[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Na polanie, w dwóch niewielkich „klatkach” z drutu kolczastego, gnieŸdzi³y siê setki ludzkich postaci, siedz¹cych lub le¿¹cych na go³ej ziemi pod otwartym niebem.Widok by³ tak znajomy, ¿e Peter mimo woli zacisn¹³ piêœci.- Tutaj trzeba by³o przyjœæ - szepn¹³ do siebie.Nieco z boku, o kilkadziesi¹t metrów od ogrodzenia jednego obozu, sta³y trzy drewniane baraki nale¿¹ce do japoñskiej za³ogi.Jaki by³ jej stan, jakim dysponowa³a uzbrojeniem - tego zwiadowcy nie zdo³ali stwierdziæ.Pomiêdzy barakami krêcili siê ¿o³nierze, wychodzili lub wchodzili do wnêtrza.Z komina niewielkiej szopki - obozowej kuchni - unosi³o siê pasemko dymu.W naro¿nikach obu „klatek”, na bambusowych platformach, tkwili stra¿nicy, uzbrojeni, jak dostrzeg³ bystrooki lotnik, w automatyczne pistolety.Przed bramami przechadzali siê wartownicy, doko³a polany kr¹¿y³y patrole.Ca³oœæ byla dobrze strze¿ona i zabezpieczona przed jakimkolwiek napadem.- Paskudna sprawa - westchn¹³ Mannock po d³u¿szym milczeniu.- Hm, obejrzymy to z drugiej strony.Jazda!Wykonali szerokie pó³kole, znaleŸli siê po przeciwleg³ej stronie polany, w pobli¿u japoñskich baraków.Przeczo³gali siê na sam skraj d¿ungli, pawoli wysunêli g³owy.Co teraz? - szepn¹³ Tanner.Mannock uciszy³ go ruchem d³oni.- Cierpliwoœci, Geoff.Minê³o piêæ minut, dziesiêæ, piêtnaœcie.S³oñce stoczy³o siê za wysmuk³e korony kokosów i gumowców, ukry³o za horyzontem.Œciemnia³o siê szybko, na platformach i przed barakami rozb³ys³y elektryczne œwiat³a.W mêskiej „klatce” powsta³o poruszenie, rozleg³y siê podniecone g³osy, a potem huknê³o kilka karabinowych wystrza³ów, po których ktoœ zaniós³ siê przera¿aj¹cym rykiem, przechodz¹cym stopniowo w jêk i rzê¿enie.Z drugiej „klatki” dosz³y g³uche odg³osy pa³ek i przejmuj¹ce zawodzenie kobiet.- Wieczorny apel - szepn¹³ zd³awionym g³osem Peter.- Bloody bastards! - warkn¹³ Tanner przez zêby.Mannock uciszy³ ich gniewnym gestem.Lez¿³ ci¹gle bez ruchu, wpatrywa³ siê w japoñskie baraki.Tanner, uspokoiwszy siê, tr¹ci³ ³okciem wyci¹gnietego obok Shannona, mrukn¹³, i¿ nic z tego wszystkiego nie rozumie, nie pojmuje bezczynnoœci dowódcy partyzantów, nie wytrzyma d³u¿ej i rzuci siê, aby chocia¿ kilku „¿ó³tkom” rozbiæ g³owy.Peter, roztrzêsiony i zdenerwowany, widzia³ coraz wyraŸniej, ¿e szanse przeprowadzenia ataku i uwolnienia obozów równe by³y zeru.Mannock drgn¹³, wysuna³ siê ukradkiem jeszcze dalej z g¹szczu.Pomiêdzy barakami zapanowa³a krz¹tanina, po chwili rozleg³y siê chrapliwe dzwiêki tr¹bki.- Na to czeka³em!Nieprzyjacielscy ¿o³nierze wybicgli z wnêtrza pomieszczeñ, ustawi³i siê na placyku przed barakami w równym dwuszeregu.W œwietle jaskrawych lamp, zawieszonych na wysokich bambusowych s³upach, widni byli jak na d³oni.- Licz, Shannon! Licz starannie! - rozkaza³ Mannock.Dopiero teraz Peter zrozumia³, na co czeka³ przebieg³y dowódca.W czasie wieczornej zbiórki mo¿na by³o bez ryzyka przekonaæ siê o iloœci ludzi z za³ogi.Lotnik wytê¿y³ oczy.- Dwudziestu czterech - stwierdzi³ po chwili.- Oraz oœmiu na p³atformach, - czterech przed bramami na patrolach - doda³ z matematyczn¹ œcis³oœci¹ Mannock.- Razem czterdziestu dwóch i dowódca.Czterdziestu trzech, je¿eli w barakach nie siedz¹ jacyœ chorzy - wargi jego porusza³y siê niemal bezg³oœnie, ale Shannon i Tanner doskonale go s³yszeli.- Dobrze, wystarczy, wracamy.„Sprawa jasna - pomyœla³ Peter.- Sytuacja beznadziejna.Bez w¹tpienia Mannock zrezygnowa³ z ataku.Si³y niby równe iloœciowo, ale tamci na pewno maj¹ odpowiednie uzbrojenie, w razie czego zaalarmuj¹ garnizon w Tarakuk, nie dadz¹ siê zaskoczyæ”.- Na myœl, ¿e trzeba pozostawiæ wiêzionych jeñców ich w³asnemu losowi, opad³a go bezsilna z³oœæ.Cofnêli siê w d¿unglê.By³o ju¿ zupe³nie ciemno i poruszanie siê w nie znanym terenie sprawia³o powa¿ne trudnoœci.Gdy zwiadowcy oddalili siê od obozów na tyle, i¿ bez obawy mogli porozumiewaæ siê pó³g³osem, Tanner chwyci³ Mannocka za ramiê.- Musimy siê gdzieœ u³o¿yæ, Paul.W nocy nie trafimy do swoich.Partyzant zamrucza³ coœ, a potem powiedzia³ g³oœniej:- Za dwie godziny bêdziemy w oddziale.- Jakim cudem? By Jove, ciemno jak w piekle.- W piekle jest bardzo jasno - Mannock wyci¹gn¹³ ramiê w stronê „klatek” z jeñcami, a potem podsun¹³ Australijczykowi pod nos rêkê na której przegubie widnia³a nafosforowana strza³ka kompasu, takiego samego, jak u Tommy'ego.- Nasi ¿o³nierze nosili na rêkach zegarki - burkn¹³ wyjaœniaj¹co.- Japoñczycy zak³adali kompasy.Nasi gubili siê w nocy, Japoñczycy posuwali siê nieomylnie naprzód.Mówi³em ju¿, Geoff, ¿e trzeba ich zwalczaæ sposobami wyuczonymi od nich.Ten kompas - odchrz¹kn¹³ znacz¹co - niedawno nale¿al do jednego z bohaterskich oficerów armii Nipponu.Dzisiaj przyda siê nam.- Chytry diabe³ - pochwali³ Tanner.- Chytroœci nauczy³em siê z musu.Ale okreœlenie „diabe³” schowaj dla nich – ramiê Mannocka ponownie wyci¹gnê³o siê w stronê obozu.Przedzierali siê przez ciemny g¹szcz, kaleczyli o wystaj¹ce ga³êzie i szarpi¹ce ubrania krzewy, lecz nie zmylili kierunku
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|