Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko garstka Mądrych została z Moshaine Shaido.Przez tamten drugi otwór mógł widzieć Sevannę rozmawiającą z Benduin.Szczepowi Zielonej Soli również nie pozostanie zbyt wiele ich Mądrych, Maeric nie miał co do tego wątpliwości.Dyrele dotknęła jego ramienia.- Mężu - mruknęła - Sevanna powiedziała, że pozostanie otwarty tylko przez jakiś czas.Maeric skinął głową.Dyrele zawsze potrafiła dojrzeć samą istotę problemu.Zasłonił twarz i pobiegł przed siebie, a potem skoczył przez otwór, który wcześniej stworzył.Cokolwiek mówili Sevanna i mieszkaniec mokradeł, nie wyśle przodem żadnego ze swych Moshaine, póki sam się nie przekona, że jest to bezpieczne.Wylądował ciężko na stoku pokrytym zeschłymi liśćmi i omalże nie pokoziołkował w dół, wyhamował jakoś jednak swój pęd.Przez chwilę spoglądał na wejście do otworu.Po tej stronie jego wylot znajdował się dobrą stopę ponad powierzchnią ziemi.- Żono! - zawołał.- Tu jest niżej!Czarne Oczy zaczęli przeskakiwać na drugą stronę, zasłonięci, z gotowymi włóczniami, prawie natychmiast ruszyły też Panny.Równie dobrze można by próbować ugasić pragnienie piaskiem, jak powstrzymać Panny przed wysforowaniem się naprzód.Reszta Moshaine biegiem podążyła za nimi, algai’d’siswai oraz żony i dzieci, większość ciągnęła za sobą ciężko obładowane konie juczne i muły; razem było ich prawie sześć tysięcy.Jego szczep, jego ludzie.Dalej tak będzie, kiedy tylko pójdzie do Rhuidean, Sevanna nie da rady dłużej już powstrzymywać go przed zostaniem wodzem klanu.Zwiadowcy rozproszyli się natychmiast, nie czekając, aż reszta szczepu pokona otwór.Maeric opuścił zasłonę, potem wykrzyczał rozkazy, w myśl których algai’d’siswai mieli tyralierą skierować się w kierunku grzbietów otaczających wzgórz, natomiast wszyscy pozostali nie ruszać się z ukrycia poniżej.Nie sposób było powiedzieć, kto lub co kryje się za tymi wzgórzami.Bogate ziemie, twierdził mieszkaniec mokradeł, ale ta ich część na szczególnie bogatą mu nie wyglądała.Potok ludzi jego szczepu zmienił się w zalew algai’d’siswai, którym tak naprawdę nie bardzo ufał, ludzi, którzy uciekli ze swoich klanów, ponieważ nie wierzyli, że Rand al’Thor naprawdę jest Car’a’carnem.Maeric nie był do końca pewien, w co on sam wierzy, jednak mężczyzna nie powinien porzucać szczepu i klanu.Ci ludzie kazali określać się mianem Mera’din, Pozbawionych Braci, całkiem stosowne miano, a on miał dwie set.Otwór nagle skurczył się w pionową pręgę srebra, która przecięła na pół dziesięciu Pozbawionych Braci.Fragmenty ciał posypały się na stok: ramiona, nogi.Przednia połowa człowieka ześlizgnęła się niemalże do stóp Maerica.Wpatrzony ogłupiałym wzrokiem w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze był otwór, potarł kciukiem czerwoną kropkę.Bezużytecznie, wiedział jednak.Darin, jego najstarszy syn był jednym z Kamiennych Psów czekających w tylnej straży.Ostatni mieli przejść na drugą stronę.Suraile, jego najstarsza córka, została z Kamiennym Psem, dla którego myślała o porzuceniu włóczni.Jego wzrok zetknął się ze spojrzeniem Dyrele, jej oczy były tak zielone i piękne, jak owego dnia, gdy położyła wianek u jego stóp.I zagroziła, że poderżnie mu gardło, jeśli go nie podniesie.- Możemy poczekać -powiedziała cicho.Mieszkaniec mokradeł mówił o trzech dniach, ale mógł się mylić.Znowu dźgnął kciukiem czerwoną kropkę.Dyrele pokiwała uspokajająco głową.Miał nadzieję, że nie będą mieli powodów do wypłakiwania się wzajem w swoich ramionach, gdy już zostaną sami.Ze stoku ponad nimi zbiegła Panna, pośpiesznie opuściła zasłonę i okazało się, że naprawdę ciężko dyszy.- Maeric - powiedziała Naeise, nie czekając nawet, aż wypowie zwyczajowe słowa pozdrowienia - na wschodzie są włócznie, tylko kilka mil stąd i biegną prosto na nas.Sądzę, że to Reyn.Przynajmniej siedem lub osiem tysięcy.Widział już innych algai’d’siswami pędzących w jego stronę.Młody Brat Orła, Cairdin, z poślizgiem przystanął, i zaczął mówić, gdy tylko Maeric go “zobaczył”.- Widzę cię, Maeric.Na północy, nie dalej niż pięć mil są włócznie i mieszkańcy mokradeł na koniach.Być może po dziesięć tysięcy jednych i drugich.Nie przypuszczam, by widzieli któregoś z nas ponad grzbietem wzgórza, ale już niektóre włócznie zwróciły się w naszą stronę.Maeric już wiedział, zanim nawet posiwiały Poszukiwacz Wody imieniem Laerad otworzył usta:- Włócznie przechodzą przez wzgórze, trzy, cztery mile na południe.Osiem tysięcy albo więcej.Zobaczyli moich chłopców.- Laerad nigdy nie marnował słów, nigdy też by nie powiedział, którego mianowicie z chłopców tamci zobaczyli, chłopcem zaś z kolei mógłby być każdy z jego ludzi, kto jeszcze nie dorobił się siwizny na głowie.Maeric zdawał sobie doskonale sprawę, że nie ma czasu na zbędne słowa.- Hamal! - krzyknął.Nie było czasu na okazywanie kowalowi stosownej grzeczności.Potężny mężczyzna wiedział już, że sytuacja jest poważna, gramolił się po stoku, poruszając się chyba szybciej niż kiedykolwiek od czasów, gdy wziął po raz pierwszy młot do ręki.Maeric podał mu kamienną kostkę.- Musisz dusić tę czerwoną kropkę i nie ustawać, niezależnie od tego, co się będzie działo i jak długo to potrwa, nim pojawi się otwór.To dla nas wszystkich jedyne wyjście.- Hamal pokiwał głową, ale Maeric nie czekał nawet, aż tamten powie, że tak uczyni.Hamal zrozumie.Maeric dotknął policzka Dyrele, nie dbając, ile par oczu na nich spogląda.- Cieniu mego serca, musisz się przygotować do wdziania bieli.- Jej dłoń pomknęła ku rękojeści noża, była Panną, kiedy składała u jego stóp wianek, ale on pokręcił zdecydowanie głową.- Musisz żyć, żono, pani dachu, aby zadbać o tych, co pozostaną.- Przytaknęła i dotknęła palcem jego policzka.Był tym zdumiony: w obecności innych zawsze zachowywała się nadzwyczaj powściągliwie.Unosząc zasłonę, Maeric potrząsnął ponad głową jedną z włóczni.- Moshaine! - zagrzmiał.- Ruszamy do tańca!Pobiegli za nim w górę stoku, mężczyźni i Panny, w sile niemalże tysiąca, jeśli liczyć Pozbawionych Braci.Być może należało ich jednak zaliczyć do szczepu.W górę stoku i na zachód - w stronę, gdzie znajdowali się najbliżsi i najmniej liczni wrogowie.Być może uda im się zdobyć dość czasu, chociaż tak naprawdę nie potrafił w to uwierzyć.Zastanowił się jeszcze przelotnie, czy Sevanna wiedziała.Ach, świat zmienił się w dziwne miejsce, od czasu, gdy nastał al’Thor.Jednak pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.Śmiejąc się, zaczął śpiewać.Czyśćmy włócznie - kiedy słońce wysoko stoi.Czyśćmy włócznie - i gdy zachodzi nam.Czyśćmy włócznie - Kto śmierci się boi?Czyśćmy włócznie - Nikt, kogo znam!Śpiewając, Moshaine Shaido pobiegli, by zatańczyć ze swoją śmiercią.Graendal, marszcząc brwi, obserwowała, jak brama zamyka się za ostatnimi z Jumani Shaido.Za Jumani oraz grupą Mądrych.Inaczej niż w przypadku pozostałych, Sammael nie zapętlił tego splotu, tak że w końcu sam musiał się rozpaść.W każdym razie zakładała, że przytrzymał go aż do przejścia ostatnich, zamknięcie bramy niemal tuż na piętach ostatnich odzianych w szaro-brązowe ubiory postaci byłoby zbyt wielkim kuszeniem losu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript