi na ich temat.Zwrócił się ponownie ku miejscowym i obserwował ich ruchy orazzmieniające się kształty tatuaży, gdy żylaste ramiona napinały się pod ciężaremskórzanych kufrów i waliz.Na brzegu, w cieniu drzew, tłum czekał obok rosnącegostosu pakunków.Za nimi w pobliżu niskiej bramy Edgar dojrzał mundury brytyjskichżołnierzy.A za żołnierzami, w cieniu rozrośniętych, wyznaczających brzeg rzekifigowców dostrzegł jakiś ruch, coś, co układało się w mroku w ruchomy deseń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|