[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ani brzucha nie wystawiał.ani wargi niewysuwał, ani spojrzeń Jowiszowych nie rzucał.Stał skromnie,jakby trochę zakłopotany, i dobrym, poczciwym spojrzeniemobejmował wpatrzoną w siebie młodzież.Gdy za wejściem "zwierzchności" uczniowie z miejsc wstali, onjeden tylko pokłonił się im, a na jego twarzy pojawił się miły,dobrotliwy, prawdziwie ojcowski uśmiech, od którego chłopcomciepło się w sercach zrobiło.Byli zdziwieni tym obcym sobiepozdrowieniem, które smakowało im jak łakotka wytwornaprostemu, chłopskiemu dziecku.Tamten wystąpił kilka kroków naprzód dla wypowiedzeniaprzemowy pożegnalnej.Była to przemowa surowa i oschła, jak wszystko, co z ust jegowychodziło.Jednak, licząc się z chwilą, usiłował głosowi swemunadać brzmienie łagodniejsze, uczynić go miększym, czulszym.Wyglądało to tak, jakby kto basem odśpiewywał partięsopranową.-.Czterdzieści lat blisko byłem zwierzchnikiem młodzieży.Przewodziłem wychowaniu kilku pokoleń.Pod moją władząpozostawali wasi ojcowie.Dziś, gdy reskryptem z dnia.(następowała dokładna data nowego i starego stylu), za numerem(dokładny numer), zostaję zwolniony od obowiązków, gdyprzemawiam do was po raz ostatni, gdy może nigdy już ani wymnie, ani ja was nie zobaczę.nie mogę powstrzymać się od.od.(wszyscy myśleli, że od łez - okazało się wszakże co innego)od przypomnienia wam przepisów, obowiązujących każdegoucznia w stosunku do nauczycieli, zwierzchności szkolnej i rządukrajowego.Następowały frazesy coraz większe.Wiktor GomulickiWspomnienia niebieskiego mundurka 246-.Spodziewam się, że w waszych sercach (jak dziwnie brzmiałow jego ustach to słowo!.) przechowa się pamięć lat spędzonychpod moim zwierzchnictwem.Zawszem miał na celu i na uwadze:najpierw, dobro rządu, następnie - wasze.Dożyłem siwizny natym ciężkim i odpowiedzialnym stanowisku.Zaszczyconyuznaniem władzy przechodzę spokojnie w stan odpoczynku.Przedstawiając wam swego następcę, przypominam, żeście winnii jemu.posłuszeństwo.%7łegnam was.moi.uczniowie.Skończył i głowę zwiesił na piersi - po raz pierwszy zapewne,odkąd był inspektorem.Należało spodziewać się drżących od wzruszenia okrzyków -chóralnych pożegnań, może wybuchów płaczu.Nic z tego.Wszystkie pięć klas milczały jak zaklęte.Przeciągające się milczenie stawało się kłopotliwym.Inspektor-emeryt stał w miejscu, głowę coraz niżej zwieszając.Może w tejchwili dopiero tknęła go i błyskawicą nagłą oświeciła myśl, żedroga, po której przez lat czterdzieści kroczył, była drogąfałszywą, że trzeba było od początku pójść w innym kierunku.Grobowe milczenie całej szkoły, zarówno małych, instynktempowodujących się chłopiąt, jak młodzieńców dorastających,dokładnie świadomych, co czynią, było wymowniejsze od słów.Z tego natłoku niebieskich mundurków, świeżych twarzy,iskrzących oczów, zwykle kipiącego życiem, a terazskamieniałego w nagłym bezruchu, tchnął lodowaty powiew:Wiktor GomulickiWspomnienia niebieskiego mundurka 247obojętności i niechęci, żalu tłumionego i powstrzymanejnienawiści.Inspektor giął się, jakby pod ciężarem siły jego przechodzącym.W jednej chwili postarzał się, pożółkł, obwisły mu tłuste policzki,ręce, zwykle skrzyżowane na brzuchu, opadły bezwładnie wzdłużbioder.Widok jego sprawiał przykrość - choć współczucia nie budził.Złamana jego postać zdawała się mówić: Oto zapłata -zasłużona.Tak! należało być innym.Dziś już za pózno.Wszystkie kąty obszernej sali i cała szkoła, i cały kraj syczały mudo ucha:- Za pózno!.za pózno!.Pochylił się nagle bardzo nisko - zdawało się, że upadnie.Nowyrektor podsunął mu szybko fotel.Kilku nauczycieli podbiegłopomagając mu usiąść.Wszyscy byli przerażeni.On lewą ręką oczy zakrył - silił się przemówić - nie mógł.Twarzodwrócił, a prawą ręką wykonał w stronę kolegi ruch,zapraszający go do zabrania głosu.Teraz wszystkie oczy zwróciły się na nowego zwierzchnika.Otamtym zapomniano.Rektor Wiśnicki postąpił krok naprzód, powiódł jasnym,życzliwym wzrokiem po niebieskich mundurkach i uśmiechnął siędobrotliwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|