[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jak kamienny posągBóstwa zagłady, ważąc się pomiędzyCzynem i wolą, stal czas jakiś PirrusI nie przedsiębrał niczego.Lecz jako nieraz widzimy przed burząCiszę na niebie, spokojność w obłokach,Wichry uśpione, a na dole ziemięJak grób milczącą, wtem przerażającyPiorun rozdziera chmurę: tak po chwiliZbudzona zemsta podżega na nowoZastałe ramię Pirrusa i nigdyNiemiłosierniej ciężki młot cyklopówNie spadł na Marsa wiecznotrwałą zbroję, [36]Jak teraz krwawy miecz Pirrusa spadaNa sędziwego Priama.Hańba ci, zmienna Fortuno! Bogowie.Wy wszyscy, którzy zasiadacie owdzie,W radzie Olimpu, odejmcie jej władzę!Połamcie szprychy i dzwona jej koła [37]I stoczcie krągłą piastę z szczytu niebiosW bezdenną otchłań piekieł! "POLONIUSZTo za długie.HAMLETWięc razem z twoją brodą pójdzie do balwierza.Mów dalej, bracie.Jemuby trzeba jasełek lub fars plugawych, inaczej zaśnie.Dalej, przejdz terazdo Hekuby.[38]PIERWSZY AKTOR"Ale kto widział nieszczęsną królowę.Jak rozczochrana."HAMLETJak to, rozczochrana?POLONIUSZTo dobre wyrażenie; rozczochrana królowa jest dobrym wyrażeniem.PIERWSZY AKTOR"Jak rozczochrana, grożąca płomieniomAez potokami, biegła tu i owdzie,Boso, z łachmanem na tej samej głowie,Którą niedawno jeszcze diadem stroił;Odziana, miasto sukni, prześcieradłem,W chwili popłochu schwyconym naprędce;O, kto by to był wdział, ten zmaczanymW żółci językiem byłby wyzionąłPrzeciw Fortunie ostatnie bluznierstwa;A gdyby były ją widziały niebaW tej chwili, kiedy ujrzała PirrusaZ dziką radością siekącego mieczemCiało jej męża, wybuch jej boleściByłby był z oczu ich promieniejących(Jeżeli tylko rzeczy tego świataMogą je wzruszyć)zdrój rosy wycisnąłI współjęk z piersi bogów."POLONIUSZPatrzcie, jak mu się twarz zmieniła i łzy mu w oczach stanęły.Skończ już,waćpan.HAMLETDosyć tego, dopowiesz mi resztę niebawem.Mości panie, zechciejdojrzeć, aby ci ichmoście dobrze byli ugoszczeni.Słyszysz, waćpan? Niechznajdą dobre przyjęcie; bo oni są streszczoną, żywą kroniką czasu.Byłoby lepiej dla waćpana zyskać po śmierci niepochlebny napis nanagrobku niż za życia niekorzystne ich świadectwo na scenie.POLONIUSZMości książę, obejdę się z nimi stosownie do ich zasługi.HAMLETDo paralusza! znacznie lepiej.Gdybyśmy się obchodzili z każdym wedlejego zasług, któż by uniknął chłosty? Obchodz się z nimi waćpanodpowiednio do własnej twej zacności i godności.Im mniej kto zasługujena względy, tym więcej ma zasługi nasze względem niego uprzejmość.Odprowadz ich.POLONIUSZPójdzcie, panowie.Wychodzi z kilkoma aktorami.HAMLETIdzcie z nim, moi przyjaciele; dacie nam jutro jakie przedstawienie.Słuchaj no, stary, możecie grać "Zabójstwo Gonzagi"? [39]PIERWSZY AKTORMożemy, panie.HAMLETTo grajcie je jutro.Nie mógłżebyś w potrzebie nauczyć się dwunastu dopiętnastu wierszy, które bym napisał i wtrącił do twojej roli?PIERWSZY AKTORCzemu nie, łaskawy panie.HAMLETTo dobrze.Udaj się za tamtym jegomościem, tylko nie drwij z niego,proszę cię.Wychodzi A k t o r.Kochani przyjaciele,(do R o z e n k r a n c a i G i l d e n s t e r n a)pozwólcie was pożegnać.Do zobaczenia wieczorem.ROZENKRANC I GILDENSTERN%7łegnamy cię, drogi książę.Wychodzą.HAMLETBóg z wami! Otóż nareszcie sam jestem.O, jakiż ze mnie głąb, jaki ciemięga!Czyliż to nie jest zgrozą, że ten aktor,Niby w wzruszeniu, w parodii uczucia,Do tego stopnia mógł nagiąć swą duszęDo swoich pojęć, że za jej zrządzeniemTwarz mu pobladła, z oczu łzy pociekły,Oblicze jego, głos, ruch, cała postaćZastosowała się do jego myśli?I gwoli komuż to? gwoli Hekubie!Cóż z nim Hekuba, on z nią ma wspólnego,%7łeby aż płakał nad jej losem? Cóż byTen człowiek czynił, gdyby miał podobnyMojemu; powód i bodziec do wrzenia?Zalałby łzami całą scenę, rozdarłUszy słuchaczów rażącymi słowy,W występnych rozpacz wzbudził, dreszcz w niewinnychZmieszał prostaczków i sparaliżowałIch wzrok pospołu ze słuchem.A ja, ospały niedołęga, drzemięJak Maciek, świętej niepamiętny sprawy,I ani usty ująć się nie umiemZa tego króla, na którego włościI drogim życiu dokonany zostałNajohydniejszy rozbój.Jestżem tchórzem?Któż mi zarzuci podłość? Któż mnie możeWziąć za kark, za nos powieść, w twarz mi plunąć,Wyrzucić w oczy kłamstwo? Któż to może?A jednakZasługiwałbym na to, bo w istocieMuszę mieć chyba wnętrzności gołębiaI brak zupełny żółci, nadającejGorycz poczucia krzywdy, kiedym jeszczeNie napisał dotąd stada sępów ścierwemTego nędznika.O bezwstydny łotrze!Zakamieniały, krwawy, sprośny łotrze!Bodajżem! Mnież to przystoi, synowi,Jedynakowi zamordowanegoDrogiego ojca, od nieba i piekłaPowołanemu do zemsty, jak babaMarnymi słowy dawać folgę sercuI na przekleństwach czas trawić jak prosta,Karczemna dziewka?!Fuj! fuj! Gdzież moja głowa? Powiadają,%7łe zatwardziali złoczyńcy, obecniNa przedstawieniu okropnych widowisk,Tak silnym zdjęci bywali wrażeniem,Ze sami swoje wyznawali zbrodnie:Mord bowiem, choćby ust nie miał, cudownyMa organ mowy.Każę tym aktoromCoś podobnego do sceny zabójstwaOjca mojego odegrać przed stryjem;Patrzeć mu będę w oczy, śledzić będęNajmniejszy jego ruch: jeżeli zadrgnie,Wiem, co mam czynić.Ten duch, com go widział,Mógł być szatanem (bo szatan przybiera,Jaką chce postać)i nadużywającMojej słabości i smętności (takiBowiem stan duszy bardzo mu dogodny),Ciągnie mnie może w przepaść? Chcę pewniejszejNiż ta rękojmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|