Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczy miała suche, lecz wyraz miłości i smutku na jej twarzy wzruszył Johnny’ego do głębi.Belinda wy­cierała ściereczką krwawą maskę, w jaką zmieniła się twarz Kir­sten, odsłaniała to, co pozostało z jej rysów.- Czy powiedziałaś.- zaczął Johnny.- Słyszałeś przecież.- Belinda, nie patrząc, przekazała ścierkę Bradowi.Ściągnęła z ramienia serwetę i rozpostarła na twarzy Kirsten.- Panie, miej litość nad jej duszą.- Też o to proszę - rzekł Johnny.Na białej serwecie kwit­ły małe czerwone maki; trzy po jednej stronie wypukłego kształ­tu, który był nosem Kirsten, dwa po drugiej i jeszcze z pół tuzi­na nad brwiami.Miały w sobie coś hipnotycznego.Johnny otarł dłonią pot z własnego czoła.- Boże, jak mi smutno.Belinda popatrzyła na niego, potem na męża.- Wszystkim nam jest smutno.Ale pytanie brzmi, co dalej?Nim któryś z nich zdołał odpowiedzieć, z kuchni weszła do sa­lonu Cammie Reed.Twarz miała pobladłą, lecz opanowaną.- Panie Marinville?- Johnny - odparł, odwracając się do niej.Musiała, to trawić przez chwilę - kolejny klasyczny przypa­dek myślenia spowolnionego przez szok - nim zrozumiała, że on chce, by mu mówić po imieniu.Wreszcie skinęła głową.- Johnny.Jasne, nie ma sprawy.Znalazłeś pistolet? Jest jakaś amunicja do niego?- Odpowiadam „tak” na oba pytania.- Mógłbyś mi to dać? Moi chłopcy chcą sprowadzić pomoc.Przemyślałam to i postanowiłam się zgodzić.To znaczy, jeśli dasz im pistolet Davida.- Nie mam nic przeciwko oddaniu rewolweru - odparł John­ny, nie do końca pewny, czy mówi całą prawdę - ale wyjście z ukrycia może się okazać wyjątkowo niebezpieczne, nie sądzisz?Spojrzała na niego spokojnie, bez śladu zniecierpliwienia w oczach, lecz mówiąc pukała palcem w zaschniętą na bluz­ce kroplę krwi.Pamiątkę krwotoku z nosa nieszczęsnej Ellen Carver.- Zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa i gdyby to chodzi­ło o ulicę, powiedziałabym „nie”.Ale chłopcy znają ścieżkę przez lasek za domami po tej stronie.Mogą tamtędy dojść do Anderson Avenue.Jest tam opuszczony budynek po magazynach firmy prze­wozowej.- Veedon Brothers - dodał Brad, kiwając głową.-.a z parkingu za nim biegnie rura kanalizacyjna, która dochodzi aż do strumienia przy Columbus Broad.Jeśli już nic więcej, to przynajmniej znajdą tam czynny telefon i kogoś za­wiadomią.- Cam, czy oni w ogóle potrafią obchodzić się z bronią? - spytał Brad.Znów to wyniosłe spojrzenie, pytające: „Czemu obrażasz mo­ją inteligencję?”- Dwa lata temu chodzili z ojcem na kurs bezpiecznego posługiwania się bronią.Głównie chodziło o broń myśliwską, ale krótka też była w programie.- Skoro Jim i Dave znają tę ścieżkę, ci co do nas strzelali, też mogą znać - zauważył Johnny.- Myślałaś o tym?- Tak.- Na twarzy Cammie pojawiły się pierwsze, choć nieznaczne oznaki zniecierpliwienia.Johnny podziwiał jej opano­wanie.- Ale ci.obłąkańcy.nie są stąd.Nie mogą być stąd.Czy widzieliście wcześniej którąś z tych furgonetek?Ja może i widziałem - pomyślał Johnny.- Jeszcze nie je­stem pewien gdzie, ale gdybym tylko mógł chwilę spokojnie po­myśleć.- Nie, ale uważam.- zaczął Brad.- Myśmy się tu sprowadzili w osiemdziesiątym drugim roku, kiedy chłopcy mieli trzy lata - przerwała mu Cammie.- Oni twierdzą, że tę ścieżkę w ogóle mało kto zna oprócz dzieciaków i że ta rura na pewno też tam jest.Ja im wierzę.Pewnie, że wierzysz - skomentował to w duchu Johnny - ale to rzecz drugorzędna.Tak samo jak nadzieja, że sprowadzą pomoc.Po prostu chcesz ich stąd wydostać, prawda? Pewnie, że tak, i nie potępiam cię za to.- Johnny - dodała, przypuszczając być może, że jego mil­czenie oznacza dezaprobatę dla pomysłu - nie tak dawno chłop­cy niewiele starsi od nich walczyli w Wietnamie.- Nawet młodsi - odparł.- Byłem tam.Widziałem ich.- Pisarz wstał i jedną ręką wyciągnął zza pasa domowych spodni rewolwer, a drugą pudełko naboi z kieszeni koszuli.- Chętnie dam to twoim chłopakom, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript