Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cała postać przedstawiała indiańskiego wojownika gotującego się na ważną wyprawę.- Johnie - zawołała Elżunia zbliżając się do niego - jakże wam zdrowie służy? Tak dawno nie pokazywaliście się ani u nas, ani w miasteczku.Przyrzekliście mi upleść koszyk z łozy, a już od miesiąca uszyta dla was koszula czeka waszego przybycia.Indianin patrzył przez chwilę ponurym wzrokiem, jakby nie mogąc wymówić słowa, wreszcie szepnął cichym, gardłowym głosem:- Ręka Johna już nie może pleść koszyków, koszula już mu nie potrzebna!- Ale John wie, że gdyby czego potrzebował, może zawsze śmiało do nas się zwrócić.Zdaje mi się, że ma do tego wszelkie prawo.Indianin, nie ruszając się z miejsca, ciągnął tym samym bezdźwięcznym całkiem głosem.- Sześć razy dziesięć lat minęło, od czasu, gdy John wiosnę życia rozpoczynał, John był natenczas młody, smukły, jak to drzewo przed nami, prosty jak linia strzału Sokolego Oka, mocny jak bawół, zręczny jak lampart, a waleczny jak Młody Orzeł.Gdy naród jego ścigał wroga przez kilka słońc Czyngaszguk umiał wynajdywać ich ślady.Żaden wojownik nie przynosił tyle czaszek nieprzyjacielskich z bitwy! Kiedy kobiety płakały, nie mając czym wyżywić dzieci, pierwszy był do polowania, a kula jego trafiała najbardziej rączego daniela w biegu.Ale Czyngaszguk nie plótł wówczas koszyków!- Czasy się zmieniły, Johnie, zamiast wojować z nieprzyjaciółmi, nauczyłeś się obawiać i czcić Boga, i żyć z ludźmi w zgodzie.Mohikanin potrząsnął głową i patrzył na Elżunię głęboko zapadniętymi oczami, po czym rzekł:- Spójrz na to jezioro, na góry i dolinę.John był młody, kiedy wielka rada jego ludu oddała Pożeraczowi Ognia ten kraj i wszystko, co on mieści, poczynając od góry, której widzisz błękitne czoło aż do miejsca, gdzie wzrok przestaje widzieć bieg Suskehanny.Żaden Delawar nie zabiłby daniela w tym lesie, ani ptaka przelatującego nad tą ziemią, ani nie wyłowiłby ryby z tej wody, bo oni wszystko oddali Pożeraczowi Ognia, który był mocny i opiekował się nimi.Czyż obawiali się Boga ci, którzy Pożeraczowi Ognia odebrali ziemię przez nas jemu daną, którzy pozbawili go tej ziemi i dziecię jego i dziecko jego dziecięcia, orle młode? Czy żyli oni w zgodzie z ludźmi?- Tak się dzieje wśród białych, Johnie, i wśród Delawarów również - odrzekła Elżunia.- Czy nie zamieniają oni ziemi na proch lub inne towary? Indianin spojrzał na nią z wyrzutem.- A gdzież są towary, którymi biali okupili prawo własności Pożeracza Ognia? Czy powiedzieli mu: "weź to srebro, tę broń, tę odzież, a daj nam twoją ziemię?" Wydarli mu tę ziemię, nie pytając wcale, czy obrabowany ma z czego żyć, czy też umrzeć ma z głodu.Tacy ludzie nie żyją w pokoju i nie boją się Wielkiego Ducha!- Nie rozumiem was, Johnie.Nie znacie praw ani obyczajów białych ludzi, a sąd o nich wydajecie srogi.Zdaje mi się, że nie powinieneś ojca mego oskarżać w żadnym razie, jest bowiem dobry i sprawiedliwy.- Dobry jest - potwierdził John - mówiłem to Sokolemu Oku, mówiłem Młodemu Orłowi, że przyjdzie czas, kiedy zrobi co sprawiedliwość każe.- Kogo zowiecie Młodym Orłem, Johnie? - zapytała Elżunia spuszczając oczy.- Kim on jest? Skąd przybył? Jakie ma prawa do tej ziemi?- Tak długo przebywał pod waszym dachem, a ty o niego się pytasz? John jest stary, starość ziębi krew w żyłach, jak zima wodę w jeziorze, ale młodość ogrzewa serca, jak promienie słoneczne ożywiają naturę na wiosnę.Młody Orzeł ma oczy bystre, czyżby język jego nie był tak bystry, jak oczy?- Przede mną tajemnic swych nie wyjawiał - szepnęła Elżunia, kryjąc śmiechem swe zakłopotanie.- Zanadto przejęty jest widocznie zasadami Delawarów, by myślami swymi dzielić się z kobietą!John pokręcił głową z niedowierzaniem.John miał żonę i synów, i córki.Miłował matkę swych dzieci i myślami się dzielił.- Cóż się stało z nimi? - pytała Elżunia z wielkim zainteresowaniem.- A co się stało z lodem pokrywającym jezioro zeszłej zimy? Stopniał i zmieszał się z wodą! John żył za długo, bo widział całą rodzinę, jednych po drugich przenoszących się do Wielkiego Ducha.Ale i Johna godzina wybiła i jest w pogotowiu.Mohikanin umilkł i skłonił głowę na piersi.Elżunia nie wiedziała co począć.Chciała w jakiś sposób rozproszyć smutne myśli starego wojownika, ale nie znajdowała odpowiednich słów.Wydawało się jej w tej chwili, że patrzy na jakiś posąg wykuty z brązu, noszący wyraz godności i niemego smutku w ostro zarysowanych rysach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript