[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Co to znaczy? - spytała Ellen.- To znaczy, że Noose jest głupi, nie zgadzając się na zmianę właściwości miejscowej sądu.- Ciesz się, że się nie zgodził - przekonywał Harry Rex.- Będziesz się miał do czego przyczepić, występując z apelacją.- Dziękuję, Harry Rex.Dzięki za twoją wiarę w moje zdolności jako adwokata.Zadzwonił telefon.Harry Rex odebrał i pozdrowił Carlę.Oddał słuchawkę Jake’owi.- Twoja żona.Możemy posłuchać?- Nie! Idźcie po drugą pizzę.Cześć, kochanie.- Jake, nic ci nie jest?- Oczywiście, że nie.- Właśnie widziałam wszystko w wiadomościach.To straszne.Gdzie wtedy byłeś?- Czwarty z lewej wśród tych postaci odzianych na biało.- Jake, proszę.To wcale nie jest zabawne.- Byłem w gabinecie Jean Gillespie na pierwszym piętrze.Mieliśmy wspaniałe miejsca.Wszystko widziałem jak na dłoni.To było bardzo interesujące widowisko.- Co to za ludzie?- Ci sami, którzy podpalili krzyż przed naszym domem i próbowali nas wysadzić w powietrze.- Skąd przyjechali?- Zewsząd.Pięciu leży w szpitalu.Okazało się, że mieszkają w różnych częściach stanu.Jeden jest miejscowy.Jak tam Hanna?- Wspaniale, ale chce już wracać do domu.Czy proces zostanie odroczony?- Wątpię.- Nic ci nie grozi?- Nic a nic.Na okrągło pilnuje mnie goryl i noszę pistolet.Nie martw się o mnie.- Jak mogę się nie martwić? Chcę być w domu, blisko ciebie.- Nie.- Hanna może tu zostać, póki się to wszystko nie skończy, ale ja chcę wrócić do domu.- Nie, Carlo.Wiem, że tam nic ci nie grozi.Tutaj możesz się znaleźć w niebezpieczeństwie.- W takim razie ty też nie jesteś bezpieczny.- Nie jest tak źle, jak ci się wydaje.Ale nie mam zamiaru narażać ciebie i Hanny.To nie wchodzi w grę.Koniec dyskusji.Jak się czują twoi rodzice?- Nie dzwonię do ciebie, by rozmawiać o swoich rodzicach.Dzwonię, bo się niepokoję i chcę być z tobą.- Ja też chcę być z tobą, ale nie teraz.Proszę, zrozum mnie.Zawahała się.- Gdzie nocujesz?- Na ogół u Luciena.Od czasu do czasu w domu, wtedy mój goryl czuwa na podjeździe.- Jak tam dom?- Wciąż stoi.Trochę brudny, ale cały.- Brak mi go.- Wierz mi, że jemu ciebie też.- Kocham cię, Jake, i boję się o ciebie.- Ja też cię kocham, ale jestem spokojny.Spróbuj się odprężyć i troszcz się o Hannę.- Do widzenia.- Do widzenia.Jake podał słuchawkę Ellen.- Gdzie teraz jest?- W Wilmington, w Północnej Karolinie.Jej rodzice zawsze spędzają tam wakacje.Harry Rex wyszedł po kolejną pizzę.- Tęsknisz za nią, prawda? - spytała Ellen.- Bardziej, niż potrafisz sobie wyobrazić.- Och, chyba mnie nie doceniasz.O północy wciąż siedzieli w domku, popijając whisky, przeklinając czarnuchów i przechwalając się swoimi przewagami.Kilku wróciło ze szpitala w Memphis, gdzie złożyli krótką wizytę Stumpowi Sissonowi.Powiedział im, by kontynuowali to, co było zaplanowane.Jedenastu opuściło szpital okręgowy po otrzymaniu pierwszej pomocy i teraz towarzysze podziwiali ich skaleczenia i zadrapania, słuchając relacji, jak to dzielnie stawili czoło kilku czarnuchom jednocześnie, póki nie zostali zaatakowani, zazwyczaj od tyłu lub niespodziewanie.Ci w bandażach byli bohaterami dnia.Whisky płynęła szerokim strumieniem.Nie szczędzili pochwał najpotężniejszemu spośród nich, kiedy opowiedział im, jak to natarł na ładną dziennikarkę i jej czarnego kamerzystę.Po kilku godzinach picia i snucia opowieści z pola bitwy zaczęli zastanawiać się, co mają robić dalej.Rozłożyli mapę okręgu i jeden z miejscowych zaznaczył szpilkami kolejne cele.Na tę noc zaplanowali sobie rajd do dwudziestu domów -mieszkali w nich potencjalni sędziowie przysięgli.Ktoś zdobył ich listę.Pięć czteroosobowych drużyn opuściło domek i udało się furgonetkami na miejsca kolejnych awanturniczych akcji.W każdej furgonetce były cztery drewniane krzyże, z tych mniejszych, dwa siedemdziesiąt pięć na metr dwadzieścia, nasączone naftą.Unikali Clanton i małych miejscowości, koncentrując się na obszarach wiejskich.Ich cele znajdowały się z dala od ruchliwych dróg i domów sąsiadów, na terenach rzadko zaludnionych, gdzie nikt niczego nie zauważy, gdzie ludzie kładą się do łóżek wcześnie i mają mocny sen.Plan działania był prosty: samochód zatrzymywał się na drodze, w pewnej odległości od domu, z wyłączonymi światłami i pracującym silnikiem.Kierowca czekał w aucie, a trzej pozostali zanosili krzyż na podwórze, wkopywali go w ziemię i rzucali zapaloną pochodnię.Furgonetka podjeżdżała po nich przed dom, po czym cicho oddalali się, kierując się ku następnemu celowi.Akcja przebiegła sprawnie i bez komplikacji w dziewiętnastu miejscach.Luthera Picketta już wcześniej obudził jakiś dziwny hałas.Wstał i usiadł na werandzie, sam właściwie nie wiedząc, na co czeka.W pewnej chwili ujrzał nieznaną furgonetkę, jadącą wolno żwirowym podjazdem, obsadzonym leszczynami.Chwycił strzelbę i zaczął nasłuchiwać.Ciężarówka zakręciła i zatrzymała się jakiś kawałek dalej.Usłyszał czyjeś głosy, a potem zobaczył trzy postacie, niosące jakiś słup na dziedziniec jego domu, przylegający do drogi.Luther przykucnął za krzakami i złożył się do strzału.Kierowca popijał zimne piwo, wyglądając jednocześnie, kiedy krzyż stanie w płomieniach.Tymczasem zamiast widoku języków ognia, dobiegł go huk wystrzału.Jego kumple porzucili krzyż oraz pochodnię i pognali do rowu, ciągnącego się wzdłuż drogi.Rozległ się kolejny strzał, a po chwili jakieś okrzyki i przekleństwa.Trzeba ich ratować! - przemknęło mu przez głowę.Odstawił piwo i nacisnął pedał gazu.Stary Luther zszedł z werandy i znów wystrzelił, a kiedy ujrzał ciężarówkę, zatrzymującą się obok płytkiego rowu, wypalił jeszcze raz.Z błota wynurzyły się trzy postacie.Potykając się i ślizgając, klnąc i wrzeszcząc, rzuciły się w stronę ciężarówki.Mężczyźni, przepychając się jeden przez drugiego, próbowali wgramolić się do środka.- Trzymajcie się! - wrzasnął kierowca.Stary Luther ponownie pociągnął za spust, tym razem celując w furgonetkę.Obserwował uśmiechając się pod nosem, jak ciężarówka rusza pełnym gazem.Koła zabuksowały na żwirowej drodze i po chwili furgonetka zniknęła, jadąc zygzakiem.Pewnie jakaś banda pijanych dzieciaków, pomyślał.Do przydrożnej budki telefonicznej wszedł jeden z członków Klanu.W ręku trzymał listę nazwisk dwudziestu osób i numery ich telefonów.Zadzwonił do wszystkich, prosząc, by wyjrzeli przed swoje domy.ROZDZIAŁ 31W piątek rano Jake zatelefonował do Ichaboda, ale pani Noose poinformowała go, że sędzia przewodniczy jakiejś rozprawie cywilnej w okręgu Polk.Jake poinstruował Ellen, co ma robić, i udał się do odległego o godzinę jazdy Smithfield.Wszedł do pustej sali rozpraw, usiadł w pierwszym rzędzie i skinął głową sędziemu.Jedyną publiczność stanowili przysięgli.Noose był znudzony, ława przysięgłych była znudzona, adwokaci byli znudzeni i po dwóch minutach Jake też był znudzony
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|