[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Mam się załamać? Zacząć płakać? Odrobina emocji by nie zaszkodziła.Coś, cokolwiek, copokazałoby, że zależy ci na własnym bezpieczeństwie. Zdjąłdłonie z jej ramion i włożył we włosy, przekrzywiając głowę Eliza-beth pod odpowiednim kątem i pocałował tak mocno, jakprzedtem nią potrząsnął.Gwałtownie popchnął ją w tył, przyg-wozdził do ściany.Wbijała mu w brzuch paznokcie przez koszulę.Miała otwarteusta, przyjmując napór jego języka.Pomimo jego brutalnościdrżała i pojękując, poddała się jego pasji.Zaczęła oddawać po-całunki z taką namiętnością, że prawie stracił nad sobą panowanie.Marcus przerwał pocałunki, bo zabrakło mu tchu.Przyłożyłczoło do jej czoła i jęknął sfrustrowany. Dlaczego ożywasz, dopiero gdy cię dotknę? Czy nie masz dosyćtej fasady, za którą się ukrywasz?Zacisnęła mocno oczy i odwróciła głowę. A co z twoją fasadą? Jezu, ale jesteś uparta. Pocierając o nią nosem, wcierał jejzapach w swą wilgotną skórę i zostawiał na policzku Elizabeth swójwłasny pot.Szorstkim, zniecierpliwionym głosem wyszeptał: Gdywydaję ci instrukcje, musisz się ich trzymać.Nie możesz kierowaćsię emocjami. Ufam twoim opiniom powiedziała.Zamarł, zaciskając pięści w jej włosach, aż się skrzywiła z bólu. Naprawdę?Powietrze wokół nich zrobiło się gęstsze.48/314 Naprawdę? zapytał ponownie. Co się stało. Przełknęła głośno ślinę i wbiła głębiejpaznokcie w jego skórę. Co się stało tamtej nocy?Głośno wypuścił powietrze i rozluznił całe ciało, zupełnie jakbyuszło z niego napięcie związane z ich przeszłością.Marcus poczułnagle ogromne zmęczenie i uświadomił sobie, że złość za zerwanezaręczyny kierowała jego działaniami przez ostatnie kilka lat. Usiądz. Puścił ją i poczekał, aż przejdzie przez pokóji usiądzie na sofie.Przyglądał się jej i upajał widokiem zmierzwio-nych włosów i opuchniętych ust.Od samego początku jej pożądał,ciągał ją po zacisznych zaułkach, gdzie kradł jej pośpieszne, des-perackie pocałunki, ryzykując skandal, żeby doświadczyć namięt-ności, którą Elizabeth tak doskonale potrafiła ukryć.Jej uroda stanowiła zaledwie opakowanie skomplikowanegoi fascynującego skarbu.Zdradzały ją oczy.Na próżno by w nichszukać śladów uległości i pokory, których oczekiwano od damy.Można było znalezć za to czekającą na odkrycie pasję.Zastanawiał się, czy Hawthorne miał szczęście poznać jejwielorakie oblicza.Czy rozpływała się dla niego, otwierała i miękła,czy potrafił ją zaspokoić?Zaciskając szczęki, Marcus otrząsnął się z uporczywych myśli. Słyszałaś o Ashford Shipping? Oczywiście. Kiedyś pirat o imieniu Christopher St.John pozbawił mniefortuny. St.John? Zmarszczyła czoło. Słyszałam o nim od poko-jówki.Jest sławny.Bohater i dobroczyńca rozdający pieniądzebiednym i pokrzywdzonym przez los.Marcus parsknął. %7ładen z niego bohater.To bezwzględny zabójca.To przezniego po raz pierwszy skontaktowałem się z lordem Eldridge em.Chciałem, żeby zajął się St.Johnem.Jednak Eldridge zapro-ponował, że mnie wyszkoli, abym sam poradził sobie z piratem.49/314Uśmiechnął się zawadiacko. Perspektywa samodzielnegowyrównania rachunków była niezwykle kusząca.Elizabeth wydęła usta. Oczywiście.Przecież normalne życie jest tak przerażająconudne. Pewne sprawy trzeba załatwiać osobiście.Marcus założył ręce na piersi i rozkoszował się faktem, że skupiłna sobie całą jej uwagę.Sama rozmowa z nią sprawiała przyjem-ność nawet pomimo jej pogardliwych uwag.Nadskakiwano mui usługiwano przez całe życie.Fakt, że Elizabeth traktowała go jakzwykłego mężczyznę, stanowił część jej czaru. Nigdy nie zrozumiem uroku niebezpiecznego życia.Ja pragnęciszy i spokoju. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę, w jakiej wychowałaś sięrodzinie.Nie zaznałaś stabilizacji, zostawiono cię samej sobie, pod-czas gdy mężczyzni z twojej rodziny poświęcili się pogoni zauciechami życia. Tak dobrze mnie znasz powiedziała zjadliwie. Zawsze dobrze cię znałem. Więc przyznajesz, że do siebie nie pasujemy. Niczego takiego nie powiedziałem.Gestem ręki przerwała temat. Tamta noc.Patrzył, jak unosi brodę, jak gdyby oczekiwała na cios.Marcuswestchnął. Dowiedziałem się o człowieku, który miał informacje na tematSt.Johna.Mieliśmy się spotkać na nadbrzeżu.W zamian za in-formacje miał do mnie pewną prośbę.Jego żona była w ciąży i niezdawała sobie sprawy, czym zajmował się, żeby zarobić na utrzy-manie.Poprosił, żebym zapewnił jej byt, gdyby coś mu się stało. To jego żona wyszła wtedy w negliżu?50/314 Tak.Zostaliśmy zaatakowani w trakcie spotkania.Usłyszałaodgłosy bójki i przyszła zobaczyć, co się dzieje.Wrzucono ją dowody, a ja skoczyłem za nią.Jej męża zastrzelono. Nie spałeś z nią. To już nie było pytanie, ale stwierdzenie. Oczywiście, że nie.Ale oboje potrzebowaliśmy kąpieli, więc za-brałem ją do domu, żeby się umyła, podczas gdy ja załatwiałem jejsprawy.Elizabeth wstała i zaczęła przemierzać pokój, rytmicznie zaciska-jąc dłonie na fałdach sukni. Chyba zawsze o tym wiedziałam.Z jego gardła wydostał się ponury śmiech.Marcus czekał, aż El-izabeth powie coś więcej.Mimo wszystko cały czas jej pragnął.Oddawna podejrzewał, że jego rzekoma niewierność była z jej stronyzaledwie wymówką, żeby zerwać ich zaręczyny.Teraz to się potwi-erdziło.Jednak nie padła w jego ramiona, błagając o wybaczenie.Nie poprosiła o drugą szansę ani nie podjęła żadnej próby pojed-nania, a jej milczenie wzbudzało w nim taką złość, że z trudempowstrzymywał się przed przemocą.Zacisnął pięści i ledwie opanowywał chęć, żeby ją złapać, zedrzećz niej ubranie, rzucić na podłogę i wejść w nią, żeby nie mogła godłużej ignorować.Tylko w ten sposób zdoła rozbić jej ochronnąskorupę.Jednak duma nie pozwalała mu pokazać bólu.Musiał natomiastjakoś do niej dotrzeć.Zrobić maleńki wyłom w tym zasklepieniu. Gdy weszłaś, byłem tak samo zaskoczony jak ty, Elizabeth.Myślała, że jesteś kobietą, która miała się nią zaopiekować.Niemogła przypuszczać, że o tej godzinie odwiedzi mnie narzeczona. Jej nagość. Jej ubrania były przemoczone.Nie miała nic poza szlafrokiempożyczonym od mojej gospodyni. Powinieneś był za mną pobiec powiedziała niskim,gniewnym głosem.51/314 Próbowałem.Przyznaję, że potrzebowałem chwili, żebyochłonąć po twym uderzeniu w twarz.Byłaś zbyt szybka.Gdy za-łatwiłem sprawę wdowy i do ciebie poszedłem, zdążyłaś jużwyjechać z Hawthorne em.Elizabeth zatrzymała się raptownie, odwróciła się i spojrzała naniego oczami, które kryły stanowczo za dużo tajemnic. Nienawidzisz mnie? Czasami. Wzruszył ramionami, pragnąc ukryć prawdziwerozmiary swej goryczy, która trawiła go od środka i rzucała sięcieniem na wszystkie aspekty jego życia. Pragniesz zemsty stwierdziła beznamiętnie. Nie, pragnę odpowiedzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|