[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Inaczej było na Jans Straat.Uliczka była szerokości samochodu, a budynki wspierały się na sobie, szukając trwałego oparcia.Mieściła dwa bary, bo niegdyś flisacy uprawiający swoją profesję na rzece Dommel i pobliskich kanałach cumowali tu, żeby ugasić pragnienie.Bar “Goude Leeuw” znajdował się na południowej stronie ulicy, dwadzieścia jardów od ścieżki flisackiej; była to wąska piętrowa kamieniczka z wypłowiałym szyldem.Na parterze był wykusz z jednym oknem o szybkach z nieprzezroczystego, kolorowego szkła.Obok znajdowały się jedyne drzwi wejściowe do baru.Były zamknięte.Quinn nacisnął dzwonek i czekał.Żadnego odgłosu, żadnego ruchu.Drugi bar na ulicy był czynny.Wszystkie bary w Den Bosch były czynne.- I co teraz? - spytała Sam.Trochę dalej mężczyzna w drugim :barze opuścił gazetę, spojrzał na nich przez okno i ponownie uniósł gazetę.Obok baru ,,Złoty Lew” była wysoka na sześć stóp, drewniana furtka prowadząca pewnie do tylnego wejścia.- Zaczekaj tu - powiedział Quinn.W ciągu sekundy wdrapał się na furtkę i zeskoczył po drugiej stronie.Kilka minut później Sam usłyszała brzęk szkła, stukot kroków i główne drzwi do baru otworzyły się od wewnątrz.Stał w nich Quinn.- Nie stój tak na ulicy - powiedział.Weszła i zamknęła za sobą drzwi.Nie było światła, bar był ciemny, oświetlony tylko światłem dziennym sączącym się przez kolorowe okno.Był to niewielki lokal.Miał kształt litery L, której podstawę tworzył wykusz z oknem.Od drzwi prowadziło wzdłuż baru przejście, które zakręcało tam, gdzie litera L tworzyła kąt i przechodziło ku jej tyłowi w większy teren barowy.Za barem była ustawiona, jak zwykle, bateria butelek; na kontuarze stały na ręczniku rzędy odwróconych kufli od piwa; znajdowały się tam też trzy rączki do pompowania piwa, wykonane z porcelany w Delft.Z tyłu były drzwi, przez które wszedł Quinn.Drzwi prowadziły do małej toalety, której okno Quinn wybił, żeby dostać się do środka.A dalej na schody prowadzące do mieszkania na górze.- Może jest tam - powiedziała Sam.Ale go nie znaleźli.Było to małe mieszkanko, składające się z sypialni, a zarazem salonu, kuchenki w niszy i małej łazienki połączonej z toaletą.Na ścianie wisiał obraz przedstawiający zapewne widok z Transwalu; było tam jeszcze trochę pamiątek z Afryki, telewizor i nie posłane łóżko.Żadnych książek.Quinn sprawdził wszystkie szafki i maleńki pawlacz pod samym sufitem.Pretoriusa ani śladu.Zeszli na dół.- Skoro włamaliśmy się już do baru, nic się nie stanie, jak napijemy się piwa - zaproponowała Sam.Weszła za kontuar, wzięła dwa kufle i nacisnęła jedną z porcelanowych rączek pompy.Pieniste piwo popłynęło do kufli.- Skąd płynie to piwo? - spytał Quinn.Sam sprawdziła pod kontuarem.- Rury wychodzą z podłogi - odrzekła.Quinn odnalazł klapę w podłodze pod dywanem w końcu sali.Drewniane stopnie prowadziły w dół, nad nimi znajdował się wyłącznik światła.W przeciwieństwie do baru piwnice były przestronne.Cały dom i domy sąsiednie były posadowione na łukowatych sklepieniach z cegieł przykrywających piwnicę.Rury, prowadzące do pomp piwa na górze, wychodziły z nowoczesnych stalowych beczułek na piwo, dostarczonych tu z pewnością przez klapę w podłodze.Nie zawsze tak bywało.W jednym końcu piwnicy była wysoka i szeroka stalowa krata.Pod nią znajdował się kanał Dieze przepływający pod Molenstraat.Przed laty przewożono tym kanałem w płytkich łodziach wielkie beczki z piwem, a potem wtaczano je przez kratę na miejsce pod barem.To było w czasach, gdy bufetowi gonili w górę i w dół po schodach podając dzbany piwa klientom na górze.Do dziś trzy takie staromodne beczki stały na ceglanych wspornikach w największej, utworzonej przez łuki krypcie, każda zaopatrzona u dołu w kurek.Quinn od niechcenia otworzył jeden z nich; w świetle lampy popłynął strumień skwaśniałego starego piwa.Tak samo było przy drugiej beczce.Kopnął trzeci kurek nogą.Płyn miał matową żółtą barwę, która potem przeszła w kolor różowy.Trzeba było trzech podejść Quinna, by przewrócić beczkę piwa na bok.Spadła z łoskotem, a zawartość wytoczyła się na ceglaną podłogę.Częścią tej zawartości były ostatnie dwa galony starego piwa, które nigdy nie dotarło do baru na górze.W kałuży piwa leżał na plecach mężczyzna, z otwartymi oczyma, matowymi w świetle pojedynczej żarówki, dziurą w jednej skroni i tworzącą miazgę raną wylotową w drugiej.Sądząc ze wzrostu i budowy, jak oceniał Quinn, mógł być mężczyzną, który znajdował się za nim w magazynie, mężczyzną ze Skorpionem.Jeśli tak było, zastrzelił na Równinie Shotover angielskiego sierżanta i dwóch agentów amerykańskiej Secret Service
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|