[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że Johnny Pomberton ubiłby interes nawet z samym diabłem, który dopiero co wylazł z piekła i stawił się na spotkanie cuchnąc siarką, oczywiście pod warunkiem, że ów diabeł miałby dla niego jakąś interesującą propozycję.- Jasne - powtarzał bez przerwy.- Jasne, jasne.- Nie zdążyłeś jeszcze nawet porządnie otworzyć ust, a Johnny Pomberton już zgadzał się z tobą bez żadnych zastrzeżeń.Było to odrobinę deprymujące.Naturalnie opowiedziałem mu przygotowaną zawczasu bajeczkę, ale wątpię, czy z niej cokolwiek usłyszał.Po prostu podał mi cenę - jak się okazało, wcale niewygórowaną.- Może być - powiedziałem.- Jasne - zgodził się.- O której przyjedziesz?- Czy wpół do dziesiątej ra.- Jasne.Wszystko będzie gotowe.- Mam jeszcze jedno pytanie, panie Pomberton.- Jasne.I mów mi Johnny.- Dobrze, Johnny.Czy masz coś z automatyczną skrzynią biegów?Johnny Pomberton parsknął tak donośnym śmiechem, że musiałem odsunąć słuchawkę od ucha.Ten śmiech stanowił dla mnie wystarczającą odpowiedź.- Chyba żartujesz! W moich ślicznotkach? Zresztą, po co ci to? Nie potrafisz obchodzić się z ręczną?- Potrafię - odparłem.- Jasne! Więc nie powinieneś mieć żadnych problemów, zgadza się?- Chyba nie.- Pomyślałem o mojej lewej nodze, która będzie musiała naciskać pedał sprzęgła.Wystarczyło, że dziś wieczorem trochę nią poruszałem, a zaczęła boleć jak wszyscy diabli.Miałem nadzieję, że Arnie poczeka parę dni, zanim postanowi wyjechać z miasta, ale przeczuwałem, że stanie się inaczej.Najprawdopodobniej nastąpi to jutro, a najdalej w weekend, i moja lewa noga będzie musiała znieść to najlepiej, jak tylko jej się uda.- W takim razie dobranoc, panie Pomberton.Zobaczymy się jutro rano.- Jasne.Dziękuję za telefon, chłopcze.Myślę, że mam dla ciebie coś odpowiedniego.Na pewno ci się spodoba, mogę się założyć.A jeżeli nie zaczniesz mówić mi po imieniu, podwoję cenę.- Jasne - odparłem.Odkładając słuchawkę słyszałem jego głośny śmiech.Na pewno ci się spodoba, mogę się założyć.Znowu ona.Powoli zaczynałem się przyzwyczajać do tego zaimka.i coraz bardziej go nienawidzić.Potem przeprowadziłem ostatnią rozmowę przygotowawczą.W książce telefonicznej znalazłem czterech Sykesów; na tego, na którym mi zależało, trafiłem za drugim razem.Jimmy osobiście odebrał telefon.Kiedy przedstawiłem się jako przyjaciel Arniego Cunninghama, jego głos wyraźnie poweselał.Jimmy lubił Arniego, który nigdy się z niego nie wyśmiewał ani nie wyżywał się na nim, w przeciwieństwie do Buddy’ego, kiedy jeszcze Buddy pracował dla Willa.Zapytał, co słychać u Arniego, ja zaś ponownie skłamałem i powiedziałem, że wszystko w porządku.- To dobrze, bo zdaje się, że miał spore kłopoty.Ja tam od początku wiedziałem, że z tych papierosów i fajerwerków nie wyjdzie nic dobrego.- Dzwonię właśnie w imieniu Arniego - wyjaśniłem.- Pamiętasz, jak po aresztowaniu Willa policja zamknęła garaż?- Pewnie, że pamiętam - westchnął Jimmy.- Teraz biedny Will nie żyje, a ja zostałem bez roboty.Mama mówi, że powinienem pójść do zawodówki, ale ja myślę, że to nie dla mnie.Pewnie zostanę stróżem albo czymś w tym rodzaju.Mój wuj Fred jest stróżem na uniwersytecie i mówi, że teraz tam u nich zwolniło się miejsce, bo inny stróż wziął sobie coś i uciekł, i oni teraz.- Arnie powiedział mi, że kiedy policja zamknęła garaż, zostawił tam cały zestaw kluczy nasadkowych - przerwałem mu.- Leżał za jakimiś starymi oponami.Arnie zawsze tam go kładł, żeby ktoś mu nie podwędził.- Jeszcze tam leży? - zapytał Jimmy.- Chyba tak.- Co za pech!- Żebyś wiedział.Jest wart co najmniej stówę.- O, cholera! Ja tam jednak myślę, że tych kluczy już nie ma.Na pewno wziął je któryś z gliniarzy.- Arnie uważa, że jeszcze są, ale nie może po nie pójść ze względu na kłopoty, w jakich się znalazł.- Było to bardzo marne kłamstwo, lecz miałem nadzieję, że Jimmy nabierze się na nie, i nie omyliłem się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|