Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mistrzu! - zawy³ Quirrell - nie mogê go utrzymaæ.moje rêce.moje rêce.! I chocia¿ nadal przygwa¿d¿a³ go do pod³ogi kolanami, puœci³ jego szyjê i spojrza³ na swoje d³onie - jakby poparzone do ¿ywej koœci i jaœniej¹ce- A wiêc zabij go, g³upcze, skoñcz z nim raz na zawsze'- zaskrzecza³ Voldemort.Quirrell uniós³ rêkê, by rzuciæ œmiertelne zaklêcie, lecz Harry instynktownie z³apa³ go obiema d³oñmi za twarz- Aauuu' Quirrell stoczy³ siê z niego, a jego twarz równie¿ pokry³y b¹ble Harry zrozumia³ Quirrell nie móg³ znieœæ dotyku jego skóry, bo sprawia³o mu to straszliwy ból I natychmiast dostrzeg³ w tym swoj¹ jedyn¹ szansê Zerwa³ siê na nogi i z³apa³ go mocno za rêkê.Quirrell wrzasn¹³ i zacz¹³ siê z nim szamotaæ - w g³owie Harry'ego narasta³ ból - ju¿ go oœlepi³ - s³ysza³ tylko wrzaski Quirrella i wycieVoldemorta "ZABIJ GO' ZABIJ GO'", i jeszcze jakieœ inne g³osy, mo¿e wewn¹trz g³owy, wo³aj¹ce "Harry' Harry'" Poczu³, ¿e Quirrell wyrywa rêkê z jego uœcisku, ¿e wszystko jest stracone i zacz¹³ siê zapadaæ w ciemnoœæ w dó³ coraz ni¿ej i ni¿ej.Coœ z³otego b³ysnê³o mu nad g³ow¹ Znicz' Chcia³ go z³apaæ, ale rêce mia³ jak z o³owiu Zamruga³ To wcale nie by³ znicz.To para okularów.Jakie to dziwne.Znowu zamruga³.Pojawi³a siê uœmiechniêta twarz Albusa Dumbledore'a.- Dobry wieczór, Harry - Harry wytrzeszczy³ oczy A potem sobie przypomnia³- Panie profesorze! Kamieñ! To by³ Quirrell! Zdoby³ Kamieñ! Panie profesorze, szybko!- Uspokój siê, kochany ch³opcze, masz trochê przestarza³e wiadomoœci.Quirrell nie ma Kamienia- Wiêc kto go ma? Panie pro.- Harry, uspokój siê, proszê, bo pani Pomfrey zaraz mnie st¹d wyrzuci.Harry prze³kn¹³ œlinê i rozejrza³ siê Zda³ sobie sprawê, ¿e musi byæ w skrzydle szpitalnym.Le¿a³ w ³ó¿ku, w bia³ej poœcieli, a obok sta³ stolik, zastawiony czymœ, co przypomina³o wystawê sklepu ze s³odyczami- To prezenty od twoich przyjació³ i wielbicieli - powiedzia³ rozpromieniony Dumbledore.- To, co siê wydarzy³o w podziemiach, jest œcis³¹ tajemnic¹, wiêc, oczywiœcie, wie o tym ca³a szko³a Przypuszczam, ¿e to twoi przyjaciele, panowie Fred i George Weasleyowie s¹ odpowiedzialni za próbê przys³ania ci tutaj sedesu.Zapewne uwa¿ali, ¿e to ciê rozbawi Pani Pomfrey uzna³a to jednak za sprzeczne z wymogami higieny i skonfiskowa³a ów dar.- Jak d³ugo tu jestem?- Trzy dni.Pan Ronald Weasley i panna Granger bardzo siê uciesz¹, ¿e odzyska³eœ œwiadomoœæ Bardzo siê o ciebie niepokoili- Ale, panie profesorze Kamieñ.- Widzê, ¿e trudno zaj¹æ twoj¹ uwagê czym innym.No wiêc dobrze Profesorowi Quirrellowi nie uda³o siê odebraæ ci Kamienia.Przyby³em na czas, ¿eby temu przeszkodziæ, chocia¿ muszê przyznaæ, ¿e sam radzi³eœ sobie zupe³nie niezle.- Pan tam by³, panie profesorze? Dosta³ pan wiadomoœæ przez sowê Hermiony?- Musieliœmy siê min¹æ w powietrzu Jak tylko dotar³em do Londynu, zaraz zrozumia³em, ¿e powinienem byæ w miejscu, które dopiero co opuœci³em.Zd¹¿y³em wróciæ i œci¹gn¹æ z ciebie Quirrella.- To by³ pan.- Ba³em siê, ¿e przybêdê za póŸno.- Ma³o brakowa³o.Czu³em, ¿e ju¿ d³u¿ej nie wytrzymam.¿e odbierze mi Kamieñ.- Ten wysi³ek prawie odebra³ ci ¿ycie.Przez chwilê myœla³em, ¿e ju¿ to siê sta³o.A jeœli chodzi o Kamieñ, to zosta³ zniszczony.- Zniszczony? - powtórzy³ Harry.- Przecie¿ pana przyjaciel.Nicolas Flamel.- Wiesz o Nicolasie? - zdziwi³ siê Dumbledore.- No, no, naprawdê nieŸle siê spisa³eœ.Wszystko jak nale¿y.No có¿, uci¹³em sobie z Nicolasem ma³¹ pogawêdkê i zgodziliœmy siê, ¿e tak bêdzie najlepiej.- Ale to oznacza, ¿e on i jego ¿ona umr¹.- Maj¹ doœæ Eliksiru ¯ycia, ¿eby poza³atwiaæ swoje sprawy, a potem.tak, umr¹.Dumbledore uœmiechn¹³ siê na widok zdumienia na twarzy Harry'ego.- Komuœ tak m³odemu, jak ty mo¿e to wydaæ siê niewiarygodne, ale dla Nicolasa i Perenelli to coœ takiego, jak po³o¿yæ siê do ³ó¿ka po d³ugim, bardzo d³ugim dniu.Ostatecznie dla nale¿ycie zorganizowanego umys³u œmieræ to tylko pocz¹tek nowej wielkiej przygody.A ten Kamieñ.có¿, to wcale nie by³a taka wspania³a rzecz.Sam pomyœl: tyle pieniêdzy i lat ¿ycia, ile zechcesz! Dwie rzeczy, których ludzkie istoty pragn¹ najbardziej.Tylko ¿e ludzie maj¹ wrodzony talent do wybierania w³aœnie tego, co dla nich najgorsze.Harry le¿a³ cicho, pogr¹¿ony w myœlach.Dumbledore mrucza³ coœ pod nosem i wpatrywa³ siê w sufit.- Panie profesorze - zacz¹³ Harry.- Tak sobie myœlê.Nawet jeœli nie ma ju¿ Kamienia, to jednak Vol.to znaczy Sam-Wiesz-Kto.- Nazywaj go Voldemortem, Harry.Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu.Strach przed imieniem wzmaga strach przed sam¹ rzecz¹.- Tak, panie profesorze.No wiêc Voldemort mo¿e próbowaæ innych sposobów, ¿eby wróciæ, prawda? To znaczy.on nie zgin¹³, tak?- Tak, Harry, on nie zgin¹³.Nadal gdzieœ jest.Mo¿e szuka innego cia³a, ¿eby w nie wst¹piæ.Nie jest do koñca ¿ywy, wiêc nie mo¿na go zabiæ.Pozostawi³ Quirrella, pozwoli³ mu umrzeæ; swoim zwolennikom okazuje tyle samo zmi³owania, co wrogom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript