[ Pobierz całość w formacie PDF ] .To już cała moja historia, panowie.Możecie mnie uważać za mordercę, ale myślę, że równie dobrze służę sprawiedliwości jak i wy.Jefferson Hope opowiadał tak przejmująco, że siedzieliśmy w milczeniu, głęboko wzruszeni i zadumani.Nawet zawodowi detektywi, zblazowani i nawykli do najróżniejszych rodzajów zbrodni, przejęli się żywo jego opowiadaniem.Czas jakiś siedzieliśmy w ciszy, przerywanej tylko skrzypieniem ołówka Lestrade’a, który zapisywał ostatnie słowa opowieści.- Jest jeszcze jeden szczegół, który chciałbym wyjaśnić - odezwał się w końcu Sherlock Holmes.- Kto był pańskim wspólnikiem, który na moje ogłoszenie zgłosił się po obrączkę?Więzień żartobliwie mrugnął okiem odpowiadając memu przyjacielowi:- Mogę zdradzić tylko własne tajemnice.Nie chcę nikomu przysparzać kłopotu.Przeczytałem pańskie ogłoszenie i pomyślałem, że może być ono pułapką, a może też zwrócić mi upragnioną obrączkę.Mój przyjaciel zgodził się pójść i zobaczyć.Przyzna pan, że dzielnie się spisał.- Przyznaję - szczerze rzekł Holmes.- Panowie - poważnie wtrącił się inspektor - musimy przestrzegać przepisów prawa.We czwartek aresztowany stanie przed sądem, a panowie zostaniecie wezwani.Tymczasem ja za niego odpowiadam.Zadzwonił i dwóch strażników zabrało Jeffersona Hope, a my z Sherlockiem Holmesem wróciliśmy dorożką na Baker Street.ZakończenieWszystkim nam kazano stawić się przed sądem we czwartek.Ale kiedy dzień ten nadszedł, nasze zeznania nie były już potrzebne.Najwyższy Sędzia ujął sprawę w swe ręce i Jefferson Hope stanął przed trybunałem boskim, który sprawiedliwie zważy jego uczynek.W noc po ujęciu pękło serce Jeffersona Hope; rano znaleziono go na podłodze celi z błogim uśmiechem na ustach, jakby w ostatniej godzinie jasno ujrzał całe swoje życie i dobrze spełnione dzieło.- Gregson i Lestrade wściekną się z tego powodu - zauważył Holmes, gdy następnego wieczoru rozmawialiśmy o śmierci Jeffersona Hope.- Szumna autoreklama wzięła w łeb.- Nie wydaje mi się, żeby ujęcie Jeffersona Hope było ich zasługą - powiedziałem.- Na świecie nie ma znaczenia to, czego się dokonało - gorzko rzekł Holmes.- Chodzi tylko o to, by ludzie myśleli, że się czegoś dokonało.Ale pal sześć - ciągnął już pogodniej - za żadne skarby nie wyrzekłbym się tej sprawy.Jak sięgnę pamięcią, nie miałem wspanialszej.Niesłychanie prosta, miała wiele pouczających momentów.- Prosta?!- Trudno ją nazwać inaczej - Sherlock Holmes uśmiechnął się na widok mojej zdziwionej miny.- Choćby dlatego, że jedynie przy pomocy prostej dedukcji mogłem pochwycić przestępcę w ciągu trzech dni.- To racja - przytaknąłem.- Już raz powiedziałem panu, że to, co wychodzi poza szablon, jest raczej pomocą, a nie przeszkodą.W rozwiązywaniu tego rodzaju problemów należy przede wszystkim umieć myśleć “wstecz”.Ta metoda zwykle bywa bardzo skuteczna i łatwa, lecz ludzie rzadko z niej korzystają.W życiu codziennym bardziej opłaca się rozumować “naprzód” i dlatego zaniedbuje się myślenia wstecz.Na ogół jeden człowiek na pięćdziesięciu rozumuje analitycznie, gdy reszta - syntetycznie.- Przyznaję - powiedziałem - że nie bardzo pana rozumiem.- Nie łudziłem się, że pan mnie zrozumie.Zobaczymy, czy potrafię wyrazić się jaśniej.Większość ludzi, wysłuchawszy biegu wydarzeń, powie panu, co z nich wynikło.Połączą je sobie w umyśle i wywnioskują, co się dalej stać mogło.Ale niewielu znajdziemy takich, którzy z końcowego wyniku zdołają odtworzyć bieg wypadków, jakie do niego doprowadziły.O takiej właśnie zdolności myślenia mówiłem wspominając o rozumowaniu “wstecz”, czyli - analitycznym.- Pojmuję - powiedziałem.- W tej sprawie “wiadomą” był wynik, do reszty trzeba było dojść samemu.Pozwoli pan, że go teraz wtajemniczę w kolejne etapy mego rozumowania.Zacznijmy od początku: Poszedłem do tego domu nie mając jeszcze żadnego sprecyzowanego zdania.Oczywiście zacząłem od badania ulicy i jak już panu wspomniałem, dostrzegłem wyraźny ślad dorożkarskich kół, który - ustaliłem to w paru pytaniach - pozostał tam z nocy.O tym, że była to dorożka, a nie powóz prywatny, powiedział mi wąski ślad kół.Zwykła londyńska drynda jest dużo węższa od wielkopańskiej karety.Było to pierwsze zwycięskie osiągnięcie.Potem przeszedłem wolno wzdłuż ogrodowej ścieżki.Tak się złożyło, że była gliniasta, cudownie konserwująca ślady.Dla pana niezawodnie była tylko wydeptaną grząską ścieżką, ale dla mego wprawnego oka każdy odcisk na niej miał swą wymowę.W służbie śledczej żadna gałąź nie jest chyba tak ważna - i tak zaniedbana zarazem - jak sztuka czytania śladów.Na szczęście zawsze przywiązywałem do niej wielką wagę, a stała praktyka znakomicie mnie w tym wyszkoliła.Widziałem ślady ciężkich stóp konstabla, ale dostrzegłem też ślady dwóch ludzi, którzy przedtem przeszli przez ogród.Łatwo było wywnioskować, że szli tędy wcześniej, bo miejscami ślady ich stóp zatarte były przez inne, odciśnięte na nich.W ten sposób odkryłem drugie ogniwo, które powiedziało mi, że nocnych gości było dwóch: jeden bardzo wysoki (wyliczyłem to sobie z długości jego kroków), a drugi wytwornie ubrany, co mogłem wywnioskować z niewielkiego i eleganckiego odcisku bucików.Zaraz po wejściu do pokoju znalazłem potwierdzenie swojej tezy.Człowiek w eleganckich trzewikach leżał przede mną.A więc mordercą musiał być ów wysoki, jeśli w ogóle morderstwo wchodziło w rachubę.Na zwłokach nie było żadnych ran, ale wykrzywione strachem rysy zmarłego wskazywały, że wiedział, co go czeka.Twarze ludzi zmarłych na udar serca czy z jakiejś innej nagłej przyczyny nigdy nie są tak wykrzywione.Powąchałem wargi trupa, poczułem kwaśny odór i wywnioskowałem, że tego człowieka zmuszono do zażycia trucizny.A że go do tego zmuszono, wynikało z wyrazu nienawiści i przerażenia zastygłego na jego obliczu.Doszedłem do tego wniosku stosując metodę eliminacji: kolejnego odrzucania innych możliwości.Pozostawiłem tylko to, co odpowiadało faktom.Niech pan nie sądzi, że podobny wypadek zabójstwa jest odosobniony.Zmuszenie do przełknięcia trucizny nie jest niczym nowym w kryminalnych kronikach.Sprawa Dolskiego w Odessie i Leturiera w Montpellier od razu przyjdzie na myśl każdemu toksykologowi.A teraz pozostało najważniejsze zagadnienie: powód morderstwa.Nie chodziło o rabunek, bo zmarłemu nic nie zabrano.A więc polityka czy kobieta? To było pytanie, na które musiałem sobie odpowiedzieć.Polityczni mordercy zawsze pragną jak najszybciej dokonać dzieła i zaraz uchodzą.Tego morderstwa zaś dokonano z premedytacją, a zabójca pozostawił po sobie ślady w całym pokoju, które wskazywały, że bawił tam dość długo.Zatem osobista krzywda, nie polityczne względy, upominała się o tak obmyślaną zemstę.Napis odkryty na ścianie jeszcze bardziej mnie utwierdził w tym mniemaniu.Widocznie chodziło o zmylenie policji.A znaleziona obrączka rozwiała resztę wątpliwości.Jasne było, że zabójca użył jej, by przypomnieć ofierze jakąś zmarłą czy nieobecną kobietę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|