[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Podczas szkolenia Lucilla widziała antyczne posążki z Najdawniejszych Czasów, małe kamienne figurki kobiece o szerokich biodrach i obwisłych piersiach, zapewniających o obfitości pokarmu.Na życzenie mogła zaprezentować młodzieńczą kopię tego starożytnego wzorca.Niżej, na dziedzińcu, Duncan zatrzymał się na chwilę i rozmyślał nad dalszym ciągiem ćwiczeń.Potem skinął głową jak gdyby do siebie, wyskoczył w górę i okręcił się w powietrzu, wylądował jak gazela na jednej nodze, odbił się w bok i zatoczył serię piruetów, przypominających bardziej taniec niż walkę.Lucilla zacisnęła wargi w wąską, zdecydowaną linię.Imprint seksualny."Tajemnica seksu wcale nie jest tajemnicą" - pomyślała.Korzeniami sięga samego życia.To oczywiście wyjaśniało, dlaczego pierwsze łóżkowe zlecenie zakonu pozostawiło jej w pamięci męską twarz.Genetyczki powiedziały jej, że ma być na to przygotowana i nie niepokoić się.Ale Lucilla zorientowała się, że imprint seksualny jest obosieczną bronią."Mogłaś nauczyć się tańczyć na krawędzi ostrza - myślała - ale miecz mógł cię rozciąć na dwoje." Czasami, kiedy twarz pierwszego uwiedzionego na rozkaz mężczyzny nieproszona wracała jej na myśl, Lucilla czuła się nieswojo.Wspomnienie wracało tak często w najintymniejszych chwilach, że tylko z wielkim trudem udawało jej się to ukryć."To dodaje ci sił" - zapewniały ją genetyczki.Mimo to były chwile, kiedy czuła, że sprofanowała coś, co powinno było pozostać tajemnicą.Na myśl o tym, co ma zrobić, ogarnęła ją gorycz.Wieczór, kiedy obserwowała treningi Duncana, stał się jej ulubioną porą dnia.Rozwój fizyczny chłopca bez przeszkód postępował naprzód; tworzyły się wrażliwe połączenia mięśni i nerwów - wszystkie te cuda prana-bindu, z których słynął zakon żeński.Teraz jednak czekał ją następny etap zadania i nie mogła już upajać się zachwytem nad swym podopiecznym."Zaraz przyjdzie Teg" - pomyślała.Zabierze Duncana z powrotem na salę treningową, pełną wszelakiej śmiercionośnej broni.Teg.Raz jeszcze zamyśliła się nad nim.Niejeden raz czuła, że coś pociąga ją ku niemu w sposób, który rozpoznała natychmiast.Imprinterki cieszyły się pewną swobodą w doborze partnerów seksualnych, o ile nie miały ważniejszych zobowiązań albo przeciwstawnych rozkazów.Teg był stary, ale jego kartoteka zawierała sugestie, że wciąż jeszcze może być męski.Naturalnie nie będzie mogła zatrzymać przy sobie dziecka, ale nauczyła się już z tym godzić."Czemu by nie?" - pomyślała.Jej plan był niesłychanie prosty.Zakończyć imprint gholi, a potem powiadomić o swoich zamiarach Tarazę i począć dziecko z przesławnym Milesem Tegiem.Rozpoczęła już wstępne uwodzicielskie praktyki, ale Teg okazał się oporny.Pewnego wieczoru w garderobie zbrojowni powstrzymał ją jego mentacki cynizm."Czasy rozpłodu mam już za sobą, Lucillo.Zakon żeński powinien poprzestać na tym, co mu dałem."Teg, ubrany tylko w czarny strój do ćwiczeń, skończył wycierać ręcznikiem spoconą twarz i wrzucił ręcznik do kubła.Nie patrząc na nią, powiedział:"Czy mógłbym prosić, żebyś wyszła?"A zatem przejrzał jej zabiegi!Znając Tega, powinna była to przewidzieć.Wiedziała jednak, że mimo to nadal jeszcze może go uwieść.Udałoby się to każdej Wielebnej Matce z jej kwalifikacjami - nawet z tak doskonałym mentatem jak Teg.Lucilla stała wtedy przez chwilę niezdecydowana.Jej umysł automatycznie pracował nad planem obejścia tego pierwszego kosza Coś ją powstrzymało.Nie był to gniew, że została odepchnięta, ani nawet mało prawdopodobna ewentualność, że rzeczywiście na niego nie działa.Duma i możliwe upokorzenie - bo zawsze istniała taka możliwość - miały z tym bardzo niewiele wspólnego.Godność.Teg miał w sobie godność, a Lucilla wiedziała, co zawdzięcza zakon jego odwadze i prawości.Odwróciła się tyłem, niezupełnie zdając sobie sprawę z własnych motywów.Być może to podświadoma wdzięczność, którą winna mu była Wspólnota.Teraz uwiedzenie Tega byłoby poniżające, nie tylko dla niego, ale i dla niej.Bez wyraźnego rozkazu Przełożonej nie potrafiłaby się już na to zdobyć.Gdy tak stała na blankach, całkowicie pochłonięta wspomnieniami, coś poruszyło się w cieniu przy wejściu do zbrojowni.Zauważyła, że to Teg.Uczyniła wysiłek, żeby się pozbierać i skupić na Duncanie.Chłopiec przerwał teraz swoje kontrolowane koziołki na trawniku.Stał spokojnie, oddychając głęboko, i patrzył na Lucillę, podniósłszy w górę głowę.Widziała kropelki potu na jego twarzy i ciemne, wilgotne smugi na błękitnym kombinezonie.Przechylając się przez mur, zawołała:- Jutro zacznę cię uczyć dalszych kombinacji ciosów pięścią i stopą.Te słowa wyrwały się z niej, zanim zdołała je przemyśleć, i od razu zorientowała się, dlaczego.Przeznaczone były dla Tega, który stał tam, w ocienionej bramie, nie dla ghola.Mówiła mu: "Patrz! Nie jesteś jedynym, który uczy go sztuki zadawania śmierci!"Zdała sobie sprawę z tego, że Teg głębiej, niż powinna była dopuścić, wrósł w jej podświadomość.Posępnie przeniosła wzrok na wynurzającą się z cienia wysoką postać.Duncan biegł już na spotkanie baszara.Kiedy wreszcie skupiła uwagę na Tegu, jak błyskawica oślepiło ją nagłe rozpoznanie, mające źródło w najgłębiej wpojonych reakcjach Bene Gesserit Kolejne fazy reakcji mogły być zdefiniowane później jako: "Coś jest nie w porządku! Niebezpieczeństwo! To nie jest Teg!" Ale w tym nagłym błysku wszystkie zlały się w jedno.W odpowiedzi na bodziec huknęła, z całych sił wytężając Głos:- Duncan! Padnij!Duncan padł płasko na trawę, nie odwracając wzroku od wyłaniającej się ze zbrojowni postaci Tega.Mężczyzna trzymał w dłoniach polową rusznicę laserową."Tancerz Oblicza - pomyślała Lucilla.To odkrycie zawdzięczała wyłącznie nadświadomości.- Jeden z tych nowych!"- Tancerz Oblicza! - krzyknęła.Duncan rzucił się w bok i wyskoczył w górę, szybując w powietrzu co najmniej metr nad ziemią.Szybkość jego reakcji wstrząsnęła Lucillą.Nie wiedziała, że istota ludzka może poruszać się tak prędko! Pierwszy strzał z rusznicy śmignął pod ciałem Duncana, które wydawało się płynąć w powietrzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|