Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niby przez czarną mgłę Wiktor widział, jak doktor R.Kwadryga powoli podniósł głowę, rozciągał w bezgłośnym krzyku spierzchłe wargi i zaczął konwulsyjnie macać drżącymi rękami po obrusie jak ślepy.Oczy miał jak ślepiec, kiedy potrząsał głową i wciąż krzyczał, i krzyczał, a Wiktor nic nie słyszał.Dobrze mi tak, sam jestem gówno, nikomu niepotrzebny, mały człowiek, po mordzie mnie, butem, trzymając przy tym za ręce, nie pozwalać mi się obetrzeć, na jakiego diabła jestem komuś potrzebny, trzeba było bić jeszcze mocniej, żebym już nie wstał.a ja jak przez sen, pięści z waty, i Boże mój, po jakiego diabła ja w ogóle żyję, po jakiego diabła żyją wszyscy, przecież to takie proste, podejść z tyłu i rąbnąć w głowę żelazem, i nic się nie zmieni, nic na świecie się nie zmieni, tysiąc kilometrów stąd, w tej samej sekundzie, urodził się taki sam szubrawiec.Tłusta twarz Golema obrzmiała jeszcze bardziej i poczerwieniała do ciemnej szczeciny, oczy mu zapłonęły.Leżał nieruchomo w fotelu jak bukłak ze zjełczałą oliwą, poruszały się tylko palce, kiedy powoli brał kieliszek za kieliszkiem, bezdźwięcznie odłamywał nóżkę, wypuszczał i znowu brał, znowu łamał i wypuszczał.Nikogo nie kocham, nie mogę pokochać Diany, mało z kim sypiam, spać wszyscy umieją, ale czy można kochać kobietę, która ciebie nie kocha, a kobieta nie może kochać, kiedy ty jej nie kochasz, i tak wszystko się kręci w przeklętym, nieludzkim kole, tak jak kręci się żmija, jak goni za swoim własnym ogonem, jak zwierzęta kopulują i uciekają od siebie, tylko że zwierzęta nie wymyślają słów i nie układają wierszy, tylko po prostu kopulują i uciekają od siebie.A Teddy płakał oparty łokciami o ladę baru, oparł kościsty podbródek na kościstych pięściach, jego łysa głowa szafranowe lśniła pod lampą, a po zapadniętych policzkach nieustannie płynęły łzy i też lśniły pod lampą.A wszystko dlatego, że jestem gównem, a nie pisarzem, jaki ze mnie u diabła pisarz, jeśli nienawidzę pisania, jeśli pisanie to dla mnie męka, wstydliwe, nieprzyjemne zajęcie, coś w rodzaju bolesnego fizjologicznego wypróżnienia, coś w rodzaju biegunki, w rodzaju wyciskania ropy z wrzodzianki, nienawidzę, strach pomyśleć, że będę musiał to robić przez całe życie, że już jestem skazany, że teraz już mnie nie zwolnią, tylko wciąż będą się domagać - daj, daj i ja będę dawać, ale teraz nie mogę, nawet myśleć o tym nie mogę, bo zwymiotuję.Bol-Kunac stał za plecami R.Kwadrygi i patrzył na zegarek, smukły, mokry, z mokrą, świeżą twarzą o przepięknych ciemnych oczach i wiało od niego, rozrywając gęstą gorącą duchotę, rześkim zapachem - zapachem trawy i źródlanej wody, zapachem lilii, słońca i koników polnych nad jeziorem.I świat powrócił.Tylko jakieś niejasne wspomnienie, albo odczucie, czy może wspomnienie odczucia znikało za zakrętem - czyjś rozpaczliwy, zamilkły nagle krzyk, niepojęty zgrzyt, brzęk, chrzęst szkła.Wiktor oblizał wargi i sięgnął po butelkę.Doktor R.Kwadryga leżąc głową na obrusie chrypiał i mamrotał: “Nic nie trzeba.Ukryjcie mnie.Niech ich." Zatroskany Golem zmiatał ze stołu kawałki szkła.Bol-Kunac powiedział:- Przepraszam bardzo, ale przyniosłem panu list - położył przed Golemem kopertę i znowu spojrzał na zegarek.- Dzień dobry panu, panie Baniew - rzekł.- Dobry wieczór - odpowiedział Wiktor nalewając sobie koniaku.Golem uważnie czytał list.Teddy za ladą hałaśliwie wycierał nos wielką, kraciastą chustką.- Posłuchaj, Bol-Kunac - powiedział Wiktor.- Czy widziałeś, kto mnie wtedy uderzył?- Nie - odparł Bol-Kunac, patrząc mu w oczy.- Jak to - nie? - zapytał Wiktor i zachmurzył się.- Stał do mnie plecami - wyjaśnił Bol-Kunac.- Ty go znasz - stwierdził Wiktor.- Kto to był?Golem wydał z siebie nieokreślony dźwięk.Wiktor obejrzał się szybko.Golem, nie zwracając na nikogo uwagi, z zadumą rwał list na drobne kawałki.Strzępy schował do kieszeni.- Jest pan w błędzie - powiedział Bol-Kunac.- Nie znam go.- Baniew - mamrotał R.Kwadryga.- Proszę cię.Ja tam nie mogę sam jeden.Jedź ze mną.Bardzo okropnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript