[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jondalar zdążył na ogół dobiec, zanim plusnęła z powrotem do rzeki.Ayla odkryła także słodkowodne małże, podobne do tych, które były w morzu koło jaskini klanu Bruna.Szukała roślin o wysokiej naturalnej zawartości soli, takich jak lebioda, podbiał i krzewy solanki kolczystej, żeby odtworzyć nieco uszczuplone zapasy, oraz innych korzeni, liści i nasion, które zaczynały dojrzewać.Na otwartej przestrzeni, a także w zaroślach nad wodą dużo było przepiórek, które łączyły się rodzinami w duże stada.Tłuste ptaki były bardzo smaczne i nietrudne do schwytania.Odpoczywali po południu, podczas najgorszych upałów, a w tym czasie gotowała się żywność na ich główny posiłek.Koło rzeki rosły tylko karłowate drzewa, rozpinali więc namiot jako zadaszenie, żeby mieć trochę cienia od palącego słońca.Późnym popołudniem, kiedy zaczynało się ochładzać, ruszali w dalszą drogę.Jadąc w kierunku zachodzącego słońca, osłaniali oczy stożkowymi kapeluszami.Zaczynali rozglądać się za miejscem postoju, gdy rozżarzona kula chowała się za horyzontem; rozbijali obóz o zmroku, a czasami podczas pełni księżyca, który oświetlał stepy swoim zimnym blaskiem; jechali również nocą.Wieczorny posiłek był lekki, często składały się nań resztki z obiadu, z dodatkiem może kilku świeżych warzyw, ziarna czy mięsa, jeśli zdobyli coś po drodze.Wtedy też przygotowywali coś, co można było rankiem szybko zjeść na zimno.Na ogół karmili również Wilka.Chociaż polował nocami, lubił gotowane mięso, a nawet ziarno i jarzyny.Rzadko rozbijali namiot, chociaż wdzięczni byli za ciepłe śpiwory.Nocą ochładzało się gwałtownie, a porankami często unosiła się wilgotna mgła.Nieczęste burze letnie i ulewne deszcze przynosiły nieoczekiwany i na ogół mile widziany chłodny prysznic, chociaż czasami powietrze było po nich jeszcze cięższe, a Ayla nienawidziła grzmotów.Zanadto przypominały jej dźwięk trzęsienia ziemi.Trzaskające błyskawice, które rozświetlały nocne niebo, napełniały ich zawsze nabożną grozą, ale Jondalar naprawdę niepokoił się piorunami, które uderzały niedaleko od nich.Nie lubił wtedy być na otwartej przestrzeni i zawsze miał ochotę wpełznąć do śpiwora i nakryć się płachtą namiotową.Nigdy tego jednak nie robił i za nic by się do tego nie przyznał.W miarę upływu czasu najbardziej, poza upałem, dokuczały im owady.Motyle, pszczoły, osy, nawet muchy i kilka komarów nie były szczególnie dokuczliwe.Prawdziwe kłopoty mieli z najmniejszymi z nich, z chmarami maleńkich gryzących muszek.Ale o ile dokuczały ludziom, to życie zwierząt czyniły nieznośnym.Te natrętne owady były wszędzie, właziły im do oczu, nozdrzy, pysków i dostawały się do spoconej skóry pod kudłatą sierścią.Stepowe konie latem na ogół migrowały na północ.Ich grube futro i nabite ciało były przystosowane do zimna.Wilk pochodził z północnego szczepu, chociaż na południowych równinach też żyli jego pobratymcy; żaden drapieżnik nie miał szerszego zasięgu zamieszkiwania niż ten gatunek.Z czasem wilki południowych rejonów zaadaptowały się do krańcowości warunków południa, z gorącym, suchym latem i zimą niemal równie mroźną co w pobliżu lodowców, ale ze znacznie większymi opadami śniegu.W ciepłych sezonach ich futro liniało znacznie bardziej niż sierść ich północnych krewnych, a zianie z wywieszonym jęzorem skuteczniej ich chłodziło.Ayla robiła wszystko, co było w jej mocy, żeby ulżyć cierpiącym zwierzętom, ale nawet codzienne zanurzanie się w rzece i najrozmaitsze leki nie chroniły ich przed maleńkimi muszkami.Otwarte, jątrzące się rany, zakażone szybko dojrzewającymi jajami muszek, powiększały się mimo starań znachorki.Tak konie, jak i Wilk traciły garściami sierść, po której zostawały nagie kawałki skóry, a reszta ich grubego futra była matowa i bez życia.Przemywając łagodzącym roztworem otwartą ranę koło ucha Whinney, Ayla powiedziała:- Dosyć mam tego upału i tych okropnych muszek! Czy już nigdy nie będzie chłodno?- Jeszcze będziesz marzyła o upałach, zanim ta podróż się skończy.Stopniowo, w miarę jak podróżowali w górę biegu wielkiej rzeki, zbliżali się ku poszarpanym wyżynom i wysokim szczytom na północy, a zwietrzały łańcuch górski na południu wzniósł się wyżej.Wędrując ciągle na zachód, mimo częstych zmian kierunku, nieznacznie kierowali się na północ.Następnie ostro skręcili na południe, zanim kolejny zakręt nie poprowadził ich na północny zachód, skąd łukiem poszli na północ, a wreszcie nawet na wschód przez pewien odcinek drogi, aż znowu zawrócili na północny zachód.Jondalar nie umiał powiedzieć dlaczego - nie było żadnych punktów orientacyjnych, które by poznawał - ale okolica wydawała mu się znajoma.Podążanie z biegiem rzeki zawiodłoby ich na północny zachód, ale był pewien, że potem znowu rzeka zakręci
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|