Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko spakowali obóz, ale Ayla była obrażona i nie rozma­wiała z Jondalarem.Podszedł do niej i raz jeszcze sprawdził wszystkie wiązania, tak jak to zawsze robił.Ayla chwyciła po­stronek Whinney i poszła pierwsza, zabierając konia, zanim Jon­dalar miał szansę sprawdzić jej ładunek.- Nie sądzisz, że sama wiem, jak załadować rzeczy na mojego konia? Powiedziałeś, że chcesz wreszcie ruszyć w drogę.Po co marnujesz czas? - rzuciła mu przez ramię.Jondalar pomyślał gniewnie, że po prostu starał się zachować ostrożność.Ona przecież nawet nie zna drogi.Poczekajmy, aż zacznie chodzić w kółko.Wtedy przyjdzie i poprosi, żebym pro­wadził.Podążył za nią.Ayla była przemarznięta i zmęczona wyczerpującym mar­szem.Brnęła do przodu, nie zwracając uwagi na otoczenie.Jeśli tak mu na tym zależy, no to się pospieszę - myślała.Jeśli kiedykolwiek zejdziemy z tego lodu, mam nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę lodowca.Wilk nerwowo biegał między Ayla na przodzie i Jondalarem z tyłu.Nie podobała mu się ta nagła zmiana szyku marszowego.Wysoki mężczyzna zawsze szedł na przodzie.Wilk wybiegł przed kobietę, która brnęła na oślep, obojętna na wszystko poza mrozem i własnymi urażonymi uczuciami.Wilk zatrzymał się nagle tuż przed nią, blokując jej drogę.Ayla obeszła go, prowadząc za sobą kobyłę.Obiegł ją i znowu zatrzymał się przed nią.Zignorowała go.Szarpnął ją za noga-wicę; odsunęła go na bok.Przebiegł kawałek do przodu, usiadł i zaskomlał, żeby zwrócić na siebie uwagę.Przeszła koło niego.Popędził z powrotem do Jondalara, zatańczył tuż przed nim na tylnych łapach i zawył, podbiegł kilka kroków w kierunku Ayli, znowu zawył l zawrócił znowu do Jondalara.- Co jest, Wilk? - spytał Jondalar, który wreszcie zauważył podniecenie zwierzęcia.Nagle usłyszał przerażający dźwięk, przytłumiony łoskot.Gwałtownie podniósł głowę i zobaczył przed sobą fontannę lek­kiego śniegu.- Nie! Och, nie! - zawołał i rzucił się do przodu.Kiedy śnieg opadł, ujrzał samotne zwierzę stojące na krawędzi ziejącej roz­padliny.Wilk podniósł łeb i zawył przeciągłym, zrozpaczonym wyciem.Jondalar rzucił się na ziemię na krawędzi rozpadliny i spojrzał w dół.- Aylo! - zawołał z rozpaczą.- Aylo! - W żołądku czuł ciężki kamień.Wiedział, że to jest beznadziejne.Nigdy go nie usłyszy.Leżała martwa na dnie głębokiej szczeliny w lodzie.- Jondalarze?Z daleko doszedł go cichutki, przestraszony głos.- Aylo? - Z przypływem nadziei jeszcze raz spojrzał w dół.Głęboko w szczelinie, na wąskiej półce z lodu, która wystawała ze ściany głębokiego rowu, stała przerażona kobieta.- Aylo, nie ruszaj się! - rozkazał.- Stój bez ruchu.Ta półka także może się oberwać.Żyje - pomyślał.Trudno w to uwierzyć.To cud.Ale jak ją stamtąd wydostanę?Wewnątrz lodowej przepaści Ayla przytuliła się do ściany, trzymając się mocno występów i szpar, sparaliżowana ze strachu.Brnęła przez sięgający do kolan śnieg, pogrążona we własnych myślach.Była zmęczona, zmęczona tym wszystkim: zmęczona zimnem, zmęczona walką o każdy krok w głębokim śniegu, zmę­czona lodowcem.Marsz po lodzie wyczerpał całą jej energię i była zmordowana do ostatnich granic.Choć nie ustawała w marszu, marzyła wyłącznie o dojściu do końca potężnego lo­dowca.Z ponurych rozmyślań wyrwał ją głośny trzask.Lód obsunął jej się spod stóp i nagle przypomniało jej się trzęsienie ziemi sprzed wielu lat.Instynktownie starała się czegoś chwycić, ale spadający śnieg i lód nie dawały żadnego oparcia.Czuła, że spada, niemal dusząc się w lawinie śniegu, ze śnieżnego mostu, który się pod nią załamał, ale nie miała pojęcia, w jaki sposób znalazła się na wąskiej lodowej półce.Spojrzała w górę, obawiając się nawet tego ruchu ze strachu, że zmiana w rozłożeniu wagi jej ciała może obluzować jej nie­pewną podporę.Ponad nią niebo było niemal czarne i zdawało jej się, że dostrzega niewyraźne migotanie gwiazd.Od czasu do czasu odłamek lodu czy garstka śniegu odrywały się powoli od krawędzi i spadające w dół drobinki obsypywały wystraszoną kobietę.Występ, na którym stała, stanowił część starszej warstwy, od dawna zagrzebanej pod śniegiem.W istocie był to duży, poszar­pany głaz narzutowy, który został oderwany od solidnej skały, kiedy lód powoli wypełniał dolinę.Majestatycznie płynąca rzeka lodu zbierała wielkie ilości ziemi, piachu, żwiru oraz głazów i z wolna przesuwała do środka, gdzie prąd był szybszy Moreny te formowały na powierzchni długie wstęgi rumowiska, w miarę tego, jak przesuwały się razem z prądem.Kiedy temperatura podniesie się z czasem na tyle, by stopić potężne lodowce, zo­staną po nich wały morenowe, składające się z nieposegregowa-nych bloków i okruchów skalnych.Czekała, bojąc się poruszyć i stojąc absolutnie nieruchomo, i słyszała ciche szemrania oraz przytłumione dudnienia z wnę­trza głębokiej lodowej rozpadliny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript