Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddalał się ostrożnie—wolny od ciała, lecz nadal połączony z nim niewidzialnymi więzami, które pomogą mu wrócić, jeśli dopisze mu szczęście.Z trudem dostosowywał się do nowych warunków.Ruszył w drogę, używając schodów, drzwi i kładek zbudowanych przez Strażników.Świat wyglądał inaczej.Każdy przedmiot posiadał swą osobliwą aurę.Corbie miał kłopoty ze skoncentrowaniem się na głównym zadaniu.Skierował się ku granicom Krainy Kurhanów.Zadrżał pod wpływem oddziałujących tam starych zaklęć, które trzymały w ryzach Dominatora i kilku jego sługusów.Cóż to była za moc! Ostrożnie szedł wzdłuż granicy, aż znalazł drogę, którą otworzył Bomanz.Wciąż niespokojny, przekroczył granicę, czym ściągnął na siebie uwagę wszystkich dusz, dobrych i złych, uwięzionych w Krainie Kurhanów.Było ich tam więcej, niż oczekiwał.Dużo więcej, niż wskazywała mapa czarownika.Symbole żołnierzy otaczających Wielki Kurhan.Oni nie byli posągami, lecz ludźmi, żołnierzami Białej Róży, którzy jako duchowi strażnicy zostali umieszczeni między światem a potworem, który mógł nim zawładnąć.Wiele ich kosztowało poświęcenie się sprawie.Ścieżka wiła się obok dawnych miejsc spoczynku starych Schwytanych, tworząc zewnętrzny i wewnętrzny krąg.W tym drugim Corbie zobaczył prawdziwe formy potworów służących Dominacji.Ścieżka rozciągała się jak pas srebrzystej mgły, która gęstniała za jego plecami.Przed sobą miał silniejsze zaklęcia i wszystkich ludzi, którzy zeszli pod ziemię, by otoczyć Dominatora, a oprócz nich najbardziej przerażającego Strażnika — smoka, który zgodnie z mapą Bomanza, leżał zwinięty wokół krypty w sercu Wiel­kiego Kurhanu.Duchy krzyczały do niego w TelleKurre, UchiTelle i innych językach, których nie znał, a także w takich, których nadal używano.Wszystkie, jak jeden, przeklinały go, lecz zignorował je.W izbie pod największym kopcem było coś, co musiał zobaczyć.Musiał sprawdzić, czy leży spokojnie tak, jak podejrzewał.Smok.Na bogów, których nigdy nie było! Ten smok był prawdziwy.Żywy i z ciała, a na dodatek wyczuł go już i zo­baczył.Srebrzysty szlak wiódł tuż obok jego paszczy, a do­kładniej szczeliną między obnażonymi kłami a ogonem.Naj­wyraźniej miał ochotę rozszarpać Corbiego, lecz jako duchowi nie mógł mu nic zrobić.Żadnych więcej Strażników.Tylko krypta i uwięziony w niej człowiek-potwór.Przeżył najgorsze.Stary diabeł powinien spać.Czyż Pani nie powstrzymała go, gdy usiłował wydostać się przez Jałowiec? Czyż nie zepchnęła go z powrotem na dół?Był to grobowiec, jakich wiele jest na świecie.Może trochę bogatszy.Biała Róża pogrzebała swych przeciwników w stylu godnym podziwu.Nie było tam jednak sarkofagów.Na pustej płycie powinna spoczywać Pani.Na sąsiedniej spał mężczyzna.Potężnie zbudowany i przy­stojny, lecz z piętnem bestii, widocznym nawet w stanie spo­czynku.Jego twarz płonęła gorącą nienawiścią, wściekłością z powodu poniesionej klęski.A więc przypuszczenia Corbiego sprawdziły się.Potwór rzeczywiście spał.Nagle Dominator usiadł i uśmiechnął się.Corbie nigdy jeszcze nie widział, by w uśmiechu kryło się tyle zła.Potem nie umarły wyciągnął rękę na powitanie.Wtedy Corbie rzucił się do ucieczki.Szyderczy śmiech ścigał go nieubłagalnie.Panika była całkiem nieznanym mu uczuciem.Rzadko doświadczał strachu.A jednak nie był w stanie jej kontrolować.Ledwie uświadamiał sobie, że minął smoka i przepełnionych nienawiścią żołnierzy Białej Róży.Wyczuwał za sobą tylko kreatury Dominatora, które wyły z uciechy.Nawet gnany paniką, Corbie podążył mglistą ścieżką.Zrobił tylko jeden fałszywy krok.I to przesądziło o jego losie.Nad Krainą Kurhanów rozpętała się burza — najgwałtowniejsza, jaką pamiętano.Błyskawice zasypywały ziemię i niebo ognistymi iskrami, a każdej towarzyszył ogłuszający grzmot.Ulewny deszcz, przypominający oberwanie chmury, nie ustawał ani na moment.Wtem potężny piorun uderzył w Krainę Kurhanów.Ziemia i krzaki wyleciały na sto jardów w powietrze.Ziemia zadrżała.Wieczny Strażnik z przerażenia upadł na kolana.Był pewien, że stary diabeł zerwał łańcuchy.W Krainie Kurhanów w świetle błyskawicy ukształtowały się dwa wielkie cienie — czworonożny i dwunożny.Po chwili oba ruszyły wijącą się ścieżką, nie zostawiając śladów na wodzie czy błocie.Przekroczyły granice Krainy Kurhanów i uciekły w kierunku lasu.Nikt ich nie widział.Kiedy Straż — uzbrojona w miecze oraz latarnie i przerażona jak stado kundli — dotarła do Krainy Kurhanów, burza już ucichła, a ulewa zmieniła się w normalny deszcz.Pułkownik Słodki i jego ludzie przez kilka godzin pa­trolowali granice Krainy Kurhanów, lecz niczego nie zna­leźli.Wieczny Strażnik wrócił do swej kwatery, przeklinając bogów i pogodę.Ciało Corbiego nadal znajdowało się na drugim piętrze jego domu.Oddychało raz na pięć minut, a serce ledwie biło.Bez duszy czekała go długa agonia.21.RÓWNINA STRACHUPoprosiłem Pupilkę o natychmiastową audiencję.Oczeki­wała, że rozpętam piekło z powodu nieodpowiedzialnej akcji militarnej i niepotrzebnych strat.Oczekiwała wykładu o zna­czeniu zachowania kadry i sił w nienaruszonym stanie.Za­skoczyłem ją, nie wspominając nic na ten temat.Pogoda pogorszyła jej, i tak już fatalny, nastrój.Liczyła na to, że moje wymówki zmobilizują ją do pracy, lecz rozczarowałem ją.Zamiast tego przyniosłem jej listy z Wiosła, którymi z nikim jeszcze się nie podzieliłem.Spojrzała na nie zaciekawiona.— Przeczytaj — poleciłem.Zajęło jej to dłuższą chwilę.Porucznik wchodził i wychodził, za każdym razem coraz bardziej zniecierpliwiony.Wreszcie skończyła i spojrzała na mnie.— No i? — westchnęła.— To pochodzi z pakietu dokumentów, którego mi brakuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript