[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Martwił go właśnie seks, niemalprzerażał.Teraz wszystko stało się jasne dla Gwen, zanim zaczął cokolwiek wyjaśniać.- Rozmawialiśmy przez Internet.To było wygodne, miłe.Wyglądał, jakby przebywał myślami gdzie indziej.To dobrze.Należało skupić naczymś jego uwagę, żeby dał się zaskoczyć.- Mogliście się poznać - wtrąciła Gwen - bez konieczności umówienia się na randkę.- No właśnie.To było miłe - powiedział jak nastoletni chłopiec.- Rozmawialiśmy ograch komputerowych, filmach i o tym, co mówią w wiadomościach.Ale one i tak chciały sięze mną spotkać.- Zmarszczył czoło i zacisnął zęby.- To byłoby w porządku, tylko że onezawsze chciały.gdzieś pójść.Chciały być ze mną same.I zawsze rozumiały przez to.wiepani.- Spojrzał na nią, szukając pomocy.- Chciały bardziej się do ciebie zbliżyć?- Chciały seksu - warknął, a jego twarz gwałtownie pociemniała.Co ona wyprawia? Doprowadza go do złości, a przecież miała go uspokoić.Jamespowinien uwierzyć, że stoi po jego stronie.%7łe się z nim zgadza.Musi uznać ją zasprzymierzeńca.Ale usilnie pragnęła poznać odpowiedz na jeszcze jedno pytanie.- A co z Deną?- Z kim? - Podniósł wzrok, jakby go obudziła.- Dena Wayne.Moja asystentka.- Czy wciąż będzie potrafiła udawać, że stoi po jegostronie, jeśli James nazwie Denę dziwką?- Myślałem, że ona będzie inna.Była dla mnie miła.Polubiłem ją.Umówiliśmy się ibawiliśmy się dobrze.Rozmawialiśmy.Ale potem, niezależnie od tego, jak bardzo tegochciałem.wciąż widziałem jego twarz.Za każdym cholernym razem.Ile razy to robiłem,widziałem go, czułem jego zapach, jego dotyk.Chciałem odrąbać mu głowę.Chciałemoderwać mu tę pieprzoną głowę gołymi rękami.I zrobiłem to.Za każdym razem, kiedyzabijałem jedną z nich, tak naprawdę zabijałem jego.Ale potem sobie uświadomiłem.-Spojrzał jej w oczy.Jego oczy tak szybko zmieniały wyraz, od złości i szaleństwa do spokojui beznadziei.- Zostawiłem pani jej kolczyk, myślałem, że mnie pani powstrzyma.- Ja.nie rozpoznałam go.- Gwen poczuła się, jakby ktoś wstrzyknął jej do żyłyrozpuszczony lód.A więc on chciał, żeby go powstrzymała, a ona nawet nie poznała, że tobył kolczyk Deny.Campion kontynuował, jakby jej nie słyszał.- Wysłałem pani instrukcje, a nawet mapę.Myślałem, że pani mi pomoże.Ale pani minie pomogła.Nie umiała pani.Gwen oparła się o biurko, sięgnęła ręką do tyłu, szukała czegoś, czym mogłaby siębronić, bo stało się jasne, że jej słowa, jej głos to za mało.Niestety, schowała wszystko doswojej skórzanej teczki tuż przed przyjściem Jamesa.Teczka leżała na krześle obok biurka.- Mogę ci pomóc, James - skłamała.Nie miała pojęcia, co mogłaby mu zaproponować.- Możemy raz jeszcze to wszystko obgadać.- Wyciągnęła rękę po teczkę.- Nie, szlag by to trafił! - Wrzasnął tak głośno, że Gwen znowu wsparła się o biurko,jakby uderzył ją pięścią.Przytuliła teczkę do piersi jak tarczę, obejmowała ją mocno.Niestetyteczka była zamknięta.Gwen nie mogła włożyć ręki do środka.- Nie, nie może pani! -krzyczał dalej.- Ale ja mogę.- Wyjął z kieszeni mały rewolwer.I wymierzył w Gwen.Jej serce waliło z całej siły.Oddychała z wielkim trudem, dłonie były mokre od potu.- James, skąd masz broń? - spytała szeptem, a mimo to z wielkim wysiłkiem.Zapózno, żeby martwić się tym, że okazuje strach.Ale jak on zdobył broń? Nie zastrzelił żadnejze swoich ofiar.Racine mówiła, że je dusił.Ale skąd ta pewność? Nie znaleziono żadnegociała, tylko głowy.- James, odłóż broń.- Czy gdyby dodała proszę , coś by to zmieniło? Czyktoś ją usłyszy, jeśli zacznie krzyczeć?- Teraz czuję się dobrze - oznajmił Campion, wymachując rewolwerem.- To mipomoże.Kupiłem go parę dni temu.Zamierzałem nim zabić ojca Paula, ale nie wiedziałem,jak wnieść broń do samolotu.- Uśmiechał się łagodnie.Był spokojny.Zbyt spokojny.Rękanie drżała mu ani trochę, trzymał ją wyciągniętą przed sobą.- Teraz czuję się dobrze.Lepiejniż podczas naszych sesji.Czuję się silny.Tak, chciałem zobaczyć strach w jego oczach.Alebyło jeszcze lepiej.Usłyszałem jego ostatni oddech.Jego ostatni oddech, kiedy go udusiłem,wycisnąłem życie z tego drania.Nagle urwał, wyglądał, jakby nasłuchiwał.Gwen także nadstawiła uszu, miałanadzieję, że to odgłos windy.Może ktoś był w korytarzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|