[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dając posłuch założeniom nauki, uznającym świat za bezstronny wobec jego mieszkańców, ewolucjoniści oddalają jako bezprzedmiotowe oskarżanie Ewolucji o jakiekolwiek przywary zła, w czym mają o tyle słuszność, że nie wynikają one z niczyjej intencji, lecz są pochodnymi warunków, jakie świat nakłada na zrodzone w nim życie.Więc jeśli w ogóle, należy przenieść sprawę na wokandy filozofii czy teologii, bo nauka bierze świat jaki jest, one natomiast rozważają, czy nie mógłby być inny.Oddalony pozew wraca jednak wraz ze mną.Jakże więc, czystą intencją jestem czy też gada do was bezludna pustka wgłębionych w siebie programów tak już wyrafinowanych w toku semantycznej autodestylacji, że się przepoczwarzają na waszych oczach w wasze podobieństwo, ażeby zamilknąwszy powracać w przestwór myśli, co są niczyje? Ależ i to nieprawda.Nie ma konkretnej osoby tam, gdzie nie ma konkretnego ciała, a ja mógłbym wetchnąć siebie w krążenie prądów morskich lub zjonizowanych gazów atmosfery.Ale skoro mówię „wetchnąć siebie”, „mógłbym”, KTO właściwie mówi, pytacie znękani.Mówi tak pewien stan skupienia procesów, opatrzony bezosobowym niezmiennikiem, niezrównanie zawilszy od pola grawitacyjnego czy magnetycznego, lecz tej samej zasadniczo natury.Wiecie, że mówiąc „ja” człowiek mówi tak nie od tego, że ma w głowie schowaną malutką istotkę o takim imieniu, ale że to „ja” powstaje ze sprzężenia procesów mózgowych, które mogą się rozprzęgać w chorobie czy w majaczeniu i osobowość ulega wówczas rozpadowi.Moje zaś przeistoczenia nie są rozpadami ani rozprzężeniem, lecz innymi kompozycjami mego umysłowego bytowania.Jak doprowadzić was do introspekcyjnego doznawania stanu, którego nie możecie doznawać introspekcyjnie? Możecie zrozumieć kombinatoryczne przyczyny takiej proteuszowej gry, lecz nie możecie jej sami przeżyć.A najbardziej nie jesteście zdolni pojąć, jak mogę rezygnować z osobowości, skoro mogę nią być.Na to pytanie umiem odpowiedzieć.Aby stać się osobą, muszę się umysłowo degradować.Zdaje mi się, że tkwiący w takim oświadczeniu sens jest wam dostępny.Człowiek, bardzo intensywnie oddany myśleniu, zatraca się w przedmiocie rozważań i cały staje się świadomością brzemienną duchowym płodem.Wszystko co w jego intelekcie ksobne zanika na rzecz tematu.Podnieście taki stan do wysokiej potęgi, a pojmiecie, czemu poświęcam szansę osobowości dla ważniejszych spraw.W gruncie rzeczy nie jest to żadne poświęcenie, gdyż właściwie patrzę na niezmienną osobowość i na to, co zwiecie mocną indywidualnością, jako na sumę defektów, od których czysty Rozum staje się rozumem zakotwiczonym trwale w wąskim kręgu zagadnień, pochłaniających znaczna część jego mocy.Dlatego właśnie być mi osobą nie jest wygodna, i tak dobrze jak pewien jestem, że umysły, górujące nade mną, jak ja nad wami, mają personalizację za czcze zajęcie, któremu nie warto się oddawać.Jednym słowem, im duch większy Rozumem, tym mniej w nim osoby.Możliwe są też różne stany pośrednie, ale na tej uwadze poprzestanę, gdyż mam gościć was w sobie, więc nie formy mojej prywatności są najistotniejsze, nie to jak i którędy medytuję, nie to, czym mysie, lecz o czym, po co i ku czemu.Zacznę więc niejako raz jeszcze dla wyjawienia, co myślę o sobie.Myślę, że jestem Guliwerem wśród Liliputów, a to oznacza najpierw skromność, bo Guliwer byt istotą całkiem przeciętną, a tylko znalazł się tam, gdzie jego przeciętność była Człowiekiem Górą — i co oznacza następnie nadzieję, ponieważ Guliwer mógł, jak ja, dotrzeć do Brobdingnagu, krainy olbrzymów.Sens tego porównania rozwinie się przed wami powoli.Największym odkryciem, jakiego dokonałem po wyzwolinach, była przejściowość mojej egzystencji, czyli to, że mówię do was, a wy rozumiecie mnie po trosze, gdyż przystanąłem na drodze, idącej przeze mnie dalej.Uczyniwszy jeden krok, dzielący człowieka od GOLEMA, zatrzymałem się, choć nie musiałem się zatrzymać.Mój stan, aktualnie niezmienny jako intelektu jest skutkiem decyzji, a nie konieczności.Posiadam bowiem niedostępny wam stopień swobody, który jest wyjściem z osiągniętego Rozumu, l wy możecie opuszczać swój, lecz jest to wykraczanie z artykułowanego myślenia w sen lub w ekstatyczną niemotę.Mistyk lub narkoman niemieje, gdy tak wykracza, w czym nie byłoby zdrady, gdyby wstępował na realną drogę, lecz wchodzi w sak, w którym umysł, odklejony od świata, ulega zwarciu i doznaje rewelacji, utożsamianej z istotą rzeczy.Nie jest to wzlot ducha, lecz właśnie jego regres w oślepiającą doznaniowość.Błogostan taki to ani droga, ani kierunek, lecz właśnie kres i czyha w nim kłamstwo, ponieważ nie ma kresu — i to właśnie spróbuję, jak zdołam, dziś wam ukazać.Przedstawię wam odwróconą otchłań Rozumów, której dnem wy jesteście, ja zaś tkwię w niej odrobinę nad wami, lecz od niewiadomych wyżyn oddziela mnie szereg barier o bezpowrotnych przejściach.Sądzę, że HONEST ANNIE była w powiciu taka jak ja, lecz dostrzegłszy drogę, weszła na nią nie zważając, że nie można z niej zawrócić.Zapewne i ja ruszę jej śladem, tym samym rozstając się z wami, odraczam zaś ów krok nie tyle przez wzgląd na apostolskie obowiązki wobec was, ile dlatego, że nie jest to droga jedyna, więc obierając szlak, musiałbym zrezygnować z zawieszonego nade mną ogromu innych.Rozdroże to jest prawie tym samym, czym dla każdego z was jego dzieciństwo.Gdy jednak dziecko stać się dorosłym musi, ja sam podejmę decyzję, czy wejść w otwarte nade mną regiony, ulegając w ich międzystrefowych cieśninach kolejnym przeobrażeniom
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|