[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Otworzył oczy i dostrzegł je najpierw w słupie światła słonecznego jak setkę witraży, potem na podłodze niczym dywan utkany przez natchnionego szaleńca i w powietrzu, niby liście unoszone na wietrze.Nareszcie, powiedział w duchu.Obserwował je przez jakiś czas, a potem ostrożnie podniósł koc.Motyle uniosły się razem z nakryciem.Powoli spuścił nogi z łóżka; motyle odleciały, po czym znów go nakryły całym rojem.Brodził wśród nich jak w płytkiej wodzie na brzegu morza, one zaś bez końca zbliżały się do niego i szybko cofały.Ten, kto walczy i ucieka, następnego dnia doczeka, pomyślał.Musiałyście wreszcie do mnie przyjść, powiedział na głos.Potem wzdrygnął się, gdyż oznaczało to zmianę w jego życiu, zmianę, na którą przedtem czekał, a teraz wcale nie miał pewności, że naprawdę jej pragnie.Motyle unosiły się wokół niego przez cały ranek, gdy przygotowywał się do podróży.Wiedział, iż będzie to ostatnia podróż w jego życiu, jedna z wielu.Urodził się w bogatej rodzinie należącej do elity władzy w Sennabris, największym z używających benzyny miast wybrzeża.Wyrósł patrząc, jak wielkie okręty wpływają do portu, by opróżnić ładownie w miejskich zbiornikach.Kiedy rozpoczął pierwszą podróż, nie wypłynął w ślad za tankowcami na morze.Zamiast tego wybrał czystszą, jak mu się wydawało, drogę w głąb lądu.Mieszkał w przepychu w wiszącym mieście Besara na klifach Carmelu; pełnił jakiś czas funkcję gubernatora w Kafr Kamei na Równinie Esdraelon aż do Wojny Megiddyjskiej; zbudował Schody Ekdippa w litej skale - przy ich budowie zginęło tysiąc ludzi i uważano to za niską cenę.I podczas każdej podróży coś tracił.Pozostawił zamiłowanie do luksusu w Besarze; zaspokoił żądzę władzy i zapomniał o niej w Kafr Kamei; pragnienie zbudowania pomnika, który przetrwa wieki, zrzucił jak płaszcz w Ekdippie; i na samym końcu znalazł się tutaj, na bardzo ubogiej farmie na skraju Pustyni Machaerus, z ciągnikiem, wymagającym ciągłych napraw, by zechciał pracować, i zbiorami tak małymi, że ledwie wystarczały na kupno żywności dla niego samego i paliwa dla jego maszyn.Nie miał nawet dość pieniędzy, by zapłacić za światło, i po zachodzie słońca niezmiennie zapadał dla niego nieprzenikniony mrok.Lecz nawet tutaj wiedział, że czeka go jeszcze jedna podróż, gdyż nie stracił wszystkich pragnień: nadal, kiedy pracował w polu, zanurzał palce w glebie; wciąż jeszcze płukał nogi w błotnistym kanale; dalej siedział godzinami w upalne popołudnia i patrzył na stojące nieruchomo niby skała zboże, które chłonęło słońce, i dawało potem suche, twarde ziarno.Amasa wiedział, że będzie również musiał opuścić tę swoją ostatnią miłość, miłość do życia, zanim poczuje, że jest gotów umrzeć.Motyle go wzywały.Starannie naoliwił traktor i wstawił go do szopy.Zamknął główną tamę na kanale i nasypał na nią ziemi, żeby wiosną woda nie wypłynęła na jego leżące odłogiem pola i się nie zmarnowała.Napełnił manierkę wodą i włożył do torby pielgrzymiej, którą przewiesił przez ramię.To wszystko, co zabieram, rzekł.I nawet to wydawało mu się większym brzemieniem niż pragnął dźwigać.Motyle roiły się wokół niego i próbowały odciągnąć go z drogi na pustynię, ale nie poszedł tam od razu.Popatrzył na swoje pola, zamienione w rżyska po zbiorach.Tuż za nimi kłębiło się zielsko żywiące się resztkami wody nie wykorzystanej przez jego zboże.Za zielskiem zaś rozciągała się Pustynia Machaerus, gdzie umiera wszystko, co kocha wodę.Było to skaliste odludzie: skupiska skał, żwir i piasek.A przecież widział tam też ruiny: drewniane szkielety domów, w których niegdyś mieszkali farmerzy.Niektórzy ludzie uważali to za znak, że pustynia się rozszerza, ale Amasa znał prawdę.Te ruiny były ostatnimi śladami po żałosnych Sebasti, wędrownym plemieniu wegetującym jak zielsko na skraju jego pól.Kiedyś kanałami popłynęła niewielka nadwyżka wody.Sebasti szybko o tym usłyszeli.Niebawem przybyli w rozklekotanych ciężarówkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|