Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wysmukła dziewczyna, nazywana przez ciotkę Vanyela Donni, popatrzyła spod oka na ochraniacze i zbroję, które Vanyel zdjął właśnie ze stelaża na broń.- Naprawdę zabierasz to wszystko? - zapytała, roz­szerzając ze zdziwienia swe piwne oczy.Vanyel skinął potakująco.Donni z niedowierzaniem potrząsnęła głową, a jej grube czarne loki nawet nie drgnęły.- Nie rozumiem, po co ci to wszystko, ale zdaje się, że to nie moja sprawa.Chodźmy.Gdy Vanyel się obudził, w apartamencie nie było nikogo, ale na kredensie w dużym pokoju czekał na niego jabłecz­nik, chleb z masłem, ser i owoce.Widząc, że ktoś - a ra­czej kilkoro “ktosiów” - posiał już znaczne spustoszenie wśród przygotowanego jedzenia, domyślił się, że to śniada­nie.Posilił się więc, a następnie odnalazłszy służącego, któ­ry wskazał mu drogę do łaźni i wygódek, poszedł się umyć.Ubrał jedne z najgorszych i najbardziej wytartych rzeczy, domyślając się, że podczas nadchodzącej lekcji fechtunku bardzo się ubrudzi.Gdy wreszcie wytropiła go Donni, był już z powrotem w swym pokoju i pogrążony w przygnębie­niu, siedział na podłodze, zakładając nowe rzemyki do swej zbroi.Zebrał swój ekwipunek i podążył za dziewczyną, pozo­stając o krok w tyle.Wyszli przez szklane drzwi do zalanego słońcem, pełnego zapachów ogrodu, a Vanyel cały czas sta­rał się nie dopuścić do tego, aby jakiekolwiek miłe spostrze­żenia zdołały przekraść się przez jego skorupę.Donni pro­wadziła go krętą ścieżką, która zaczynając się przy drzwiach pokoju Vanyela, wiodła wzdłuż kilku grot i stawów ryb­nych, aby spotkać się z wysypaną żwirem drogą biegnącą wzdłuż rzeki.Minęli pawilon, który - gdyby jego przegrody zaopa­trzyć w drzwi - wyglądałby na stajnię, a potem mniejszy budynek z nim sąsiadujący.Zaraz potem ścieżka gwałtow­nie skręciła w prawo, kończąc się na bramie umieszczonej w wysokim, drewnianym ogrodzeniu.Do tego czasu Vanyel zdążył już odczuć, że jego ramiona są już znacznie nadwe­rężone; było mu gorąco i spływał po nim pot.Całą nadzieję pokładał w tym, że są już blisko celu.Było jednak inaczej.Uczennica sprawiająca jak dotąd wrażenie osoby o pogodnym usposobieniu posłała mu uś­miech, który z trudem można było odczytać jako życzliwy, i otworzywszy bramę, zachęcającym gestem skinęła na Va­nyela, aby wszedł do środka.- To tam - powiedziała, wskazując na drugi koniec starannie pielęgnowanego trawnika, rozmiarami przypomi­nającego owiane legendą Równiny Dorisza.Na przeciwle­głym skraju łąki stał prosty, dość nowy drewniany gmach o wysokich oknach.- Oto sala - wyjaśniała Donni, - Tam właśnie idziemy.Zbudowano ją w zeszłym roku, aby­śmy mogli trenować przez cały rok.- Zachichotała.- Myślę, że zmęczyły ich bitwy, które w razie deszczu czy śniegu toczyliśmy wprost na korytarzach pałacu!Vanyel skinął tylko potakująco głową, zdecydowanie ukrywając wszelkie objawy zmęczenia.Donni zaś ruszyła przez trawnik z takim zapałem, że musiał spiąć wszystkie siły, aby dotrzymać jej kroku.Do momentu kiedy dotarli na miejsce, Vanyel z trudem ukrywał urywający się oddech, a gdy dziewczyna zwolniła, by otworzyć przed nim drzwi, był bliski kompletnego wyczerpania.Znalazłszy się wewnątrz odkrył, że budowla tworzy tyl­ko jedną, za to ogromną salę zjedna lustrzaną ścianą i drew­nianą podłogą, starannie wysypaną piaskiem.W sali znaj­dowało się już kilkoro młodych ludzi w różnym wieku: od jedenastu, dwunastu lat aż po dwudziestolatków.Większość z nich prowadziła między sobą walki treningowe.Vanyel był nazbyt zmęczony, aby dokładnie przyjrzeć się ćwiczącym, lecz serce mu zamarło, gdy zauważył, że para znajdująca się najbliżej niego walczy stylem niemal takim samym, jakim posługiwał się Jervis.- To on?Za ich plecami rozległ się miękki, melodyjny kontralt.Vanyel odwrócił się gwałtownie, upuszczając część zbroi, którą właśnie miał założyć.- Tak, pani - odpowiedziała Donni i nim Vanyel zdążył się zarumienić, dziewczyna podniosła z ziemi jego ochraniacz.- Vanyelu, oto fechtmistrzyni Kayla.Kaylo, cały ten ekwipunek należy do niego.Domyślam się, że przy­wiózł to z domu.Muszę już iść, inaczej nie zdążę na moją lekcję w sali ćwiczeń.- Niechaj cię bogowie od tego uchronią - rzekła szorstko Kayla.- Gdybyś nie przyszła na czas, Savil zjad­łaby mnie na obiad.Nie zapomnij o popołudniowej lekcji władania sztyletem.Donni skinęła potakująco i zniknęła za drzwiami, zosta­wiając Vanyela w towarzystwie srogiej fechtmistrzyni.Kayla bowiem prezentowała się rzeczywiście groźnie.Z jej umięśnionej sylwetki biła wielka siła.Jej czarne włosy splecione w warkocze starannie upięte wokół głowy nie no­siły śladu siwizny, tylko subtelna siateczka zmarszczek w okolicach oczu i ust zdradzała, że jest kobietą niemłodą.Patrząc w jej szaroniebieskie oczy, odnosiło się wrażenie, że niejedno już w życiu widziały.Jeśli idzie zaś o resztę, barki Kayłi były o dłoń szersze od jego, a jej nadgarstki dorównywały grubością jego ko­stkom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript