Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i jedna smuga, ciągnąca się jak maz gigantycznego malarza przez cały dom ifragmenty trzech innych.Zapytałem Ziyrę o te budynki wszystkie stoją puste, jak również te najbliżejnich położone.Podobno tak przyznała Soyeftie asekurują się przesadnie, ale dopóki w Oaziemiejsca jest aż nadto dużo, nikt sobie tym głowy nie zawraca.Jeszcze jeden przyczynek do kłującej woczy beztroski miejscowych magów.Pięćdziesiąta ósma doba; ranekDziewiątego dnia zabiegów, Cynamon po raz pierwszy, zareagowała żywiej od innych frachtwołów naprzybycie Jonathana.Gdy tylko, z nieodłącznym w wycieczkach poza mury oazy Farmi, zbliżył się dostada, odsunęła pysk od suchej gałęzi, którą chyba usiłowała przed próbą konsumpcji rozmoczyć ślinąi zrobiła dwa kroki w jego kierunku.Zaraz potem zatrzymała się, jakby zdziwiona własnympostępowaniem i chyba zastanawiała co robić dalej.Już jej pierwsza reakcja ucieszyła Jonathana,natomiast chwila zadumy frachtwołu rozbawiła.Roześmiał się głośno, co z kolei zdziwiło Farmiego,który zwyczajowo zabierał się do polowania w centralnej części zagajnika.Chwilę oba zwierzaki stałyprzyglądając się śmiejącemu człowiekowi, potem Farmi ruszył zaspokoić głód, a Cynamon dostojniepodeszła do Jonathana i wysunęła pysk w kierunku jego dłoni.Poza pierwszym razem, kiedy człowiekodkrył, że miejscowy calvados smakuje im obojgu, Jonathan tylko raz poczęstował ją kilkoma kroplamialkoholu.Usiłował odkryć również inne przysmaki frachtwołów, ale flora świata, w którym przyszło mużyć nie rokowała większych nadziei na zaspokojenie smakowych wymagań frachtwołu.Na pewnospodobałyby się jej owoce, z których ktoś kiedyś pędził alkohol zupełnie z opisu nie podobne dojabłek i dlatego Jonathan jedynie z przyzwyczajenia używał określenia calvados ale, po pierwsze, nie była to pora zbioru owoców, a po drugie, rosły one tylko w osadzie nazywanej Druga, do którejJonathan po wypadku z człogiem nie dotarł.Podkarmiał więc, nie wiedząc czy nie popełnia jakiegośprzestępstwa, Cynamon, niewielkimi porcjami soyeftiańskiego chleba, zbrylonymi otrębami, na deserczęstując kilkoma łykami miejscowej herbaty.Cynamon wyjadała wszystko chętnie, przyrodawyposażyła frachtwoły w żołądkizdolne do strawienia chyba nawet metalu, ale za każdym razem Jonathanowi wydawało się, żeCynamon zjada to tylko, żeby zrobić przyjemność jemu, sama zaś traktowała wszystko, pozasamogonem, jak zamienniki i czekała na chwilę prawdziwej rozkoszy.- Chodz chodz!.- Jonathan przyciągnął do siebie pysk zwierzęcia, wsunął się pod zarysowaną nawielbłądzi sposób szyję i podparłszy ją swoim barkiem, zabrał się do czyszczenia karku i grzbietu.Potych kilku dniach zajmowania się wierzchowcem stał się prawdziwym ekspertem w dziedzinieoporządzania, czyszczenia i jego kosmetyki.Sprawiało mu to coraz więcej przyjemności, zabierałocoraz mniej czasu, zwłaszcza, że codziennie czyszczony frachtwół nie potrzebował tyluczasochłonnych zabiegów co zapuszczone, żyjące na pół dziko zwierzę.Zaczynał rozumiećmiłośników koni z ich niepojętą dotychczas cierpliwością i ochotą do pracy przy wierzchowcach.- Kopyta też? - Jonathan szybko oczyścił kopyta, oklepał boki Cynamon, bo wydawało mu się, że torównież lubi i okiełznał ją.Nie udało mu się, przynajmniej dotychczas, wynalezć sposobu innego niż soyeftiański, na siodłaniefrachtwołu, nie osiągnął również sukcesu usiłując perswazją i ruchami wodzy, zmusić go przynajmniejdo kłusa.Wskoczył na siodło i skierował wierzchowca wzdłuż zagajnika.Wcześniej odkrył miejsceidealne do ćwiczeń z Cynamon: gwarantowało, że ciekawscy gdyby się tacy znalezli Soyeftie, niemogliby obserwować jego wyczynów na otoczonym z trzech stron placyku, gdzie Cynamon nie mogłarozpędzić się przesadnie, a w miarę miękkie podłoże raczej wykluczało kontuzję w razie upadku.Narazie jednak, o szybszej jezdzie nie było mowy.Polankę kryły kopyta Cynamon, wykonującej tylkoniezliczone zwroty, w cierpliwym mulim marszu, jaki stosowała również i dzisiaj,zdążając w kierunku zaimprowizowanej ujeżdżalni.Stęp jej miał swoje zalety Jonathan spokojnie i wmiarę wygodnie wypalił całą cygaretkę i wiedział, że mógłby wypalić jeszcze dziesięć, zanim jegoczłapak zacząłby przejawiać oznaki zmęczenia czy zniecierpliwienia.- Ale nam nie o to chodzi, prawda? Gangreno jedna - Strzelił niedopałkiem w bok.Skręcił w lukęmiędzy krzewo drzewami, poprawił się w siodle i ulegając niespodziewanemu impulsowi wrzasnął nacałe gardło, jednocześnie podskakując w siodle i szarpiąc wodze w dół.- Naprzód!!! Zabiję, jeślidzisiaj nie ruszysz się ostro do przodu! Le e eć! Cynamon!!!Frachtwół drgnął przy pierwszym okrzyku, głośno wypuścił powietrze z płuc i zanim Jonathanzakończył wywrzaskiwanie polecenia, nagle szarpnął się do przodu.Garb przesunął się w tył, aleJonathan podświadomie był przygotowany na żywszą reakcję Cynamon.-cisnął boki wierzchowcakolanami i łydkami, a po kilku krokach, czując się całkiem pewnie, zdołał nawet poklepać kłusującegociężko frachtwoła po tylnej części garbu.- Jesteś cudowna, Cynamon! - zawołał kłusując po obwodzie swojego maneżu.- Jesteśzwyciężczynią, tylko przypadkiem nie kończ tego wspaniałego kłusa zanim ci nie pozwolę!.Objechał dwukrotnie obwód polany i ściągnął wodze.Cynamon jak dobrze ujeżdżony koń gładkoprzeszła do stępa, przyprawiając Jonathana o atak histerycznej wręcz radości.Z tego co wiedział ofrachtwołach, a był to chyba całokształt wiedzy, kłusują one bardzo niechętnie i krótko, tak więc, gdybyjemu udało się zmusić Cynamon do wytrwałego kłusa na całej trasie, miałby zwycięstwo niemal wkieszeni.Chichocząc radośnie i poklepując frachtwoła po bokach objechał stępem polanę, wykonałkilka wolt.- Nie wiem - powiedział głośno - dać ci teraz kropelkę czegoś na wzmocnienie pozytywnych bodzcówczy będziesz wolała po robocie?Bał się ryzykować, zatrzymał frachtwołu, zeskoczył z siodła, szybko wyjął manierkę, strząsnął na dłońkilka kropli i podsunął pod nos Cynamon.Sam również łyknął, zamknął naczynie i schował.- Lepiej, co? Pognamy teraz z wiatrem w zawody, jak powiada poeta.Uważaj, maleńka: zrobimy terazpięć rund wokół tego placu, dobrze? Najpierw jedną stępa, potem cztery kłusikiem.Okay?Cynamon oderwała pysk od wylizanej do czysta dłoni Jonathana.Jej nozdrza, zazwyczaj spłaszczonei niemal niewidoczne w płaskim pysku, rozszerzyły się jakby wietrzyła kolejne porcje alkoholu.Natychmiast po wylizaniu dłoni zamknęła pysk, upodabniając się w tym do pozostałych frachtwołów,które podobnie jak Soyeftie odsłaniały zęby i dziąsła tylko podczas jedzenia.Oczy frachtwołu,ciemne, niemal czarne z nieznacznie tylko zaznaczonym jaśniejszym owalem zrenicami, wyglądały jakdwie połówki, wykonanej z czarnego szkła, kulki, przyklejonej do lekkich wklęsłości w dwóch trzecichdługości łba.Takimi oczami nie da się wyrazić żadnych uczuć, i frachtwoły nie wyrażały niczegospojrzeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript