[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— To jest najgorsze u was, cudzoziemców.Nie potraficie zachować spokoju.Słuchajcie, wy wszyscy! Czy tak zachowuje się człowiek, który wie, że może być zabity? A dlaczego jestem taki pewny siebie?… Powiem wam.Ponieważ wiem coś, co mi umożliwia zawarcie z wami porozumienia.— Jakiego porozumienia? — spytał ostro brodaty Niemiec.— Wy mi coś dacie i ja wam coś dam.Moje życie za…— Zamilkł.— Za co?— Za papiery, które Danvers wiózł z Ameryki.Z którymi płynął na „Lusitanii”… — odparł, mocno akcentując każde słowo.Nie spodziewał się podobnej reakcji.Wszyscy się zerwali.Brodaty Niemiec uciszył ich i kazał usiąść.Pochylił się nad Tommym, z emocji poczerwieniała mu twarz.— Himmel*! Ma pan te papiery?Z absolutnym spokojem Tommy przecząco potrząsnął głową.— Wie pan, gdzie one są?— Nie mam pojęcia.— No więc… więc… — Niemca zupełnie zamurowało.Tommy rozejrzał się po pokoju.Zobaczył rozgniewane, ale i zaskoczone twarze.Jego poprzednia pewność siebie odniosła jednak pewien skutek.Uznali, że coś się kryje za jego słowami.— Nie wiem, gdzie są te papiery… ale wiem, że mogę je znaleźć.Mam pewną teorię…Usłyszał pojedyncze rechoty.Podniósł rękę, uciszając zebranych.— Określam to mianem teorii, niemniej jednak jestem pewien faktów.Fakty te znam jedynie ja.A poza tym: co macie do stracenia? Znajdę papiery — oddacie mi wolność.Nie znajdę, to… — palcem przesunął sobie po gardle.— No co, umowa stoi?— A jeśli nie chcemy żadnej umowy? — spytał Niemiec.— Jeśli nam te papiery nie są potrzebne?Tommy wyciągnął się na kanapce.— Wolna wola.Dwudziesty dziewiąty już niedaleko.Niespełna dwa tygodnie…Niemiec chwilę się zastanawiał, a potem dał znak Konradowi.— Weź go stąd.Przez pięć minut Tommy siedział na obskurnym łóżku w sąsiednim pomieszczeniu.Serce waliło mu jak młotem.Rzucił wszystko na jedną szalę.Co oni teraz zdecydują? Podczas gdy myśli przebiegały mu przez głowę, prawie bez przerwy paplał do Konrada, szydząc z niego w żywe oczy, co doprowadzało odźwiernego do szału.Wreszcie otworzyły się drzwi, ukazał się w nich brodaty Niemiec i wydał polecenie powrotu.— Czy do kapturowego sądu nie zabrakło wam kapturów? — zakpił Tommy.— Jazda, drogi Konradzie, prowadź więźnia, ława przysięgłych wydała wyrok!Niemiec powrócił na swoje miejsce u szczytu stołu.Ręką wskazał Tommy’emu krzesło po przeciwnej stronie.— Akceptujemy! — oświadczył bez wstępów.— Musimy dostać papiery do ręki, zanim pana zwolnimy.— Tylko kretyn mógł coś podobnego wymyślić — odparł Tommy.— Jakże mam je odszukać, skoro mnie przykujecie tutaj za nogę do ściany?— A jakże pan sobie to wyobraża inaczej?— Muszę mieć swobodę ruchów.Swobodę poruszania się, gdzie będę chciał…Niemiec się roześmiał.— Czy ma pan nas za dzieci, które zachwycone pańską opowiastką pozwolą panu spokojnie odejść?— Oczywiście, że nie.Chociaż byłoby to bardzo proste rozwiązanie i najlogiczniejsze, to nigdy czegoś podobnego nie oczekiwałem z waszej strony.Ja proponuję kompromis.Dajcie mi wiernego Konrada jako obstawę.Piąstki ma zawsze w gotowości, szczerzy groźnie zęby.Idealny kandydat na strażnika.— My jednak wolimy — odparł zimno Niemiec — by pan z nami pozostał.Jeden z naszych towarzyszy będzie dokładnie wykonywał wszystkie pańskie polecenia i instrukcje.Jeśli napotka trudności, to wróci tu w celu otrzymania koniecznych wyjaśnień.— Wiążecie mi ręce — stwierdził Tommy.— Sprawa jest niesłychanie delikatna i mogę się spodziewać, że osoba, do której trzeba dotrzeć, wycofa się, jeśli to nie ja przyjdę do niej osobiście.I co wtedy? Obawiam się, że nikt z tego grona nie grzeszy taktem.Same słonie w składzie porcelany…Niemiec uderzył dłonią w stół.— Takie są nasze warunki.Albo pan je przyjmie, albo śmierć!Tommy skrzywił się.— Podoba mi się pański styl.Zwięzły i dobitny.Niech będzie, zgoda.Ale jest jedna bardzo istotna sprawa.Muszę się zobaczyć z dziewczyną
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|