[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Generalnie jest w porzo.4.Monika — szef działu kultury, młodsza ode mnie o dwa lata.Spokojna, opanowana, przewidująca sytuację, wyciągała mnie kilkakrotnie z niemałych opresji.Teraz nic nie wskazuje na to, żeby była czymś zaniepokojona.5.Brygida — szef działu zdrowie, moda i uroda.Aha! To ja.Ja się nie liczę.Wszyscy pracują w skupieniu.Nikt nie ma ochoty na dyskusje, nikt o nic nie pyta.A to znaczy, że nikt nic nie wie o mojej kompromitacji.Nie jest źle!9.20.Sprawdzam swoją pocztę elektroniczną.Trzy nowe wiadomości.Pierwsza od Magdy, która pyta, dlaczego nie dotarłam do mamy na niedzielny obiad? Pyta, jakby zapomniała, co było parę lat temu, kiedy ona miała Bal Absolwentów w swojej budzie.Otwieram następnego e-maila.Nie mam pojęcia od kogo.„To była cudowna noc! Co powiesz na replay? Odpisz.Konrad”.9.25.Cała drętwieję, nie mogę oderwać oczu od monitora.Robi mi się słabo, na przemian to gorąco, to zimno.Jakim cudem? Skąd ma mój adres? Boże! Czego ja jeszcze nie pamiętam?!9.30.Nawet nie wiem, jak znalazłam się w toalecie.Stoję pochylona nad umywalką, z głową wciśniętą w ramiona.Chce mi się wymiotować.Po mojej durnej głowie plączą się jakieś głupawe hasła, które mają przywrócić stan równowagi.Gucio! Niczego nie przywracają!9.50.Drzwi toalety uchylają się i widzę przerażone oczy Moniki.— Wszystko w porządku? — pyta dziwnie niepewnym głosem.— Brygida.Wojtek szukał czegoś na twoim biurku.Wszyscy już wiedzą!— Cholera! Kurde! Kurde! — Walę pięściami w umywalkę.— Zostawiłam otwartą skrzynkę!9.55.Wpadam do swojego boksu.Jestem wściekła! Wrzeszczę o pogwałceniu prawa do prywatności i tajności korespondencji.O łamaniu konstytucji.Wojtek patrzy na mnie jak na żabę.Nic nie rozumie! Bąka jakieś „przepraszam”, ale uważa, że nic się nie stało! Nic się nie stało!? Nie mogę uwierzyć! Opadam zrezygnowana na krzesło.Chce mi się wyć.9.57.Nade mną staje Paweł i mówi spokojnym, trzeźwym głosem, jakby to było oczywiste:— Nie należy korzystać z firmowego komputera do celów prywatnych.— Pocałuj mnie w dupę, ty zakichany pracusiu! Nikt cię nie pytał o zdanie! — wybucham i natychmiast tego żałuję.Jak mogłam się tak idiotycznie zachować?! Przecież on ma rację! — Przepraszam, Paweł! Nie chciałam.Paweł, proszę cię! Okropnie mi przykro.— Rzeczywiście czuję się strasznie! Łzy płyną mi po policzkach.Teraz jestem wściekła na siebie.Nienawidzę tak się zachowywać.Nienawidzę sytuacji, w których nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami.Nienawidzę własnej agresji, która krzywdzi innych.Niestety, najczęściej jest tak, że zanim zdążę się opanować, już narozrabiam.12.30.Siedzę z nosem w komputerze.Pracuję bardzo szybko, co rzadko mi się zdarza.W redakcji atmosfera gęsta, że siekierę można powiesić.— Brygida! Do cholery! Czuję się jak szmata.— Wojtek nie wytrzymuje.— To wszystko przeze mnie.W ramach pokuty zapraszam cię do Pizza Hut i przysięgam, że nie popuszczę, dopóki mi nie przebaczysz!Rzucam szybkie spojrzenie na Monikę i widzę, że się uśmiecha.— Zastanowię się — mówię ugodowo — ale pod warunkiem, że zabierzemy Monikę i Pawła jako środki łagodzące.Paweł oponował, zapierał się o biurko, ale uwiesiłam mu się na szyi i zmiękł.13.00.Upływ czasu i najlepsza w mieście pizza koją zszargane nerwy.Atmosfera ulega zdecydowanej poprawie, i to tak dalece, że Wojtek zaczyna opowiadać swoje ulubione dowcipy o blondynkach.Nawet ja w końcu zrozumiałam ten o reklamówce.Znowu jesteśmy zgraną paczką.Nagle Paweł zaczyna coś opowiadać.O blondynce, która leciała samolotem i zajęła miejsce w business class.Podchodzi do niej stewardesa i mówi:— Proszę zabrać swój bagaż podręczny i przesiąść się.Pani wykupiła bilet w klasie turystycznej.— No to co? — pyta blondynka.— Wykupiła pani bilet w klasie turystycznej, a to jest business class.— No to co? — pyta blondynka.— No to musi się pani przesiąść do klasy turystycznej.— Dlaczego, skoro jest mi tu dobrze? — pyta blondynka.— Ponieważ to jest business class, a pani.— zaczyna tłumaczyć kolejny raz stewardesa, po czym macha ręką i znika w kabinie pilotów.Za chwilę pojawia się kapitan, pochyla się nad blondynką i szepcze jej coś do ucha.Blondynka zrywa się jak poparzona, chwyta swój bagaż i szybko przenosi się do klasy turystycznej.Stewardesa patrzy oniemiała.— Przez dziesięć minut bez skutku namawiałam tę idiotkę — wydusza w końcu.— Co pan jej powiedział, kapitanie?— Nic nadzwyczajnego.Powiedziałem, że trzy rzędy przed nią, dwa za nią i ten, w którym ona siedzi, nie lądują we Frankfurcie.Patrzymy na siebie kompletnie zaskoczeni.Paweł nigdy w życiu nie opowiadał dowcipów! To pierwszy dowcip, jaki usłyszeliśmy w jego wykonaniu.Jesteśmy w szoku! Nikt się nie śmieje.— Co z wami? — pyta Paweł.— Przecież to dobry dowcip!Eksplodujemy śmiechem.A raczej dopada nas tak zwana głupawka.Wojtek dostaje czkawki, Monika płacze, a ja krztuszę się kawałkiem „sycylijskiej”.Prawie umieram z braku powietrza.Pomaga dopiero silne uderzenie Wojtka.Kawałek, którym się zakrztusiłam, wpada prosto do kawy Pawła.Znowu zaczynamy się śmiać jak opętani.W tym momencie przy naszym stoliku pojawia się Dorota.Jest wzburzona.— A więc tu się ukrywacie! — mówi piskliwym, podniesionym głosem i celuje w Pawła palcem zakończonym ciemnoczerwonym pazurem.Nic nie jest w stanie nas powstrzymać.Znowu wybuchamy śmiechem.Z głupawką już tak jest.Dorota wybiega z pizzerii.— Coś ty jej zrobił, chłopie?! — Wojtek leży na stoliku i wyje.— Zwariowała na twoim punkcie.Zastanów się, to niezły kąsek! Lepszy niż ten, który wpadł ci do kawy.Paweł przestaje się śmiać.Jest wyraźnie zakłopotany.25 września, wtorek11.15.Patrzę tępym wzrokiem w monitor komputera i nie bardzo wiem, co czytam.Dzisiaj rano obudziłam się opętana myślą: ja chcę mieć dziecko! Będzie mnie kochać bezinteresownie — nie tak jak faceci — i będzie śliczne.A ja będę wychodzić na spacery z nowoczesnym, granatowym wózkiem i słuchać westchnień: „Ach, jaki piękny ten pani synek!” albo: „Jaka śliczna córeczka i jaka podobna do pani!” Będę kupować rozkoszne ubranka — oczywiście w zgodzie z najnowszą modą — i przestanę pielgrzymować po sklepach z ciuchami dla mnie i dołować się, że w nic się nie mieszczę.To świetny pomysł! Że też wcześniej na to nie wpadłam.Muszę nad tym popracować!11.40.Już wiem: Jeremy! Czytaj: Dżeremi! Hm.po polsku Jarema.Tak, syn będzie miał na imię Jeremy! A córeczka — Marysia.Czy wolałabym mieć córeczkę czy synka? To bardzo poważny problem.Zastanowię się.13.20.W przerwie na lunch weszłam do sklepu i oglądałam soczki, dania w słoiczkach, śliniaczki, talerzyki w słoniki i misie.Jak ten świat się zmienił! Kiedyś posiadanie dziecka wiązało się z godzinami zmarnowanymi w kuchni: gotowaniem, wyciskaniem, ucieraniem, przecieraniem, zmywaniem itd.Teraz dzięki postępowi technicznemu tyle problemów zostało rozwiązanych.Tylko skąd ja wezmę ojca?!15.30.Dziecko musi mieć ojca! Co za nieszczęście, że ludzie nie rozmnażają się przez podział.15.35.Ale przecież istnieje zapłodnienie pozaustrojowe! Wybiera się tatusia o odpowiednim poziomie inteligencji, budowie, kolorze oczu.Moje dziecko musi mieć oczka niebieskie.I musi być geniuszem matematycznym, żeby mogło zostać słynnym informatykiem.Albo i geniuszem matematycznym, i artystą! Nie lubię rozwiązań połowicznych.16.05.No tak, ale to wszystko kosztuje! Te ciuszki, pieluszki, zabawki.Kiedy dziecko podrośnie, trzeba będzie kupić mu laptopa
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|