[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dopóki dowódcą był tu Wedelmann, wyglądało na to, że jest to w przyszłości gwarantowane.A więc tak to wygląda - powiedział sobie Witterer z uczuciem bezgranicznej ulgi - Luschke trzęsie się o swój Krzyż Rycerski! I nie wierzy, że ja, Witterer, potrafię przynajmniej tyle, co Wedelmann.I tu właśnie pułkownik się pomylił.Trzeba, żeby sobie to wyraźnie uświadomił.Niech ma ten swój Krzyż Rycerski! Nawet z dębowymi liśćmi! Mnie na razie wystarczy Krzyż Żelazny I klasy albo Złoty Krzyż Niemiecki.A więc dlatego: współpraca, zaufanie! Niech ma! Niech ma to wszystko! Witterer uśmiechnął się z uczuciem ulgi.Powoli wracała jego bezgraniczna pewność siebie.Rozkazał: - Poproście tu porucznika Wedelmanna.Może przyjść również ogniomistrz Asch.- Tak jest - odpowiedział Krause.- Jeżeli pan kapitan uważa.- Przedtem - zarządził Witterer - postarajcie się o połączenie mnie z hotelem komendy miasteczka przyfrontowego i spróbujcie połączyć mnie z panną Ebner.- Tak jest, panie kapitanie.Kiedy Krause zabrał się z zapałem i nie bez zręczności do telefonowania, Witterer rozłożył swoją mapę i przyglądał się nakreślonym znakom; stanowisko dotychczasowe, stanowisko nowe, droga marszu.Znowu zaczynał się cieszyć na przeżycia wojenne, znowu odzyskiwał radość niemało zmąconą przez telefoniczną wcirę Luschkego.Zadzwonił gwałtownie telefon.Uzyskano żądane połączenie telefoniczne z Lizą Ebner.Żądny przeżyć bohater zmienił się w mgnieniu oka w szarmanckiego kawalera.- Szczerze ubolewam - powiedział - że nie została pani wczoraj wieczorem.- Ja także żałuję - odparła Liza Ebner.- Czy przynajmniej ogniomistrz Asch spełnił miły obowiązek towarzyszenia pani?- Wyrzuciłam go!- Naprawdę?- I to z trzaskiem!- Brawo! - zawołał Witterer z zadowoleniem.- Nie uważam tego za taki radosny fakt, panie kapitanie.- Ma pani rację - przytaknął Witterer z zapałem.- W każdym razie spędziłaby pani u nas z pewnością milszy wieczór.- To nie ulega wątpliwości.Właściwie szkoda, że nie można tego dziś nadrobić.Pakujemy się już.- Czy mogę wpaść po południu na chwilę? Przed zapadnięciem zmroku i tak pani nie odjedzie.- Bardzo bym się cieszyła - powiedziała Liza nieco sztywno.- I ja się cieszę - Witterer uśmiechnął się z taką serdecznością, jak gdyby Liza stała bezpośrednio przed nim.Rozmowa ta jeszcze bardziej go ożywiła.Podniecało go to, że znowu jest doceniany, i to w dodatku przez pożądaną kobietę, która umie ocenić męskość.Po odłożeniu słuchawki był nareszcie całkowicie zachwycony swoją osobą.Przyjął Wedelmanna i Ascha w pozycji stojącej, zrobił w ich kierunku dwa kroki, podał im rękę, co porucznika lekko ubawiło, a u ogniomistrza wywołało wielką nieufność.Krause cofnął się i zajął miejsce w pobliżu pieca.Nasłuchiwał stamtąd uważnie.Zdawało się, że obecność jego nie została w ogóle zauważona.- Moi panowie - powiedział Witterer z rzeczową uprzejmością - poprosiłem panów, gdyż mam ż wami jeszcze do omówienia parę spraw natury ogólnej.Siadajcież!Wedelmann i Asch usiedli.Witterer stał w dalszym ciągu i uśmiechał się do nich.- A więc, moi panowie, przygotowania do zmiany stanowisk są, można by rzec, zakończone.Ponieważ obaj nie macie już żadnych funkcji ogólnych, pozwoliłem sobie przydzielić wam funkcje specjalne.- Co pan kapitan przez to rozumie? - zapytał Wedelmann.- Sprawa jest bardzo prosta: ponieważ obaj nie dowodzicie, będziecie kontrolowali,- Czyżbyśmy tu byli na kolei państwowej? - zapytał ogniomistrz Asch.Pytanie to skierował niedwuznacznie do swego porucznika.Wedelmann wzruszył ramionami.Witterer był zdecydowany nie słyszeć tych słów; zapewniał sam siebie, że to chyba ostatnia bezczelna uwaga tego Ascha, którą puszcza mimo uszu.Powiedział: - Zadanie wasze polega między innymi na tym, żeby mnie jako dowódcy baterii udzielać poparcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|