[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Lecz Mazury szli jak pożar, wnikali wszędzie, walącośnikami, siekąc, bodąc.Nikt ze Szwedów nie prosił pardonu, alego też i nie dawano.W niektórych korytarzach i przejściach trupyludzkie tak zawaliły drogę, że Szwedzi porobili z nich sobie baryka-dy, napastnicy zaś wywłóczyli je za nogi, za włosy i wyrzucali przezokna.Krew płynęła strugami po schodach.Gromady Szwedówbroniły się jeszcze tu i owdzie, odbijając mdlejącymi rękoma wście-kłe razy szturmujących.Krew zalewała im twarze, oczy zachodziłyciemnością, niejeden osunął się już na kolana, a jeszcze walczył; par-ci ze wszystkich stron, duszeni przez tłum przeciwników, umieraliw milczeniu Skandynawowie, zgodnie ze swą sławą, jak na żołnierzy192Potop t.3przystało.Kamienne figury bóstw i dawnych bohaterów, zbryzganekrwią, patrzyły martwą zrenicą na tę śmierć.Roch Kowalski szalał głównie na górze, pan Zagłoba zaś rzu-cił się ze swoim oddziałem na tarasy i wysiekłszy broniących siętam piechurów wpadł z tarasów do owych cudnych sadów, w całejEuropie sławnych.Drzewa były już w nich wycięte, kosztowne krze-wy poniszczone przez polskie kule, fontanny pogruchotane, ziemiapoorana przez granaty, słowem, wszędy pustka i zniszczenie, choćSzwedzi nie przykładali do niego swej drapieżnej ręki, przez wzglądna osobę Radziejowskiego.Obecnie bój i tam zawrzał srogi, lecztrwał tylko chwilę, bo już słaby dawali opór Szwedzi.Toż wyciętoich pod osobistym pana Zagłoby dowództwem, za czym żołnierzerozbiegli się po sadach i całym pałacu za zdobyczą.A pan Zagłoba udał się aż na koniec sadu, w miejsce, gdzie murytworzyły potężny anguł i gdzie nie dochodziło słońce, chciałbowiem grozny rycerz odetchnąć nieco i z potu uznojone czoło obe-trzeć.Nagle spojrzał i spostrzegł dziwaczne jakieś monstra, które naniego zza kraty żelaznej klatki złowrogo patrzyły.Klatka była wszczepiona w kąt murów, tak że kule padająceod zewnątrz nie mogły jej dosięgnąć.Drzwi do niej szeroko byłyotwarte, lecz owe wychudłe i szkaradne istoty nie myślały z tegokorzystać; owszem, przerażone widocznie zgiełkiem, świstem kuli srogą rzezią, na którą przed chwilą patrzyły, zacisnęły się w kątklatki i poukrywane w słomę, jeno mruczeniem oznajmiały swójprzestrach.- Simiae czy diabły? - rzekł do siebie pan Zagłoba.Nagle gniew go uchwycił, męstwo wezbrało mu w piersi i pod-niósłszy szablę wpadł do klatki.Popłoch okropny odpowiedział pierwszemu ciosowi jego mie-cza.Małpy, z którymi żołnierze szwedzcy dobrze się obchodzilii które ze swych szczupłych racyj karmili, bo ich bawiły, wpadływ tak okropne przerażenie, że je szał ogarnął po prostu, a ponieważ193Henryk Sienkiewiczpan Zagłoba zastąpił im ode drzwi, poczęły w susach nadprzyro-dzonych rzucać się po klatce, czepiać się ścian, pułapu, wrzeszczeć,zgrzytać, na koniec jedna skoczyła w obłędzie panu Zagłobie nakark i chwyciwszy go za głowę przywarła doń z całej siły.Drugaprzyczepiła mu się do prawego ramienia, trzecia od przodu chwy-ciła za szyję, czwarta uwiesiła się u zawiązanych z tyłu wylotów, onzaś przyduszon, spocony, próżno się miotał, próżno w tył zadawałślepe razy, samemu wkrótce zabrakło oddechu.oczy mu na wierzchwyszły i rozpaczliwym głosem krzyczeć począł:- Mości panowie! ratujcie!Wrzaski zwabiły kilkunastu towarzystwa, którzy nie mogącrozeznać, co się dzieje, biegli w pomoc z dymiącymi od krwi sza-blami, lecz nagle stanęli w zdumieniu, spojrzeli po sobie i jakby podwpływem czarów ryknęli jednym ogromnym śmiechem.Nadbiegłowięcej żołnierzy, tłum cały, lecz śmiech, jak zaraza, udzielił sięwszystkim.Więc taczali się jak pijani, brali się w boki, zamazaneposoką ludzką twarze krzywiły im się spazmatycznie i im bardziejrzucał się pan Zagłoba, tym oni śmieli się więcej.Dopiero RochKowalski nadbiegł z góry i roztrąciwszy tłumy uwolnił wuja z mał-pich uścisków
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|