[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Żal po śmierci siostry czy szwagierki raczej nie skłania ludzi do samobójstwa.A na pewno nie do podwójnego.- Chyba że - zauważył Poirot - Margaret Ravenscroft była odpowiedzialna za śmierć siostry.- Mój Boże! - wykrzyknął doktor Willoughby.- Chyba nie sugeruje pan.?- Że Margaret śledziła swoją siostrę i to jej ręka pchnęła Dorotheę w dół urwiska?- Kategorycznie protestuję przeciwko tak absurdalnym pomysłom!- Z ludźmi - zauważył Poirot - nigdy nic nie wiadomo.ROZDZIAŁ PIĘTNASTYEugene i Rosentelle, styliściPani Oliver z aprobatą spojrzała na Cheltenham.Tak się złożyło, że nigdy nie trafiła tu wcześniej.Jak miło, powiedziała do siebie, zobaczyć domy wyglądające niemal jak domy, to znaczy właściwe domy.Cofając się pamięcią do dni młodości przypomniała sobie, że znała, a przynajmniej jej krewni, ciotki znały ludzi mieszkających w Cheltenham.Zazwyczaj byli to emerytowani oficerowie armii lub marynarki.Pomyślała, że w takim właśnie miejscu chciałby mieszkać każdy, kto spędził życie za granicą.Kojarzyło się z angielską stabilnością, dobrym smakiem, miłą pogawędką i rozmowami.Zajrzawszy do paru ładnych sklepów z antykami, odnalazła adres, pod który chciała dotrzeć, albo raczej Herkules Poirot chciał, żeby dotarła.Firma nazywała się “Salony Fryzjerskie Rose Green”.Weszła do środka i rozglądnęła się.Cztery czy pięć osób poddawano zabiegom fryzjerskim.Pulchna młoda dama zostawiła swoją klientkę i podeszła do pani Oliver z pytającym wyrazem twarzy.- Pani Rosentelle? - odezwała się pani Oliver, spoglądając w dół na wizytówkę.- Powiedziała, że zobaczy się ze mną, jeśli przyjdę tu rano.Nie zamierzam - wyjaśniła - robić czegokolwiek z włosami.Chciałam poradzić się w pewnej sprawie.Prawdopodobnie uprzedzono ją telefonicznie i obiecała, że jeśli przyjdę o pół do dwunastej, poświęci mi trochę czasu.- Ach tak - odparta dziewczyna.- Myślę, że madame spodziewa się kogoś.Poprowadziła panią Oliver w dół po kilku schodkach i pchnęła drzwi wahadłowe.Z salonu fryzjerskiego przeszły najwyraźniej do mieszkania pani Rosentelle.Pulchna dziewczyna zastukała w drzwi mówiąc;- Ktoś do pani.- Wetknęła nos do środka, a potem dość nerwowo spytała:- Jak się pani nazywa?- Ariadna Oliver - odparła.I weszła.Pokój wywoływał wrażenie kolejnego salonu wystawienniczego.Zasłonki z różowej gazy i tapeta w różyczki, a w tym wszystkim pani Rosentelle, kobieta, jak oceniła pani Oliver, mniej więcej w jej wieku albo nawet wiele lat starsza, kończyła najwyraźniej to, co było poranną filiżanką kawy.- Pani Rosentelle?- Tak?- Wiedziała pani, że przyjdę?- Och tak.Nie całkiem zrozumiałam, o co chodzi.Połączenia telefoniczne są kiepskie.Wszystko w porządku, mam wolne pół godziny.Napije się pani kawy?- Nie, dziękuję - odparła pani Oliver.- Nie zatrzymam pani dłużej niż to potrzebne.Chciałabym tylko o coś panią zapytać.Być może pamięta pani.Ma pani za sobą długą karierę we fryzjerstwie.- O tak.Jestem wdzięczna, że teraz mogę przekazać dziewczętom.Nie robię już nic sama.- Może nadal doradza pani klientkom?- Owszem, to jeszcze robię.- Pani Rosentelle uśmiechnęła się.Miała sympatyczną, inteligentną twarz i świetnie ułożone brązowe włosy, przetykane gdzieniegdzie siwymi pasmami.- Nie jestem pewna, o co chodzi.- Chciałabym zapytać panią o.cóż, w sumie o peruki.- Nie zajmujemy się już perukarstwem tak bardzo jak dawniej.- Prowadziła pani firmę w Londynie, prawda?- Tak.Najpierw na Bond Street, a potem przenieśliśmy się na Sloane Street.Ale po tylu latach miło jest zamieszkać na wsi.Tak, bardzo nam tu z mężem dobrze.Prowadzimy małą firmę, ale obecnie mamy niewiele do czynienia z perukarstwem.Chociaż mój mąż rzeczywiście zajmuje się doradztwem i projektuje peruki dla łysiejących mężczyzn.To naprawdę wielka różnica dla biznesmenów, jeśli nie wyglądają zbyt staro.Często pomaga to w zdobyciu nowej pracy.- Doskonale rozumiem - powiedziała pani Oliver.Wyłącznie ze zdenerwowania dodała parę zdań przypominających zwyczajną pogawędkę.Zastanawiała się.jak przystąpić do rzeczy.Zaskoczyło ją, kiedy pani Rosentelle pochyliła się i nagle powiedziała:- Pani jest Ariadną Oliver, prawda? Powieściopisarką?- Tak - przyznała pani Oliver.- W gruncie rzeczy - przybrała typowy dla siebie wyraz zawstydzenia, który pojawiał się na jej twarzy zawsze przy tych słowach - Tak, piszę powieści.- Bardzo lubię pani książki.Mnóstwo przeczytałam.Naprawdę, sprawiła mi pani przyjemność.Proszę powiedzieć, jak mogę pani pomóc.- Chciałam porozmawiać o perukach i o czymś, co stało się wiele lat temu i być może wcale już tego pani nie pamięta.- Zastanawiam się.mówi pani o modzie sprzed lat?- Nie całkiem.Chodzi o pewną kobietę, moją przyjaciółkę.Byłyśmy razem w szkole.Potem ona wyszła za mąż i wyjechała na Malaje, wróciła do Anglii, doszło do tragedii i jedną ze spraw, które wywołały zdziwienie, był fakt, że miała tak wiele peruk.Wszystkie zostały dostarczone przez panią, to znaczy przez pani firmę.- Tragedia.Jak brzmiało jej nazwisko?- Kiedy ja ją znałam, nazywała się Preston-Grey, a po mężu Ravenscroft.- Ach.A tak, ona.Tak, pamiętam lady Ravenscroft.Bardzo dobrze.Była bardzo miła i naprawdę przystojna.mąż był pułkownikiem albo generałem, przeszedł na emeryturę i zamieszkali w.zapomniałam, jakie to hrabstwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|