[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Taka magia, prezent wprost od Starej Wiedźmy, nie powinna być zmarnowana.Spakowaliśmy zdobycz, jak to ładnie określił Morley, w mokrą glinę dostarczoną przez Marshę, jeszcze ich zmoczyliśmy, zawiązali w toboły i załadowali na wóz.Chociaż byliśmy zmęczeni, chciałem wyruszyć o świcie.Zanim otuliłem kocem twarz Kayean, dziewczyna spojrzała mi po raz pierwszy w oczy i podziękowała słabiutkim uśmiechem.Dziewiętnastoletni Marinę wciąż żył, można było do niego dotrzeć.LVasco i Saucerhead weszli na wóz wraz z nędznie zbudowanym żołnierzykiem mającym powozić.Doris nalegał, że pomoże Marshy ciągnąć.Doskonale.Niech ciągnie, jeśli chce.Niech się wykrwawi na śmierć.Nie jestem jego mamusią.Pani Garrett nauczyła swoich chłopaczków, żeby nigdy nie spierali się z grollami.Posadziliśmy kobiety na koniach.Pozostali, chcąc nie chcąc, musieli iść pieszo.Mieliśmy już wyruszyć, kiedy Morley zamachał do mnie ze swego kamienia i krzyknął:- Przynieś lunetę.Kiedy do niego dołączyłem, usłyszałem to.Dochodziło od strony jaskini.Wyregulowałem lunetę.Było za ciemno.- Ci, którzy wyszli z jaskini, nie mogą do niej wrócić - wyjaśniłem.- Ojej, jakie to smutne.Nagle mruknął coś jeszcze i pokazał palcem.- Ojejejejej - powiedziałem.- Zdaje się, że wyszliśmy tylnymi drzwiami.- Tak.Kiedy tato wraca do domu, Jodie wyskakuje przez okno i bierze nogi za pas.Szybko się zorientuje, że znowu uciekliśmy.Teraz mogłem ich nie tylko słyszeć, ale i zobaczyć.- Nigdy przedtem nie widziałem tylu naraz.Musiał ściągnąć tu całe plemię - stwierdziłem.Wydawało mi się, że jest tam przynajmniej około pięciuset centaurów.Poruszały się z precyzją, której mógłby pozazdrościć dowódca kawalerii.Zmieniały kierunki i formacje tak łatwo i szybko jak klucz ptaków, i jak one nie używały chyba żadnych sygnałów.- Nie siedźmy tutaj, bo nas zaskoczą i złapią - rzekł Morley.- Dobry pomysł.Ruszyliśmy w drogę.Zeck Zack i jego ludzie nie zwracali na nas uwagi, chociaż na pewno ich zwiadowcy wiedzieli, gdzie jesteśmy.Pędziliśmy na wschód tak szybko, jak to możliwe.Często zostawałem w tyle i gapiłem się na naszą grupę, dumając, kto jest majorem.Nowina o przygodzie Glory'ego Mooncalleda dotarła do najciemniejszych zakątków Kantardu.Ziemia budziła się do życia.Trzy razy musieliśmy się ukrywać przed mijającymi nas żołnierzami.Wszyscy kierowali się na południe.Najmniejszą formacją okazali się strażnicy Venageti.Nie wiadomo, co wymyślili, kiedy usłyszeli nowiny i zdecydowali się wrócić do domu.Postanowiłem się tym nie przejmować, dopóki nie zamierzali mnie wciągnąć w swoje królewskie gierki.Razem z Morleyem baczniej obserwowaliśmy naszych kompanów aniżeli strażników Venageti.Major, jeśli w ogóle był z nami, jeszcze się nie zdradził.Nie wierzyłem, że to zrobi, ale nie zamierzałem przepuścić żadnej okazji.Szliśmy tak długo, aż wszyscy zaczęli padać na nos.Po odpoczynku znów ruszyliśmy.Nie miałem pojęcia, co mógłby nam zrobić Zeck Zack, ale na pewno nie zachowywałby się przyjaźnie.A poza tym w Kantardzie było wiele innych zasadzek, które Glory Mooncalled przywołał do życia, tak jak deszcz ożywia rośliny na pustyni.W dzień nie mogliśmy przejść pięciu kilometrów bez alarmu; noce były bardziej przyjazne.Potarliśmy do opuszczonego młyna, cudem unikając złego losu.Ogarnął mnie optymizm.- Odpoczniemy tutaj dzień lub dwa - oznajmiłem.Niektórzy z przypadkowych towarzyszy podróży zaprotestowali.- Jedźcie razem z grollami.Jeśli potraficie popędzić ich batem, proszę, ruszajcie.Nie czułem się ani trochę demokratą.Jedynym potencjalnym kandydatem do robienia kłopotów była Róża.Muszę przyznać, że podziwiałem tę małą za jej upór.Bez względu na wszystko parła naprzód, by dostać spadek po Dennym.Zaczęła rozpracowywać Morleya, ale on doszedł już do takiego stanu, że w głowie były mu jedynie kanapki z wodorostów.Zajęła się Saucerheadem, ten jednak wpisał się do mojej drużyny i wszyscy bogowie nie byliby w stanie zmusić go do zmiany zdania, dopóki sam bym go nie zwolnił.Rzuciła się na Vasco, lecz on zaszył się w kącie, marząc tylko o powrocie do domu.Spiney Prevallet wyjaśnił jej, że zarobił już na swoje miejsce tam, w niebie, więc niech wynosi się do diabła.Postanowiła sama wziąć byka za rogi.Przyłapałem ją, jak z zaostrzonym kijem stała nad tobołkiem zawierającym Kayean i zastanawiała się, gdzie najlepiej uderzyć.Chyba straciłem panowanie nad sobą, bo przełożyłem ją przez kolano i tymże kijem trzepnąłem parę razy po tyłku.- Powinieneś ją zostawić z duchowymi braćmi - zauważył Morley.Posłała mu spojrzenie, które mogłoby ciąć stal.Uwaga ta zraniła ją chyba mocniej niż lanie, choć osoba o temperamencie Róży chętnie obraca parę klapsów w urazę trwającą całe lata.Po przemyśleniu w samotności swojego stosunku do otoczenia, następnej nocy, kiedy czekaliśmy na Dojango.który miał Wrócić z raportem o sytuacji panującej w mieście, Róża postanowiła wyruszyć swoją drogą.Morley przyniósł wiadomość o jej ucieczce.- Czy mamy ją puścić?- Raczej nie.Jest duża szansa, że dostanie się w niewolę lub zginie, a ja mam zobowiązania w stosunku do jej rodziny.Wiemy już,że nie nauczy się niczego z doświadczenia, więc po co ma cierpieć.A jeśli nie będzie posłuszna, zrobimy jej coś bardzo nieprzyjemnego.Tionie siedziała tuż obok mnie, nasze ramiona prawie się dotykały.Przerobiliśmy już wszystkie rozmówki prowadzone przez panie i panów, kiedy w głowie im zupełnie co innego.- Naprawdę powinieneś ją wykopać, Garrett - odparł z westchnieniem Morley.- Sumienie by mu nie pozwoliło - powiedziała Tionie.- Tobie też nie, Morleyu Dotesie.Wybuchnął śmiechem.- Sumienie? Jakie sumienie? Jestem zanadto skomplikowaną osobowością, żeby mieć sumienie, a Garrett jest na to zbyt prymitywny.- Idź po nią, Morley - poleciłem.- I zwiąż.Zaledwie odszedł, Tionie spytała:- Czy naprawdę pozwoliłby jej.- Nie zwracaj na niego uwagi, Ruda.Tak sobie mówimy, to tylko gadanie.Róża się nie opierała, gdy Marsha ją przyniósł i postawił w kręgu światła rzucanego przez ognisko.Walka wywietrzała jej z głowy.- Na coś się natknęła - wyjaśnił Morley.- Wystraszyło się, ale ona nie wie, co to było.Na wszelki wypadek postawmy podwójne straże i módlmy się za Dojango.- Jasne
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|