[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Zapewne dla gospodarstwa, a raczej zarządu włości? O, nie! To rzecz mego rządcy; ja przyjeżdżam tylko czasem dla polowania i krokieta62.Czy w tej okolicy znają krokieta? Niestety! bardzo mało.Miś Rossowski, który aż do tej chwili, jak przystoi na prawdziwego gentlemana, nie mie-szając się do rozmowy patrzył na sufit, zwraca się nagle ku panom i mówi: Dziwię się bardzo, jak mało u nas starają się o rozpowszechnienie tej gry, która jednakstanowi główną rozrywkę arystokracji angielskiej. I nie tylko angielskiej, ale arystokracji całego świata wtrąca Maszko. Przypomnij so-bie, Misiu, że i my po całych dniach grywamy w krokieta u hrabiostwa W. Tym bardziej, że nasz kraj, zdaje się, sama Opatrzność stworzyła do krokieta.Kraj jestrówny i trawniki udają się doskonale.Pani Zwiernicka i panny Słomińskie oświadczają, że i im trudno zrozumieć, jak mogły ist-nieć dotąd bez gry, a pani Sidorowicz dowodzi, że nawet dawno prosiła o to męża. Mężu! musisz kochanie sprowadzić krokieta. Kogo, duszko? pyta pan Sidorowicz. Figlarz! udaje, że nie wie, o co chodzi woła pani Sidorowicz chcąc ukryć rumieniec,jaki na twarz jej wywołała ignorancja63 męża. Ja bym nawet sama się tym zajęła, ale na-przód, ja ciągle jestem niezdrowa, a powtóre, ja tyle mam na głowie!Tu oczy wszystkich mimo woli zwracają się na głowę pani Sidorowiczowej, której kokzdołałby przekonać najzatwardzialszych, że dama ta istotnie niemało ma na głowie.61(franc.) uroczy, rozkoszny.62krokiet (z ang.) popularna w połowie XIX w.gra towarzyska na wolnym powietrzu.63ignorancja (z łac.) nieświadomość, nieznajomość, nieuctwo.51Tymczasem inna grupa wiejskiego towarzystwa, złożona z mężczyzn zebranych koło JasiaZłotopolskiego, z niemniejszym zajęciem rozmawia o kolonizacji, jako o jedynym środkupozostałym dziś szlachcie. Szczęśliwyś, szczęśliwyś sąsiedzie! mówi pan Feliksowicz. Myśmy wszyscy powinni iść twoim śladem. Moi panowie! odpowiada Jaś każdemu otwarta droga.Dzisiejsze nasze położenie jesttakie, że pozostaje nam albo rozkolonizować majątki, albo z nich wyjść. Tylko, że jak rozkolonizujemy, to także z nich wyjdziemy robi uwagę jeden ze słucha-jących. Nie jestem ja też za tym, żeby sobie nie zostawić jakiejś części.Owszem, ponieważobywatele wiejscy są czołem ogółu, każdy z nas przeto, moi panowie, powinien sobie zosta-wić dwór i część ziemi, żeby nie stracić charakteru posiadacza wiejskiego. Ale oczywiście, to tego, ho! ho! mości dobrodzieju! woła otyły pan Waszkowski nobo i bez tego, mości dobrodzieju!.Co to ja chciałem powiedzieć? Namyśl się pan odpowiada pan Feliksowicz. Ale skądże szanownemu sąsiadowi takamyśl szczęśliwa przyszła? pyta Złotopolskiego. Myśl to nie nowa i podobno praktykowana już od dawna między nami.Co do mnie, wy-znaję, że winienem ją przyjacielowi memu, panu Maszko.Obecni obywatele ściskają kordialnie64 rękę Maszki, który mówi z rozrzewnieniem: Panowie! ludzie jak my powinni sobie pomagać. Co ja to chciałem powiedzieć?! woła grzmiącym głosem pan Waszkowski.Ale ruch powstających osób nie pozwala panu Waszkowskiemu przypomnieć sobie, cochciał powiedzieć.Wszyscy żegnają z uniesieniem Misia, Jasia i Maszkę, a szczególniej księ-cia Antosia, którego bytność pozostanie na długie czasy w pamięci powiatu N.Pani Zwiernic-ka nie żegna go inaczej jak: do widzenia! Ona wie na pewno, że kto ma rysy książątM.skich, ten będzie miał i wrodzoną im grzeczność, zatem nie inaczej jak: do widzenia!VTymczasem w Warszawie rzeczy zaczęły brać obrót dla Złotopolskiego wielce niebez-pieczny.Pan Maciej Iwaszkiewicz coraz lepiej był widziany i przez panią Bujnicką i przezFanię
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|