Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dokąd pani idzie?- Będę w biurze - rzuciła przez ramię Marsha, ruszając z miejsca.Szła zdecydowanym krokiem i nie oglądała się za siebie, chociaż reakcja strażnika zaskoczyła ją i jeszcze bardziej wzmogła niepokój.* * *Bobby Bo Mason zamknął oba skrzydła mahoniowych drzwi biblioteki.Dochodzące zewsząd odgłosy zabawy urwały się nagle.Bobby Bo odwrócił się do swoich wyfrakowanych kolegów, którzy zdążyli się rozproszyć po bibliotece.Byli tu przedstawiciele większości przedsiębiorstw tego miasta związanych z wołowiną i jej produktami: hodowcy bydła, dyrektorzy rzeźni, prezesi zakładów przetwórstwa mięsnego i szefowie placówek handlowych.Niektórzy z nich siedzieli na krzesłach obitych ciemnozielonym aksamitem, inni stali, trzymając kieliszki do szampana.Biblioteka była jednym z ulubionych pokojów Bobby'ego Bo.Zazwyczaj sprowadzał tutaj każdego gościa i kazał mu podziwiać jej harmonijne wnętrze.W całości wyłożono ją starym brazylijskim mahoniem.Na podłodze leżał starodawny perski dywan gruby na cal.Tak się dziwnie składało, że "biblioteka" nie zawierała żadnych książek.- Pospieszmy się, żebyśmy mogli wrócić do ważniejszych rzeczy, takich jak jedzenie i picie - odezwał się Bobby Bo.Jego uwaga wzbudziła śmiech u części obecnych.Bobby Bo uwielbiał być w centrum zainteresowania i nie mógł się doczekać objęcia na rok funkcji kierownika Amerykańskiego Związku Żywca Wołowego.- Przedmiotem naszego spotkania jest panna Marsha Baldwin - kontynuował Bobby Bo, kiedy wszyscy skupili na nim uwagę.- Przepraszam - odezwał się czyjś głos.- Chciałbym coś powiedzieć.Bobby Bo patrzył, jak Sterling Henderson podnosi się ze swego miejsca.Był to zwalisty mężczyzna o topornej twarzy i grzywie przedwcześnie posiwiałych włosów.- Chciałbym zacząć od wyrażenia przeprosin - powiedział smutnym głosem Sterling.- Od pierwszego dnia próbowałem powstrzymać tę kobietę, ale nic nie skutkowało.- Wszyscy wiemy, że masz związane ręce - wpadł mu w słowo Bobby Bo.- Mogę cię zapewnić, że spotkaliśmy się tutaj nie po to, by obwiniać kogokolwiek, ale by rozwiązać nasz problem.Byliśmy zadowoleni ze sposobu, w jaki sobie z nim radziłeś aż do dzisiejszego dnia.Sprawa panny Baldwin przerodziła się w kryzys, kiedy ta przyłączyła się nagle do szurniętego lekarza, który skupił na sobie uwagę mediów wrzawą, jaką podniósł na temat Escherichia coli.- Ta znajomość wróży kłopoty - odezwał się Everett.- Godzinę temu przyłapaliśmy ich w naszej fabryce, jak przeglądali księgi.- Zabrała tego lekarza do Mercer Meats? - zapytał z najwyższym zdumieniem Sterling.- Obawiam się, że tak - potwierdził Everett.- To daje wyobrażenie, co nas czeka.Sytuacja jest krytyczna.Jeżeli szybko czegoś nie zrobimy, będziemy musieli stawić czoło kolejnej wpadce z Escherichia coli w roli głównej.- To gadanie o Escherichia coli jest jak wrzód na dupie - parsknął Bobby Bo.- Wiecie, co mnie najbardziej wkurza? To, że cholerny przemysł drobiarski rzuca na rynek towary, w których aż się roi od Salmonelli i innych bakterii, a nikt nawet słowem nie piśnie.Z drugiej strony my mamy niewielki problem z bakteriami coli w jakichś.dwóch, trzech procentach naszych produktów i wszyscy podnoszą wielkie larum.Czy ktoś mi powie, że to jest w porządku? O co tu chodzi? Czy mają silniejsze lobby?W ciszy, jaka zapadła po porywczej filipice Bobby'ego Bo, rozległ się stłumiony sygnał telefonu komórkowego.Połowa gości w bibliotece sięgnęła do kieszeni fraków.Tylko wyświetlacz telefonu Daryla zapalał się równocześnie z odgłosem dzwonka.Daryl wycofał się w odległy kąt pokoju, żeby odebrać telefon.- Nie wiem, jak przemysł drobiarski wykręca się od odpowiedzialności - powiedział Everett.- Ale to w tej chwili nie powinno zaprzątać naszej uwagi.Wiem, że zarząd Hudson Meat nie przetrwał tej hecy z Escherichia coli.Zatem musimy coś zrobić, i to szybko.Taka jest moja opinia.W przeciwnym razie po co, do diabła, powołaliśmy Komitet Prewencyjny?Daryl złożył swój telefon i wsunął go do wewnętrznej kieszeni marynarki.Dołączył do grupy.Był bardziej czerwony na twarzy niż zwykle.- Złe wieści? - spytał Bobby Bo.- Piekielnie złe.Dzwonił jeden ze strażników z rzeźni.Jest tam Marsha Baldwin i przegląda właśnie dokumentację departamentu rolnictwa.Weszła, okazując legitymację departamentu.Powiedziała, że chce się upewnić, czy są przestrzegane przepisy federalne.- Nie ma prawa tam w ogóle być - stwierdził oburzony Sterling.- A tym bardziej zaglądać do dokumentów.- Racja - przyznał Everett.- Sądzę, że nie ma się nad czym naradzać.Pozostaje nam jedno wyjście.- Gotów byłbym się zgodzić - oznajmił Bobby Bo.Powiódł wzrokiem po pozostałych.- Co myślą inni?Rozległ się gremialny pomruk zgody.- Świetnie.Zatem decyzja zapadła - obwieścił Bobby Bo.Wszyscy ruszyli w stronę drzwi, które Bobby Bo otworzył na oścież.Do biblioteki wtargnęły śmiechy, muzyka i woń czosnku.Wszyscy z wyjątkiem Bobby'ego Bo wyszli z pokoju, aby odszukać swoje małżonki.Bobby Bo podszedł do telefonu i wybrał numer wewnętrzny.Zaledwie odłożył słuchawkę na widełki, w drzwiach pokoju stanął Shanahan O'Brian.Shanahan był ubrany w ciemny garnitur i krawat w stonowanych kolorach.Uwielbiał nosić ten rodzaj słuchawek, jakich używają agenci służb specjalnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript