[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Na myśl, że Paulina poślubiła jednakosobnika odpowiedniego wiekiem, Michał doznał ukojenia.Wciągnął się już bezreszty w dzieje tej dziwacznej rodziny, w której córki nagminnie uciekały z domu,a matki okazywały bezlitosną nieugiętość.Przy okazji dostrzegł kontrast międzyowym ukrytym majątkiem, a trzecim piętrem w oficynie i wreszcie uwierzył osta-tecznie, że starszy Franciszek Włókniewski do końca dochował tajemnicy.Na kilka skromnych dokumentów, dotyczących Józefa Mieniuszki, syna Da-mazego, wedle których rzeczony Józef zaciągał długi i wyzbywał się gruntów,32Michał nie zwrócił już uwagi.Z roztargnieniem obserwując zamglony wschódsłońca pomyślał, że jakoś chyba do tych spadkobierców dotrze.Będzie musiał za-cząć od Włókniewskich ze wsi, bo na wsi jednak mniej się zmieniło niż w mieście,szczególnie w Warszawie.Oficyny z trzecim piętrem nie ma już od trzydziestupięciu lat, Bóg raczy wiedzieć, co się mogło stać z Pauliną i Franciszkiem, moż-liwe jednak, że wiedzą coś o nich potomkowie Antoniego.Wiadomość o skrzyninotariusz miał przekazywać ustnie i wyłącznie jednej osobie.Któż mógł być tąosobą, którą wybrał sobie w obliczu wojny? Chyba tylko ktoś ze spadkobierców,nikt obcy.Trzeba ich znalezć, tych potomków Katarzyny, i razem z nimi spróbo-wać odgadnąć, co też mogła wykombinować Zofia Bolnicka do spółki ze starymnotariuszem.Z powiadomieniem władz muzealnych i milicji postanowił na razie jeszcze za-czekać.Mimo wszystko rzecz była niepewna, a przedwczesne rozgłoszenie spra-wy mogło jej tylko zaszkodzić.Zdecydował się szukać na własną rękę, co niepowinno spowodować żadnych strat, bo skoro skarb wytrzymał do tej pory, wy-trzyma i dalej.A myśl, że on sam, osobiście i własnoręcznie miałby odnalezći ocalić to wszystko.Przecudowna, zuchwała, niebiańska myśl płonęła mu w duszy i zatykała dechw piersiach.* * *Indyki lazły drogą powoli i majestatycznie, co chwila wybuchając pełnymoburzenia gulgotem i nie zwracając najmniejszej uwagi na klakson i warkot sa-mochodu.Przejechanie ich wydawało mi się niewskazane.Wlokłam się za stademna jedynce, trąbiąc, porykując silnikiem i popychając zderzakiem pierzaste kuprybez żadnego skutku.Indyki zaparły się w sobie i nie zmieniały tempa.Gruntowa droga była wysadzana drzewami, po jednej jej stronie ciągnęła sięwieś, po drugiej łąka i pola, za nimi na horyzoncie czerniał las, bliżej trzciny na33łące wskazywały miejsce usytuowania małego jeziorka, stawu czy też bagienka.Mogłam swobodnie kontemplować krajobraz, bo do indyków dołączyło wielkiestado gęsi, które do reszty zagrodziły drogę i wykluczyły dalszą jazdę.Wylazłyz jakiegoś podwórka przede mną i przełaziły w poprzek, zmierzając ku łące.Gdzieś tutaj, w tej okolicy, prawdopodobnie przy bagienku, znaleziono zwło-ki nie zidentyfikowanego faceta, który miał przy sobie mój adres.Nie tylko mójzresztą.Tajemnicze zwłoki zaopatrzone były w adresy bez mała całej mojej ro-dziny; adres moich rodziców i mojej ciotki Lucyny w Warszawie, mojej kuzynkiLilki w Cieszynie, jej brata Henryka we Wrocławiu, nawet adres mojej drugiejciotki, Teresy, w Kanadzie.Poza owymi adresami, starannie spisanymi na obszar-panym kawałku papieru, zwłoki nie posiadały nic i nie zdołano stwierdzić, kimbyły za życia.Przesłuchani zostaliśmy oczywiście wszyscy solidnie i rzetelnie.Milicja oka-zała nam dużą uprzejmość, prezentując podobiznę nieboszczyka odpowiednioupiększoną, tak że wyglądał na niej prawie jak żywy i nie budził zgrozy, jak rów-nież nie domagając się oglądania go w naturze.Nikt z rodziny go nie znał.Niktnigdy nawet nie widział go na oczy i było to pewne do tego stopnia, że nawetorgana MO przestały żywić jakiekolwiek wątpliwości.Znaleziono owe zwłoki je-sienią zeszłego roku, zadano nam parę tysięcy pytań i niczego nie wyjaśniono.Już pod koniec wnikliwych dociekań padło między innymi pytanie, czy cośnam mówi nazwisko Mieniuszko.Mój ojciec, moja matka i ja od razu zgodniestwierdziliśmy, że pierwsze słyszymy, moja ciotka natomiast, Lucyna, zamyśliłasię. Chyba je kiedyś słyszałam rzekła w zadumie, budząc błysk nadziei natwarzy pytającego kapitana MO. Tak mi chodzi po głowie.Ale dotyczy toczasów, kiedy miałam szesnaście lat, więc wątpię, czy pana teraz zainteresuje.Poza tym i tak nie pamiętam, skąd mi się bierze.Kapitan MO spojrzał na nią z nie skrywanym obrzydzeniem i zaniechał dal-szych pytań.Podobiznę denata zaprezentowano także Teresie w Kanadzie, o czym powia-domiła nas listownie, komunikując, iż ostatnio dostrzega niezwykły urodzaj na34podejrzanych półgłówków.Jeden podejrzany półgłówek usiłował wypytywać jąo rozmaitych przodków, przychodził dwa razy, obcy człowiek, w ogóle go niezna, drugi zaś, niezależnie od pierwszego i w jakiś czas pózniej, podtykał jej foto-grafię jakiegoś faceta, który wyglądał na nieboszczyka, upierając się, że ona o nimcoś wie.Nie wie i nie chce wiedzieć.Z osobami, które tak wyglądają, nie życzysobie mieć do czynienia.Wyjaśniliśmy jej, również listownie, że osobnik na zdjęciu słusznie wyglądałna nieboszczyka.Zaintrygował nas niezmiernie pierwszy półgłówek, który skła-dał wizyty miesiąc przed znalezieniem zwłok i mógł mieć jakieś znaczenie, aleo nim również Teresa nic nie wiedziała.Po paru miesiącach przyjechała na wypo-czynek do Polski i zagadkowość imprezy poruszyła wszystkich na nowo.Postano-wiliśmy odbyć wycieczkę do Woli, aby obejrzeć okolicę, która stanowiła ostatniemiejsce pobytu na tym padole dziwnego nieboszczyka, szczególnie że okolica teżbyła niejako rodzinna
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|