[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Siądnijcie za stół, zaraz dziewczynę podeślę.Ryba dziś, kasza, plackiz jabłkiem, polewka z kury, duszona rzepa z czosnkiem i jajka.A panom co trze-ba? dodał jednym ciągiem.W tej samej chwili Wiatr poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.Nerwowo rzuciłokiem do tyłu i z ulgą zobaczył znajomą twarz Gryfa.Obok stał nadąsany Pro-mień.67 Izbę na dwie, trzy noce powiedział wesoło Gryf. Trzeba zakosztowaćmiasta, nim się zamknę w kancelarii.Wiatr dostrzegł, że chłopak zdążył już zmienić fryzurę na urzędniczą modłę wszystkie włosy sczesane gładko do tyłu i związane w krótką kitkę, mocno pod-strzyżone nad skroniami.Przy pasku miał przywiązaną łupkową tabliczkę w drew-nianej ramce.A na środkowym palcu ręki spoczywającej wciąż na Wiatrowym ra-mieniu widniała plama z atramentu.Kilka drobnych szczegółów i Gryf nabrał wy-glądu młodziutkiego pisarza, który właśnie wyrwał się spod kurateli promotora.Natomiast Promień w swojej wyświechtanej irchowej bluzie, z łukiem, włosamiwysoko spiętymi w koński ogon i pasami smolistej czerni nakreślonymi poprzezobie dolne powieki, grzbiet nosa oraz policzki wyglądał tylko na to, na co wy-glądał.Na myśliwego z okolic Gór Igielnych półdzikiego, nieprzywykłego dorozmów z ludzmi, do tego cholernie drażliwego. Słyszeliśmy o kłopocie, z całym szacunkiem. tu Gryf mrugnął żar-tobliwie do oberżysty .przypadkowo.Nam wszystko jedno, czy we dwóchśpimy, czy we trzech.Panienki mogą za ścianą, a my razem i należności tylkotrzecią część, z całym szacunkiem, pan szanowny uiści. Hmmm. udał namysł Wiatr. I tak można powiedział oberżysta. Byle potem skarg nie było, że tamco zginęło. Ale.! obruszył się Gryf. Mnie się palce nie lepią.A u mnie z koleinie bardzo jest co kraść. Jestem Stawiarz, pisarz z Lenenji zwrócił się z galanterią do Hajga.Z kim mam przyjemność? Wigor, tracz mruknął Wiatr Na Szczycie, obiecując sobie w myśli, żezbeszta Gryfa za tę paplaninę. A piękne panie? Siostrzane.To Rubin, a to Jodła.Myszka dygnął niezgrabnie, młynkując palcami i płonąc rumieńcem.Jagodaposzła za jego przykładem, kłaniając się jeszcze bardziej niezdarnie i rzucającGryfowi spod ronda spojrzenie morderczyni. Zadzior burknął Promień i zamilkł, uznając prezentację za wystarczają-cą.Zapłacili za jedną noc z góry.Oberżysta skierował ich na piętro. Panówdo drzwi z trzema pałkami , panienki obok, pod cztery.Zwiece i krzesiwo napółce koło okna.Na ogień uważać.Ręczniki wiszą na ćwiekach koło drzwi.Wódapowinna być w dzbanku.Jakby co było potrzeba, to zawołać i dziewczyna z dołuprzyjdzie.Gryf spytał o łaznię i uzyskał odpowiedz, że jest w podwórzu.Zejśćtrzeba tylnymi schodami, a grzanie wody kosztuje dodatkowe dwa miedziaki.U szczytu schodów Gryf usłyszał, jak Promień syczy jadowicie za jego pleca-mi:68 Kąpać się panu szanownemu zachciewa? Zaprezentować publicznie swojetatuaże? To się łaziebny zadziwi pisarczyk z prowincji, a oko ma na skórze!Gryf zmarszczył się, niechętnie przyznając rację Iskrze. Zapocony jestem jak muł! fuknął przyciszonym głosem. A ty się nieumyjesz, śmierdzielu?! W misce. To dopiero kąpiel w misce! A niech to, miałem nadzieję, że się wymo-czę!* * *Izdebka przydzielona Myszce i Jagodzie była malutka i bardzo ubogo urzą-dzona.Wyłącznie najniezbędniejsze sprzęty.Na szczęście było tu schludnie.Czy-jeś pracowite ręce wyszorowały podłogę do czystego, srebrno siwego koloru sta-rego drewna.Prześcieradła pachniały świeżością.Kobieca ręka, o której mówiłWiatr Na Szczycie, najwyrazniej oznaczała również żelazne rządy.Ledwo zamknęły się drzwi, Myszka z ulgą zerwał chustkę z głowy i roztrzepałpalcami przyklepaną czuprynę. Ale duchota. sapnął. Niby tu powinno być chłodniej niż na Jasz-czurze, a powietrze aż się lepi do ciała.Zciągnął przez głowę koszulkę i wyplątał się z fałdzistej spódniczki, pozosta-jąc wyłącznie w przepasce biodrowej.Jagoda naśladowała go, rozbierając się dohaleczki na cienkich ramiączkach.Podeszła do niewielkiego okna przesłoniętegodrobną krateczką z listewek.Wychodziło na podwórze.Przyjrzała się przestrzeniograniczonej ze wszystkich stron ścianami przybudówek.Były dość niskie, więcbez przeszkód docierało tu słońce.Na jednej ze ścian umieszczono kilka półek,a na nich stały gliniane donice, w których rosły jakieś zielska.Dziewczyna domy-śliła się, że to po prostu zioła, jakich kucharka używa do przyprawiania potraw.W poprzek podwórka przeciągnięte zostały sznury z wiszącymi na nich białymipłachtami prześcieradeł i ręczników.Obok wielobarwne plamy sukienek, hafto-wane we wzory tuniki i koszule, chustki cały ten pstry natłok sechł i płowiałpokornie w promieniach popołudniowego słońca.Między sznurami kręciła sięwysoka, postawna kobieta w spódnicy czerwonej niczym kwiat maku.Jedną rę-ką opierała na biodrze płytki kosz, częściowo wypełniony bielizną, drugą macałaręczniki i wybierała te, które już wyschły.Czynność była niesłychanie przyziem-na, ale nieznajoma wykonywała ją z gracją tancerki.Jagoda zapatrzyła się na jejzgrabną sylwetkę i sama raptem poczuła się niezdarna, bez cienia uroku.%7łałośnieśmieszna z tym swoim chłopięcym sposobem chodzenia, kompletnym brakiem69obycia między ludzmi.Jak małpka wyciągnięta z samego środka puszczy.Farbo-wana małpka.Kobieta z koszem zniknęła z pola widzenia.Zapewne weszła kuchennymidrzwiami do karczmy.Jagoda odsunęła się od okna.Położyła się na wąskim łóżkutwarzą do ściany i gryzła wargi, walcząc z chęcią wybuchnięcia płaczem. Chcędo domu, do domu pomyślała.Tu czuła się tak obco, zupełnie obco. Jagoda, czy ty się dobrze czujesz? spytał Myszka troskliwie. Jestem zmęczona odrzekła zgodnie z prawdą, ale nie dodała już nicwięcej.W tej chwili drzwi uchyliły się i w szparę zajrzał Wiatr Na Szczycie. Schodzimy na dół coś zjeść.? zawiesił głos, widząc rozebranegoMyszkę, który ścierał właśnie farbę z oczu, oraz Jagodę, która sprawiała wrażenieśpiącej. Przyniosę wam coś na górę dokończył bez zapału i drzwi zamknęły sięna nowo.Kobieca ręka objawiła się również w jakości jedzenia.Wiatr Na Szczycie daw-no już nie jadł równie dobrze przyrządzonej ryby.Gryf i Promień (czy też możeraczej Stawiarz i Zadzior) naturalnie przysiedli się do tego samego stołu.Gryf zeswadą łgał o swoich studiach w stolicy, o pracy, którą ma zamiar podjąć w samymZamku Magów i opowiadał piętrowe dowcipy, zwracając na siebie uwagę wielusąsiadów.Najwyrazniej znakomicie się bawił, korzystając z tego, że Hajg mo-że jedynie gromić go wzrokiem i złorzeczyć w myślach.Promień nie wychodziłz roli małomównego dzikusa.Pożerał łapczywie zbyt wielkie kęsy, wypluwał ościna podłogę, a nawet próbował dłubać w zębach czubkiem noża.W jego spojrze-niach rzucanych z rzadka znad talerza było coś, co mówiło Wiatrowi, że młodemuksięciu takie niechlujstwo sprawia przewrotną uciechę.%7ładen z trzech biesiadników nie zwrócił uwagi na kogoś, kto tkwił już od pew-nego czasu w przejściu do kuchni.Zasłona z glinianych paciorków nanizanych nasznurki sprawiała, że można było dostrzec tylko ciemny zarys kobiecej postaci
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|