[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- To jest tak, jakbym.jakbym to czuł.Tu, w środku.Jakby to coś mnie obserwowało.Jakby się tam.śmiało.Nie prawdziwym śmiechem, tylko.- I wymownie wzruszam ramionami.Ale tato chyba coś z tego zrozumiał.- I to coś.To coś każe ci zabijać.Po niebie pełznie powoli wielki odrzutowiec.- Nie, nie każe.Tylko.Tylko myślę wtedy, że to dobry pomysł. Czy chciałeś kiedyś zabić coś innego? Coś większego niż pies? Próbuję odpowiedzieć, ale mam ściśniętegardło.Odchrząkam. Tak mówię. Człowieka?- Nikogo konkretnego.Po prostu.- Znowu wzruszam ramionami.- To dlaczego nie zabiłeś? Bo.Bo by się to wam nie spodobało.Tobie i mamie. Tylko dlatego? Nie chciałem.Nie chciałem, żebyś się na mnie wściekł.No, wiesz.Nie chciałem cię zawieść.Zerkam na niego ukradkiem.Patrzy na mnie, ani mrugnie.39- To dlatego zabrałeś mnie na wycieczkę? pytam. %7łeby o tym porozmawiać? Tak mówi tato. Trzeba cię naprostować.Naprostować, o tak.Naprostować zgodnie z tym, jak - według niego - powinno się żyć, żyć ze staranniezasłanymi łóżkami i na błysk wypucowanymi butami.Ale już wtedy wiedziałem swoje.Wiedziałem, że to, iż odczasu do czasu muszę coś zabić, prędzej czy pózniej wejdzie w konflikt z koncepcją naprostowywania.- Ale jak? - pytam, a on patrzy na mnie przeciągle i widząc, że podążam za tokiem jego myślenia, wreszcie kiwagłową.- Grzeczny chłopiec - mówi.- No więc. I zamiast coś powiedzieć, długo milczy.Patrzę na światła łodziprzepływającej dwieście metrów od naszej małej plaży.Ponad warkotem silnika niesie się głośna kubańskamuzyka. No więc. powtarza tato i przenoszę na niego wzrok.Ale on spogląda na dogasające ognisko, wprzyszłość, która się tam czai.- No więc, to jest tak.- Uważnie słucham.Tato zawsze tak zaczyna, kiedy chcewygłosić prawdę wyższego rzędu.Zaczynał tak, kiedy pokazywał mi, jak narzucać podkręconą piłkę, jak zadaćcios lewym sierpowym. To jest tak", mówił i zawsze tak było, dokładnie tak. Starzeję się, Dexter.Odczekał chwilę, żebym zaprotestował, a kiedy nie zaprotestowałem, kiwnął głową.- A ludzie starsi patrzą naświat inaczej.I nie chodzi o to, że z wiekiem miękną czy widzą, że oprócz czarnego i białego jest jeszcze szary.Naprawdę myślę, że pewne rzeczy rozumiem teraz inaczej.Lepiej.- Posyła mi to swoje spojrzenie, spojrzenieniebieskich oczu Harry'ego, kochające i twarde.- Aha - mówię.- Dziesięć lat temu wysłałbym cię do jakiegoś zakładu czy gdzieś. Szybko mrugam.Jego słowa bolą, lecz jateż o tym myślałem. Ale teraz znam cię lepiej niż kiedyś.Wiem, kim jesteś i wiem, że dobry z ciebiechłopiec. Nie mówię głosem cichym i słabym, ale tato mnie słyszy. Tak powtarza stanowczo.- Wiem, że dobry z ciebie chłopiec.Po prostu wiem. Mówi jakby do siebie,może dla większego40efektu, a potem patrzy mi prosto w oczy.- Gdyby było inaczej, nie obchodziłoby cię, co myśli mama czy ja.Poprostu to robisz.Nie możesz się powstrzymać, nic na to nie poradzisz.A robisz to dlatego.- Milknie i przezchwilę tylko na mnie patrzy.Czuję się bardzo nieswojo.- Co pamiętasz z dzieciństwa? - pyta.- No, wiesz.Sprzed adopcji.Przeszłość wciąż mnie boleśnie dręczy, ale nie wiem dlaczego.Miałem tylko trzy lata.- Nic.- To dobrze.Nikt nie powinien tego pamiętać. Do końca życia nie powiedział na ten temat nic więcej. Alechociaż tego nie pamiętasz, coś cię wtedy bardzo odmieniło.Dlatego jesteś taki, jaki jesteś.Rozmawiałem o tymz paroma ludzmi.- I, dziw nad dziwy, posyła mi ten słaby, jakby nieśmiały uśmiech: uśmiech Harry'ego.-Spodziewałem się tego.Ukształtowało cię to, co przydarzyło ci się, kiedy byłeś mały.Próbowałem z tymwalczyć, ale.-Tato wzrusza ramionami.-To jest za silne, za głęboko w tobie siedzi.Utkwiło za wcześnie i jużtam zostanie.I będzie ci kazało zabijać.Nic na to nie poradzisz.Nie dasz rady tego zmienić.Ale.- dodaje iodwraca wzrok, żeby popatrzeć na coś, czego nie widzę.- Ale możesz to skanalizować.Kontrolować.Możeszwybierać.- Szuka słów, dobiera je staranniej niż kiedykolwiek przedtem.- Możesz wybierać to, co chceszzabić.To albo.tych.- I patrzy na mnie z najbardziej nieprawdopodobnym uśmiechem, jaki u niegokiedykolwiek widziałem, z uśmiechem posępnym i suchym jak popiół w dogasającym ognisku. Jest wielutakich, którzy na to zasługują.I tymi kilkoma słowami ukształtował całe moje życie, ukształtował dosłownie wszystko, moją osobowość i to,kim jestem.Ten cudowny, ten wszechwidzący i wszechwiedzący człowiek.Harry.Mój tato.Gdybym tylko był w stanie kochać, och, jak bardzo bym go kochał.To było tak dawno temu.Tyle lat upłynęło od jego śmierci.Ale jego nauki wciąż żyły.Nie dlatego, że buzowaływe mnie ciepłe, łzawe41uczucia.%7łyły dlatego, że Harry miał rację.Wielokrotnie się o tym przekonałem.Harry wiedział i dobrze mnienauczył. Bądz ostrożny", mówił.I nauczył mnie ostrożności tak dobrze, jak tylko policjant mógł nauczyć mordercę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|