[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Po drodze mamrotał w dziwnym, chropawym języku coś, co brzmiało jak pradawne przekleństwa, ale gdy nałożyli mu więzy na nogi, umilkł nagle.Ci, którzy trzymali przy nim wartę, widzieli potem, jak siedział przez całą noc nieruchomy niczym skała i tylko jego oczy lśniły bezsennie, penetrując ciemność.Przed świtem deszcz ustał i poryw wiatru zakołysał drzewami.Ranek wstał jaśniejszy, niż zdarzyło się to od wielu dni, a ciepły powiew z południa rozproszył chmury, ukazując słońce wschodzące na błękitnym niebie.Mim siedział wciąż bez ruchu i wyglądał jak martwy, a przy świetle brzasku ujawniły się wszystkie jego zmarszczki, co potwierdziło wiekowość krasnoluda.- Jest już dość jasno - powiedział Turin, stając nad więźniem.Wtedy Mim otworzył oczy i wskazał na pęta, a gdy je zdjęto, odezwał się ze złością:- Nauczcie się, głupcy, by nigdy nie krępować krasnoluda! Nie wybaczy wam tego.Nie pragnę śmierci, ale czyn wasz wzbudził we mnie zawziętość.Cofam obietnicę.- Ale ja nie - odparł Turin.- Zaprowadzisz swego domu i póki tego nie uczynisz, nie mówmy o śmierci.Tak postanowiłem.- I spojrzał stanowczo w oczy krasnoluda, a ten zadrżał, ponieważ mało kto potrafił znieść wzrok Turina zagniewanego lub upierającego się przy swoim.- Chodź za mną, panie - powiedział w końcu, odwracając głowę i wstając.- Dobrze! - krzyknął Turin.- I tyle tylko dodam, że pojmuję twą dumę.Może i zginiesz, ale wiązać cię już nie będziemy.Wtedy Mim poprowadził ich z powrotem do miejsca, gdzie go pojmali, i wskazał na zachód.- Tam jest mój dom! - powiedział.- Nieraz go pewnie widzieliście, bo wysoko się wznosi.Sharbhund zwaliśmy go kiedyś, zanim elfy nie odmieniły wszystkich nazw.Banici ujrzeli, że wskazywał na Amon Rudh, Nagą Górę, której łysy wierzchołek widoczny był na wiele staj wokoło.- Widzieliśmy, ale nigdy z bliska - stwierdził Androg.- I tam niby można znaleźć schronienie, a gdzie na górze woda czy inne jeszcze, potrzebne rzeczy? Chyba nas nabiera.Jak mamy ukryć się na szczycie?- Czasem taka manifestacja lepsza jest niż chowanie się po kątach - rzekł Turin.- Amon Rudh daje się dostrzec z daleka.Dobrze, Mimie, pójdę z tobą i zobaczę, co masz do zaoferowania.Ile czasu zajmie nam, niezdarnym ludziom, dotarcie na miejsce?- Cały dzień aż do zmroku - odparł krasnolud.Turin z Mimem stanęli na czele pochodu i cała kompania ruszyła na zachód, czujnie rozglądając się po wyjściu z lasu, ale okolica była cicha i opustoszała.Minęli porozrzucane głazy i zaczęli wspinaczkę na leżące pomiędzy Amon Rudh a dolinami Sirionu i Narogu wyniosłe wrzosowisko, wrzos potrafił bowiem znaleźć dla się miejsce w kamienistej glebie nawet na wysokości ponad trzystu metrów.Po wschodniej stronie nierówny teren wznosił się łagodnie ku graniom, gdzie kępy brzóz i jarzębiny oraz sędziwie wybujałych głogów czepiały się korzeniami skał.Niższe partie stoków Amon Rudh pokryte były gęsto krzewami aeglosu, jednak szary wierzchołek pozostawał nagi, jeśli nie liczyć czerwonego seregonu otulającego skały[48].Późnym popołudniem banici dotarli do stóp góry.Mim podprowadził ich z północy i dobrze widzieli słoneczny blask padający z zachodu na koroną Amon Rudh, gdzie seregon kwitł właśnie.- Patrzcie! Wierzchołek góry kąpie się we krwi - powiedział Androg.- Jeszcze nie - odparł Turin.Słońce tonęło za horyzontem i światło gasło w parowach.Góra zawisła nad nimi, zagradzając drogę i banici doszli do wniosku, że do tak rzucającego się w oczy celu doszliby spokojnie sami.W miarę jednak, gdy w ślad za krasnoludem wspinali się coraz wyżej, pojęli, że prowadzi ich sekretną ścieżką, której tajemnica istnienia przekazywana musiała być chyba z pokolenia na pokolenie, o ile nie wytyczały jej jakieś nieznane ludziom znaki.Droga wiła się, a spojrzawszy na bok, dostrzec można było jedynie mroczne wąwozy i parowy lub też strome zbocza zbiegające do rumowisk wielkich głazów porosłych jeżynami i głogami skutecznie kryjącymi wszelkie pułapki.Bez przewodnika prawdopodobnie całymi dniami błąkaliby się po tych ostępach, nim dotarliby gdziekolwiek.Teren zrobił się jeszcze bardziej stromy, za to mniej nierówny.Przeszli w cieniu wiekowych drzew jarzębiny i wkroczyli pomiędzy wysokopienne aeglosy.W półmroku rozeszła się słodka woń[49].Potem w poprzek drogi wyrosła nagle skalna ściana, stroma i gładka, niknąca gdzieś w ciemności nad ich głowami.- Czy to są wrota do twojego domu? - spytał Turin.- Podobno krasnoludy uwielbiają kamień.- Przysunął się do Mima, na wypadek, gdyby przewodnik planował jednak jakiś podstęp.- Nie wrota do domostwa, tylko brama prowadząca na dziedziniec - odparł Mim i skręcił w prawo, a po przejściu około dwudziestu kroków u stóp urwiska przystanął nagle i Turin ujrzał szczelinę wiodącego na lewo przejścia pomiędzy dwoma zachodzącymi na siebie fragmentami skalnej ściany.Nie potrafił powiedzieć, czy było do dzieło czyichś rąk, czy też sił przyrody, ale za otworem spowitym ukorzenionymi powyżej powojami otwierała się kamienista ścieżka biegnąca ku górze i znikająca w ciemności.Wokół panowała wilgoć.Dnem spływał strumyk.Jeden po drugim, wszyscy zanurkowali w mrok.Na szczycie droga skręcała znów w prawo, na południe, by przez gąszcz kolczastych zarośli wybiec na zieloną równinę i znów zatonąć w cieniach.Tak dotarli do siedziby Mima, Bar-en-Nibin-noeg[50], miejsca opisywanego tylko w najstarszych opowieściach Doriathu i Nargothrondu i nigdy nie oglądanego przez człowieka.Jednak noc już zapadła i gwiazdy zabłysły na wschodzie, skrywając osobliwy zakątek przed oczami wędrowców.Amon Rudh wieńczyła wielka kamienna czapa o stromych zboczach i ściętym wierzchołku, z którego po północnej stronie wystawała płaska i niemal kwadratowa półka, niewidoczna z dołu.Z tyłu miała pionową skalną ścianę, z boków opadały strome urwiska.Dojść do mej można było tylko z północy, o ile znało się drogę[51]
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|