Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem po-czuł złowróżbną obecność, ukrytą, ale nadciągającą coraz bliżej z każdą sekundą, cze-goś tak złego i obcego, że wyobraznia nie potrafiła nadać temu wyraznych kształtów anirozmiarów.Oczekiwał, że to coś rozwali ściany, wystrzeli przez deski podłogi albo runiena niego przez ciężkie drewniane drzwi u szczytu schodów wiatraka.Nie wiedział, któ-rędy ma uciekać.W końcu szarpnął drzwi  i obudził się z krzykiem.Jeżeli coś za nimisię czaiło, nie pamiętał, jak wyglądało.Niezależnie od tego Jim wiedział, jakiego ma użyć imienia; nieprzyjaciel.Tylko żeteraz myślał o tym przez duże  N.Nieprzyjaciel.Amorficzna bestia, która ścigała goprzez tyle innych snów, znalazła sobie drogę do snu o wiatraku, w którym nigdy przed-tem go nie napastowała.Może to było zwariowane, co myślał, ale wiedział, że ów stwór nie jest tylko jegosenną fantazją zrodzoną w podświadomości.Był równie realny jak on sam.Wcześniejczy pózniej łatwo przekroczy barierę dzielącą świat snów od świata rzeczywistego, takjak przeszedł przez granicę dzielącą różne sny.4Holly nawet nie próbowała położyć się łóżka.Wiedziała, że nie zaśnie przez wiele go-dzin, aż ogarnie ją takie wyczerpanie, że nie będzie mogła utrzymać otwartych powiek,niezależnie od ilości wypitej kawy.Sen przestał być schronieniem.Zamienił się w zró-dło niebezpieczeństwa, drogę do piekła albo w jeszcze gorsze miejsce, gdzie grozi jejspotkanie z nieludzkim towarzyszem podróży.Zaczynało ją to złościć.Każdy potrzebuje snu i każdy zasługuje na bezpieczne schro-nienie, jakie on stanowi.Kiedy przyszedł świt, długo stała pod prysznicem.Ostrożnie, lecz starannie ob-myła płytkie zadrapania na bokach, chociaż mydło i gorąca woda piekły otwarte rany.Obawiała się infekcji, a ta mogła okazać się równie dziwna jak przelotnie widzianemonstrum, które ją wywołało.Jej gniew wzrósł.Z natury była modelową harcerką, zabezpieczoną na wszelką ewentualność.Kiedyudawała się w podróż, podręczna apteczka spoczywała w tej samej kosmetyczce, do któ-rej wrzucała depilator.Nie zapominała nigdy o jodynie, gazie opatrunkowej, opatrun-94 kach, przylepcach, bandażach elastycznych, małym ciśnieniowym pojemniku ze środ-kiem przeciwbakteryjnym i tubie maści odkażającej.Wytarła się ręcznikiem, naga sia-dła na skraju łóżka i spryskała sprayem rany, a potem odkaziła je dodatkowo jodyną.Została reporterką, ponieważ jako młoda kobieta wierzyła, że dziennikarstwo możewytłumaczyć zjawiska rządzące światem, nadać sens zdarzeniom, które często wydająsię chaotyczne i pozbawione logiki.Ponad dziesięć lat pracy w zawodzie wstrząsnęło jejprzekonaniem, że ludzkie zachowania dadzą się w całości czy choćby częściowo wytłu-maczyć.Ale nadal utrzymywała na biurku ład, akta miała skrupulatnie uporządkowa-ne, a notatki dotyczące spraw bieżących prowadzone czytelnie i przejrzyście.W domu,w szafach, jej ubrania były poukładane zgodnie z porami roku, potem zależnie od oka-zji (oficjalne, półoficjalne, prywatne), a wreszcie kolorami.Jeżeli życie upierało się przychaosie i jeśli dziennikarstwo okazało się zawodnym narzędziem w przywracaniu po-rządku, rutyna i przyzwyczajenia stwarzały jej własne małe uniwersum stabilności,które, choć wątłe, broniło się przed bezładem i harmiderem życia.Jodyna piekła.Czuła, jak jej gniew rósł.Kipiał.Już zaschnięte strupy na lewym boku rozpuściły się pod prysznicem.Znów zaczęłalekko krwawić.Siedziała bez ruchu na skraju łóżka, przykładając do ranek papierowechusteczki do nosa i czekając, aż rozdarta skóra przestanie podchodzić surowiczympłynem.Zanim ubrała się w mocno wypłowiałe dżinsy i szmaragdowozieloną bluzkę, byłowpół do ósmej.Wiedziała już, dokąd skieruje swe pierwsze kroki i nic nie mogło powstrzymać jejod realizacji zamiarów.Nawet nie pomyślała o śniadaniu.Kiedy wyszła, ujrzała bez-chmurne niebo, a temperatura poranka była niezwykle kojąca, nawet jak na okręgOrange, ale łagodna aura nie złagodziła w niej ducha bojowego i nie w głowie jej byłorozkoszowanie się pocałunkami słońca na twarzy.Wsiadła do wynajętego wozu, wyje-chała z parkingu na ulicę i skierowała w stronę Laguna Niguel.Zamierzała zadzwonićdo drzwi Jamesa Ironhearta i zażądać szczegółowych wyjaśnień.Chciała od niego usłyszeć pełną wersję wydarzeń: wytłumaczenie, jakim cudem byłmu znany moment śmierci czyhającej na innych i dlaczego tak nadstawiał karku, ratu-jąc kompletnie nieznajomych ludzi.Ale chciała również wiedzieć, dlaczego okropny senz ostatniej nocy zmienił się w rzeczywistość, jak i dlaczego ściana w jej sypialni zaczęłalśnić i dygotać jak żywe ciało i jaki to stwór wyskoczył z koszmaru nocnego i porwał jąw szpony dużo bardziej rzeczywiste niż materia sennego widzenia.Była przekonana, że on zna odpowiedzi.Ostatniej nocy, drugi raz od chwili, gdy trzy-dzieści trzy lata temu przyszła na świat, spotkała się z czymś niepojętym, poczuła, jakatakuje ją świat pozazmysłowy.Po raz pierwszy zdarzyło się to dwunastego sierpnia,kiedy Ironheart cudem uratował Billy ego Jenkinsa  chociaż dopiero pózniej dotarło95 do niej, że ratunek pojawił jak z Krainy Marzeń.Była gotowa przyznać się do wielu błę-dów, ale nie do głupoty; a tylko głupiec nie dostrzegłby, że obydwa zderzenia ze świa-tem cudów: spotkanie z Ironheartem i urealnienie koszmaru sennego, miały ze sobązwiązek.Nie była zła, tylko wściekła.Jadąc powoli Crown Park Valley, uświadomiła sobie, że jej gniew wypływał po czę-ści z odkrycia, iż wspaniały, sensacyjny materiał poświęcony nadziei i odwadze okazałsię nie do końca tak zachwycający i cudowny, jak sobie wymarzyła.Jak przytłaczającawiększość artykułów z pierwszych stron gazet od chwili wynalezienia prasy drukar-skiej, i ta opowieść miała ciemną stronę.Jim wziął prysznic i ubrał się do kościoła.Nie uczęszczał już od dawna regularniena mszę ani nie brał udziału w obrządkach żadnej religii, z którą się sporadycznie wią-zał na przestrzeni lat.Ale pozostając co najmniej od zeszłego maja, kiedy to poleciał naFlorydę, aby uratować życie Sama i Emily Newsome ów, we władzy wyższej potęgi, corazczęściej powracał myślami do Boga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript