Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rosjanie zawsze żyli na Ziemi.Jeszcze przed mongolsko-tatarskim najazdem.I gestem wskazał gościom drzwi.Na ulicy na chwilę zatrzymali się przed tablicą pamiątkową.Udałpw popatrzył w okno, napotkał ostre spojrzenie zza zasłony i głośno powiedział:- Nie, Sidiakin, nie zostaniesz honorowym obywatelem.Okno zostało zatrzaśnięte.Badacze wrócili zdenerwowani do domu.Rozmowa z Sidiakinem przekreśliła ostatnie nadzieje.W Wielkim Guslarze mogli liczyć na poparcie społeczeństwa i bezinteresowną pomoc młodzieży, ale wątpliwe, czy mieszkańcy Krymu podzielą ich entuzjazm.Na Minca przykro było patrzeć.- Niech się pan nie martwi - powiedział Udałow.- Coś mi mówi, że zaraz ktoś zapuka do okna i powie: „Jest jaskinia!".Minc uśmiechnął się smutno.Ktoś zastukał w szybę.Za oknem stał krajoznawca Sidiakin w czarnym palcie do pięt i nasuniętej na oczy zajęczej czapce.Wąsy ciężko spadały na czerwony moherowy szalik.- Długo myślałem - powiedział Sidiakin - i doszedłem do wniosku, że trzeba was zdemaskować.Was i waszych Francuzów._ Mój Boże! - westchnął Minc.- A myśmy myśleli, że przyniósł nam pan jaskinię.- Jaskinia będzie - powiedział Sidiakin.- Ale w jaskini będę ja.- Jak to? - zdziwił się Minc._ pójdę do jaskini i udowodnię wam, że w odróżnieniu od niektórych ja osobiście jestem stąd.I że mój rytm to dwadzieścia cztery godziny.Możecie powiadomić prasę.Sidiakin wsunął rękę za pazuchę i wyjął stamtąd pożółkłą kartkę.- Oto koordynaty.Mam nadzieję, że jesteście uczciwymi ludźmi i zarezerwujecie mi miejsce w jaskini.Minc już wyciągał rękę po karteczkę, ale w ostatniej chwili ją cofnął.- Nie - powiedział.- Nie mogę się na to zgodzić.W pańskim wieku przebywanie w jaskini jest absolutnie wykluczone.- Poczynię pewne przygotowania - powiedział stanowczo Sidiakin.- Poza tym trzymam się dużo lepiej, niż się niektórym wydaje.Sześć dni później w Czarnym Jarze, głębokim, zarośniętym osikami parowie, który ciągnie się niemal do jeziora Kopenhaga, zawrzała praca.Od rana przebijały się tam ciężarówki załadowane skrzyniami, klatkami i pudełkami wydającymi różnorakie dźwięki.Za ciężarówkami jechał dźwig i słonica Maharani z wędrownego cyrku.Za nimi na rowerach i pieszo ciągnęło społeczeństwo.Szli pionierzy, kółko młodych krajoznawców, towarzystwo wielbicieli teatru, chór emerytek i uczniowie z technikum rzecznego.Gdy skończyła się droga, ciężarówki wyładowano i dalej młodzież niosła skrzynki i kosze w rękach.Sidiakina opuszczono w parów na helikopterze straży pożarnej.Siedział spokojnie, obok była pielęgniarka, która mierzyła mu puls.Sidiakin czytał artykuł w „Sztandarze Guslarskim".Był niezadowolony, bo w całym artykule ani razu nie nazwano go honorowym obywatelem.Do jaskini nikt nie wszedł od czasów, gdy w połowie zeszłego stulecia porzucił ją szlachetny rozbójnik Piętka Krew na Ziemi.Chował tam kufry z zagrabionym bogaczom dobrem, a potem rozdawał je ciężko pracującym chłopom.Sidiakin pisał o tym w wojewódzkiej gazecie i domagał się stworzenia w jaskini domu-muzeum Piętki Krew na Ziemi.Przed zejściem do jaskini profesor Minc i krajoznawca Sidiakin udzielili ostatniego wywiadu prasie.Jako pierwszy mówił Minc.- Nie ma wątpliwości - powiedział - że ludzie przybyli tu kiedyś z innej planety.Astronomowie odnajdą ją kiedyś.Teraz najważniejsze jest co innego: kto towarzyszył człowiekowi podczas przeniesienia na naszą planetę? Jestem głęboko przekonany, że wśród ptaków i zwierząt, które schodzą razem ze mną do jaskini, na pewno znajdzie się stworzenie, którego cykl wynosić będzie czterdzieści osiem godzin.I wtedy spór o to, które zwierzę jest najlepszym przyjacielem człowieka, zakończy się w sposób naturalny.- Niech żyje Lew Chrystoforowicz! - zawołał Korneliusz Udałow.- Który dobrowolnie opuszcza nas na trzy miesiące, żeby dotrzeć do prawdy naukowej!Rozległy się brawa.Przerwał je krajoznawca Sidiakin.Górował nad tłumem, odziany mimo ciepłego wrześniowego dnia w ogromny kożuch, walonki i zajęczą czapkę.- Profesor nie odchodzi sam - powiedział staruszek, przytrzymując placem sztuczny biały wąs.- Razem z profesorem odchodzę ja.Wziąłem na siebie kierownictwo ekspedycji, żeby udowodnić: to wszystko kłamstwo! Może za granicą niektórzy będą się chełpić swoim pochodzeniem z innej planety, ale ani ja, ani Trifon robić tego nie będziemy!Z obszernego rękawa kożucha Sidiakin wyciągnął swojego złego rudego kota.Kot wskoczył krajoznawcy na ramię i wyprężył ogon.A dookoła już wrzała praca.Do jaskini spuszczano skrzynie, kontenery i akwaria.Były w nich psy, kury, indyczki, karasie, cielak, koń Siwek, słonica Maharani i dużo innych stworzeń, które meczały, kwiczały, szczekały i nie chciały porzucać świata.Potem zszedł na dół profesor Minc w pomarańczowym kasku.Nadzorował ustawianie klatek w ciemnej podziemnej sali.Gdy już wszystko zostało ustawione, na dół zszedł krajoznawca Sidiakin z grzałką, notatnikiem i plikiem blankietów telegraficznych.Tak rozpoczął się trzymiesięczny bohaterski pobyt pod ziemią profesora Minca i krajoznawcy Sidiakina oraz ich świty.Na górze zostali dyżurni z Udałowem na czele.Spuszczali do jaskini jedzenie i odbierali stamtąd pamiętniki i telegramy.Smagał ich deszcz, dręczyły przymrozki.Stopniowo robiło się ich coraz mniej.O dziwo, krajoznawca doskonale znosił przebywanie pod ziemią- Mincowi nie pomagał, ale też nie przeszkadzał.Prowadził osobisty pamiętnik.Nastrój profesora pogarszał się z każdym dniem.Wszystkie zwierzęta, włączając konia Siwka, któremu w jaskini było ciasno i który bardzo się bał, zasypiały, budziły się i jadły, jak gdyby w ogóle nie były w jaskini.Staruszek Sidiakin również nie zmieniał swojego zwykłego rytmu życia.Codziennie rano, dokładnie o godzinie ósmej szarpał za swój osobisty sznurek i pytał dyżurnych, kiedy dostanie kefir i śmietanę.Zaraz potem rozlegało się ohydne miauczenie kota Trifona, który domagał się swojej śmietany.I tak dzień po dniu.Czasem Sidiakin wysyłał do Rady Miejskiej telegramy z Hadesu, w których przypominał o tytule honorowego obywatela.Niewykluczone, że eksperyment zakończyłby się fiaskiem, gdyby nie przypadek.Zerwała się lina.Czy przetarła się o ostry występ, czy może nie wytrzymała podziemnego klimatu - dość że któregoś dnia przed świtem Udałow zauważył, że lina swobodnie wysuwa się z czarnej czeluści.Trzeba było coś z tym zrobić.Udałow opuścił w przepaść drabinkę sznurową i zszedł na dół.Z daleka dobiegało smętne rżenie - to koń Siwek chciał na wolność.Zamęczał cielak.Korneliusz Udałow związał linę i już miał wejść z powrotem na górę, gdy nagle zapragnął chociaż jednym okiem popatrzeć, jak im się tam, biedakom, żyje.Osłaniając latarkę dłonią, ostrożnie doszedł do obozu.Brzegi podziemnej sali ginęły w ciemnościach.Od razu zobaczył profesora Minca, który spał na połówce przy.kryty płaszczem i przez sen marszczył wysokie czoło.Na drugiej połówce leżał przykryty kożuchem krajoznawca.Nagle w ciszy rozległ się ledwie słyszalny dzwonek.Udałow zamarł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript