Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym momencie Henio zdołał otrząsnąć się z pierwszego wrażenia i włączył magnetofon.Zarazem ostatecznie uwierzył, że nie ona zabiła ciotkę.Nie przyczyniła się także do tego zabicia i nie miała spółki z Rajczykiem.Gdyby w najmniejszym bodaj stopniu czuła się winna, zachowałaby jakiś umiar w zwierzeniach.— Kiedy… — spytała Kasia.— Kiedy to się stało? I jak…?Świadom, że taśma nagrywa wszystko jak leci bez żadnego wyboru, Henio odpowiedział pytaniem:— Czy pani znała niejakiego Jarosława Rajczyka?— Rajczyka? Znałam.Ale nawet nie wiedziałam, że ma na imię Jarosław.Widziałam go kilka razy, kiedy jeszcze tam mieszkałam, później już nie.No, raz… To był znajomy mojej ciotki.A co…?— Nic.On też nie żyje.Kasia zamilkła i tylko patrzyła z wielkim znakiem zapytania w oczach.Henio w bardzo skąpych słowach poinformował ją o sytuacji, jaką zastali w mieszkaniu na Willowej, starannie unikając wyjawienia sposobu zejścia z tego świata obojga denatów.Ciotka mogła zostać uduszona, zastrzelona, otruta i obowiązkiem jego było sprawdzenie, czy siostrzenica nie zdradzi się, że wie.Kasia wysłuchała spokojnie, po czym poprosiła, żeby kontynuować przesłuchanie.Powie wszystko, co może dopomóc w rozwikłaniu sprawy.Henio zaczął od muchomorów.— O Boże drogi! — odparła na to, nagle ujawniając przygnębienie.— Czy te koszmarne muchomory miały z tym jakiś związek…? Nie, ja rozumiem, już mówię.Jak sięgam pamięcią, od lat, gotowała je i robiła z nimi jakieś eksperymenty, później, nie tak dawno, zrozumiałam, że starała się o największe stężenie toksyn.Skuteczne to było nie tylko na muchy, karaluchy także wytruła, nie do uwierzenia, jaka to silna trucizna.Raz próbowała otruć kota, taki dachowiec, nieszkodliwy, ze strychu, dała mu to w mleku… ściśle biorąc, mnie kazała.Nie wiedziałam, że to z muchomorem, zaniosłam na strych, zdziwiona byłam okropnie, bo ona nie karmiła zwierząt, ale kot na szczęście chyba zgadł, bo nie chciał pić.Nie uwierzyła mi, sama poszła, wołała go, ale takim głosem, że powinien był uciec na koniec świata.i uciekł.Więc z kotem jej się nie udało, wylała to mleko do sedesu, miskę szorowała mydłem i wrzątkiem, wtedy zrozumiałam, że było zatrute i przeżyłam ciężkie chwile.Lubię zwierzęta…— Jak to się stało, że żadna z pań nie zatruła się przypadkiem?Kasia spojrzała na niego jakoś dziwnie.— Ona przecież wiedziała, co robi.Była bardzo ostrożna.A mnie nie było wolno niczego jeść ani pić samej, bez niej.Wszystko było przede mną zamknięte.Nie ośmieliłabym się.Zdarzało mi się czasem napić wody z kranu, ale nic poza tym.— Pan Rajczyk rozkuł ścianę i wydobył z niej kasetkę ze złotem.Co pani o tym wie?Kasia okazała normalne zainteresowanie.— Więc jednak…! Pojęcia nie mam… Nie, nie tak.Coś wiem na ten temat, oczywiście, ale to są rzeczy podsłuchane, a w ostatnich czasach trochę mi opowiadała pani Krysia, to jest pani Pyszczewska, z tym że mnie się to wydaje bardzo mętne.Podobno istniały jakieś zamurowane rzeczy po moim pradziadku, nikt nie wiedział gdzie i ten Rajczyk ich szukał.Miałam wrażenie, że jest czymś w rodzaju wspólnika mojej ciotki, a może konkurenta.Nie dam głowy, czy tego czegoś w ścianie nie zamurowała dawno temu sama ciotka, albo jej mąż, jeszcze za życia.Pani Pyszczewska twierdzi, że ciotka miała majątek, w dodatku ten majątek miał należeć do mnie, ale nie bardzo w to wierzę.Nigdy żadnego majątku nie widziałam, a żyłyśmy wręcz ubogo.— To teraz go pani zobaczy — obiecał Henio bez zastanowienia.— Mieszkanie zostało przeszukane i znaleźliśmy dość dużo.Możliwe, że wszystko należy do pani, na razie pozostaje w depozycie.Zniknęło tylko to złoto ze ściany i przykro mi bardzo, ale to mieszkanie pani tutaj też musimy przeszukać.W dodatku zaraz.Kasia wcale nie próbowała ukryć żywego niepokoju.— Ale to nie jest moje mieszkanie! Boże drogi… To jest mieszkanie mojej nauczycielki, ona mi je zostawiła na czas wyjazdu z pełnym zaufaniem! Ja rozumiem, że bez tego się pewnie nie obejdzie, ale czy przeszukanie może się odbyć jakoś tak… taktownie? Tu są jej rzeczy…Henio chciał się wreszcie odczepić od rozmaitych niepewności.Przyobiecał takt i subtelność i przez telefon wezwał pomoc.Dalszy ciąg rozmowy odbywał się przy akompaniamencie dodatkowych dźwięków.— To jeszcze niech mi pani powie, kiedy i w jakim celu zrobiła pani ten ostatni bałagan u ciotki.Bo że pani go zrobiła, to wiemy.Czego pani szukała?— Tego — odparła Kasia bez sekundy wahania i wskazała leżące na stoliku cztery stare albumy do zdjęć.— Ostatnim razem, za ostatnią wizytą, jak tam poszłam trzy dni temu, ona była bardzo nieprzyjemna i powiedziała, że to spali.Albo zniszczy jakoś inaczej, ale zniszczy.I wtedy już się zdenerwowałam.Te albumy należą do mnie.Tam są zdjęcia moich rodziców, mojej rodziny, mam do nich prawo.Nigdy mi ich nie tylko nie chciała dać, ale nawet pokazać, a o ich istnieniu dowiedziałam się w ogóle dawno temu od pani Krysi.No i wreszcie się zdenerwowałam i poszukałam ich, może rzeczywiście nieco gwałtownie… Ale znalazłam.Zabrałam i uciekłam.— A ciotka nie protestowała?— Jeszcze jak! Stała mi nad głową, awanturowała się, wyrywała z rąk różne rzeczy…Zawahała się na moment.— No dobrze, powiem.Zaszantażowałam ją.— Jak? — zainteresował się Henio chciwie.— Rozpaczliwie.Przypomniało mi się to gadanie pani Krysi, pojęcia nie miałam, ile było w nim prawdy, ale krzyknęłam nagle, że wiem o tych pieniądzach, przeznaczonych na moje utrzymanie, i jeśli nie dostanę zdjęć, zażądam od niej wyliczenia finansowego, bo już jestem pełnoletnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript