X
 

     

Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bohun odszedł i zaraz jął gotować się do drogi.Mołojcy jego, jako nieodmiennie bywało w takich okazjach, pilina zabój,  nim śmierć-matka przytuli , on zaś pił z nimi, aż parskał gorzałką, szalał, hulał, następnie kazał beczkędziegciu zatoczyć i jak był w altembasach i sajetach, rzucił się w nią we wszystkim, zanurzył się raz, drugi, wraz zgłową  i wykrzyknął: Czarny ja teraz jako noc-matka, lackie oczy nie dojrzą!I wytarzawszy się na perskich kobiercach zdobycznych, skoczył na koń i pojechał, i za nim poczłapali śródpomroki nocnej wierni mołojcy przeprowadzani okrzykiem: Na sławu! na szczastie!Tymczasem pan Skrzetuski dotarł już do Jarmoliniec; tam trafiwszy na opór, sprawił krwawy chrzestmieszczanom i zapowiedziawszy, że nazajutrz kniaz Jarema nadejdzie, dał odpoczynek strudzonym koniom iżołnierzom.Po czym zebrawszy na naradę towarzyszów rzekł im: Dotąd Bóg nam szczęści.Miarkuję też po terrorze, jaki chłopstwo ogarnia, iż zgoła mają nas za przednią strażksiążęcą i wierzą, że cała potęga idzie za nami.Ale musimy pomyśleć, aby się zaś nie obaczyli widząc, iż jednakupa wszędzie chodzi. A długoż my tak będziem chodzić?  spytał pan Zagłoba. Póki o Krzywonosie nie będziem wiedzieć, co postanowił. Ba, to i na bitwę może do obozu nie zdążymy. Być to może. odrzekł pan Skrzetuski. Mości panie, wielcem z tego nierad  rzekł szlachcic. Zaprawiło się trocha ręce na hultajstwie podKonstantynowem, zdobyło się tam coś na nich.Ale to psu mucha!.palce świerzbią. Może tu waszeć więcej bitew zażyjesz, niż sam myślisz  odparł poważnie pan Skrzetuski. O! a to quo modo?  pytał dość niespokojnie Zagłoba. Bo lada dzień możem się natknąć na nieprzyjaciela, a choć nie po to tu jesteśmy, by mu orężem drogęzagradzać, przecie wypadnie się bronić.Ale wracam do materii: trzeba nam więcej kraju zająć, aby w kilku miejscach na raz o nas wiedziano, tu i owdzie opornych wyciąć, by się groza rozniosła, a wszędy wieści puszczać;dlatego mniemam, iż wypadnie nam się rozdzielić. Tak i ja mniemam  rzecze Wołodyjowski  będziem im się w oczach mnożyć, i ci, co uciekną doKrzywonosa, o krociach będą gadali. Mości poruczniku, waszmość tu wodzem, tedy rozporządz  rzekł Podbipięta. Pójdę ja na Zinków ku Sołodkowcom, a jak będę mógł, to dalej  mówił Skrzetuski. Waćpan, mościnamiestniku Podbipięto, idz prosto na dół ku Tatarzyskom; ty, Michale, podejdz pod Kupin, a pan Zagłoba dotrze doZbrucza koło Satanowa. Ja?  rzecze pan Zagłoba. Tak jest.Waćpan człowiek przemyślny i pełen fortelów; myślałem, że chętnie podejmiesz się tej imprezy, alejeśli nie, to czwarty oddział wezmie Kosmacz, wachmistrz. Wezmie, ale pod moją komendą!  zawołał Zagłoba, którego nagle olśniła myśl, iż będzie wodzem osobnegooddziału. Jeślim się pytał dlaczego, to, że mi się żal było z wami rozłączać. Czy jeno masz waćpan eksperiencję w rzeczach wojskowych?  spytał Wołodyjowski. Czy mam eksperiencję? Jeszcze żaden bocian nie myślał o tym, aby z waści prezent ojcu i matce zrobić, gdymja już większe podjazdy, jako ten cały jest, wodził.Wiek życia w wojsku przesłużyłem i dotąd bym służył, gdybynie to, że jak mnie raz spleśniały suchar w brzuchu stanął, to mi trzy lata siedział.Musiałem za bezoarem do Galatyjezdzić, o której peregrynacji szczegółowo waćpanom w swoim czasie opowiem, gdyż teraz pilno mi w drogę. Jedz więc waćpan, a wieści przed sobą puszczaj, że Chmielnicki już pobit i że książę Płoskirów już minął rzekł pan Skrzetuski. Lada jakiego języka nie bierz, ale gdybyś napotkał podjazdy spod Kamieńca, to staraj sięporwać takich, którzy by o Krzywonosie mogli dać wiadomość, bo ci, których mamy, dają relacje sprzeczne. Obym samego Krzywonosa napotkał! niechby mu przyszła chętka na podjazd wyjechać, zadałżebym mupieprzu z imbierem! Nie bójcie się, waszmościowie, nauczę ja hultajów śpiewać  ba, nawet i tańcować! We trzech dniach zjedziem się na powrót w Jarmolińcach, a teraz każdy w swoją drogę!  rzekł Skrzetuski.A ludzi proszę waszmościów oszczędzać. We trzech dniach w Jarmolińcach!  powtórzyli Zagłoba, Wołodyjowski i Podbipięta. R O Z D Z I A A VIGdy pan Zagłoba znalazł się sam na czele swego oddziału, zrobiło mu się zrazu jakoś niesmaczno, a nawet wcalestraszno, i dużo byłby za to dał, żeby mieć koło siebie Skrzetuskiego, Wołodyjowskiego albo pana Longina, którychw duszy najmocniej podziwiał i przy których czuł się zupełnie bezpieczny, tak ślepo wierzył w ich obrotność imęstwo.Jechał więc z początku dość posępnie na czele swego oddziału i rozglądając się podejrzliwie na wszystkiestrony, myślą mierzył niebezpieczeństwa, na jakie mógł się natknąć, i mruczał: Zawsze razniej by było, żeby który z nich był tutaj.Do czego Bóg kogo przeznaczył, do tego go stworzył; a citrzej powinni byli bąkami się porodzić, bo na krwi lubią siadać.Tak im właśnie na wojnie, jako innym przy dzbaniealbo jako rybom we wodzie.W to im graj.Brzuchy mają lekkie, ale ręce ciężkie.Skrzetuskiego widziałem przyrobocie i wiem, jako jest peritus.Tak on trzepie ludzi, jak mnichy pacierze.Jego to rzemiosło ulubione.�w Litwin,co własnej głowy nie ma, a trzech obcych szuka, nic na szwank nie wystawia; najmniej znam tego małego fircyka,ale osa też to musi być nie lada, miarkując z tego, com pod Konstantynowem widział i co mnie Skrzetuski o nimpowiadał  osa to musi być! Szczęściem, niedaleko on ode mnie ciągnie i myślę, że najlepiej zrobię, jak się z nimpołączę, bo jeśli wiem, dokąd iść, to niech mnie kaczki zdepczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript