Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mazurowie w boki się brali na owo widowisko, śmiał się i sam książę, aż wreszcie, gdy wniesiono gorącemisy, zwróciła się rozradowana pani do Zbyszka i rzekła:- Służże nam, miły służko, a bogdaj nie tylko przy jedle, ale i na zawsze.Potem zaś do Danusi:- A ty, mucho utrapiona, wylezże raz zza spódnicy, bo mi ją do reszty oberwiesz.Więc Danusia wyszła zza spódnicy, spłoniona, pomieszana, podnosząca co chwila na Zbyszka oczylękliwe, zawstydzone, a ciekawe - i tak cudna, że aż rozpłynęło się serce nie tylko w Zbyszku, ale i winnych mężach: starosta krzyżacki ze Szczytna począł przykładać raz po razu dłoń do swych grubych,wilgotnych warg, de Lorche zaś zdumiał się; podniósł obie ręce w górę i zapytał: - Na świętego Jakuba z Kompostelli, kto jest ta dziewica? Na to starosta ze Szczytna, który przyotyłości był niski, podniósł się na palce i rzekł do ucha Lotaryńczyka:- Córka diabła.De Lorche popatrzył na niego, mrugając oczyma, następnie zmarszczył brwi i zaczął mówić przez nos:- Nie praw to rycerz, który przeciw piękności szczeka.- Noszę złote ostrogi - i jestem zakonnikiem - odparł z wyniosłością Hugo de Danveld.Tak wielka była cześć dla pasowanych rycerzy, iż Lotaryń-czyk spuścił głowę, lecz po chwili odrzekł:- A jam krewny książąt Brabantu.- Pax! Pax! - odpowiedział Krzyżak.- Cześć potężnym książętom i przyjaciołom Zakonu, z którego rąkwkrótce, panie, złote ostrogi otrzymacie.Nie odmawiam ja urody tej dziewce, ale posłuchajcie, kto jestjej ojciec.Lecz nie zdążył nic opowiedzieć, albowiem w tej chwili książę Janusz zasiadł do śniadania, adowiedziawszy się poprzednio od wójta z Jansborku o wielkich pokrewieństwach pana de Lorche, dałmu znak, aby siadł koło niego.Naprzeciw zajęła miejsce księżna z Danusią, Zbyszko zaś stanął, jakongi w Krakowie, za ich krzesłami do usługi.Danusia trzymała głowę, jak mogła najniżej, nad miską,bo wstyd jej było ludzi, ale trochę na bok, by Zbyszko mógł widzieć jej twarz.On zaś patrzał chciwie i zzachwyceniem na jej jasną, drobną głowę, na różowy policzek, na ramiona przybrane w obcisłą odzież,które przestawały już być dziecinne, i czuł, że wzbiera w nim jakby rzeka nowej miłości, która zalewamu całe piersi.Czuł także na oczach, na ustach i na twarzy świeże jej pocałunki.Niegdyś dawała mu jeona tak jak siostra bratu i on przyjmował je jak od miłego dziecka.Teraz, na świeże ich wspomnienie,działo się z nim to, co czasem działo się przy Jagience: brały go ciągoty i ogarniała go omdlałość, podktórą taił się żar jak w przysypanym popiołem ognisku.Danusia wydawała mu się dorosłą zupełniepanną - bo też i rzeczywiście wyrosła, rozkwitła.A przy tym tyle i tak ciągle mówiono przy niej omiłości, że równie jak pączek kwiatowy przygrzany słońcem kraśnieje i otwiera się coraz bardziej, tak ijej otworzyły się oczy na miłość - i skutkiem tego było w niej teraz coś, czego nie było poprzednio -jakaś uroda, już nie tylko dziecinna, i jakaś ponęta, mocna, upajająca, bijąca od niej tak, jak bije ciepłood płomienia albo zapach od róży.Zbyszko to czuł, ale nie zdawał sobie z tego sprawy, gdyż się zapamiętał.Zapomniał nawet o tym, żetrzeba przy stole służyć.Nie widział, że dworzanie patrzą na niego, trącają się łokciami, że pokazująsobie ich oboje z Danusią i śmieją się.Nie zauważył również ani jakby skamieniałej ze zdumieniatwarzy pana de Lorche, ani wypukłych oczu krzyżackiego starosty ze Szczytna, które ustawicznieutkwione były w Danusię, i odbijając zarazem płomień komina, wydawały się tak czerwone i błyszczącejak wilcze.Ocknął się dopiero, gdy trąby ozwały się ponownie, dając znak, że czas do puszczy - i gdyksiężna Anna Danuta, zwróciwszy się ku niemu, rzekła:- Przy nas pojedziesz, abyś zaś miał uciechę i dziewce o kochaniu mógł prawić, czego i ja radaposłucham.To powiedziawszy, wyszła z Danusią, aby się na koń przybrać.Zbyszko zaś skoczył na podwórzec, naktórym trzymano już pokryte sędzielizną i parskające konie dla księstwa, gości i dworzan.Nadziedzińcu nie było tak rojno jak przedtem, gdyż osacznicy wyszli już pierwej z sieciami i potonęli wpuszczy.Ogniska poprzygasały, dzień uczynił się jasny, mrozny, śnieg skrzypiał, a z drzewporuszanych lekkim powiewem sypała się sadz sucha, iskrząca.Wkrótce wyszedł i siadł na koń książę,mając za sobą pachołka z kuszą i z oszczepem tak długim i ciężkim, że mało kto mógł nim władać;książę jednak władał nim z łatwością, albowiem, jak i inni Piastowie mazowieccy, posiadał siłęnadzwyczajną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript