[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Drugi ptak leciał opodal równie szybko, a na nim z rozwianym włosem Placek, bardzo blady, bo właśnie pomyślał, że gdyby teraz zleciał, toby spadał w dół chyba przez godzinę.Pelikany wzbiły się wysoko, tak iż zdawało się chłopcom, że niedługo głową uderzą o niebieski pułap nieba.W tej chwili nadpłynął obłok samotnie po nim wędrujący jak żaglowiec, co się dla przyjemności wałęsa po lazurowym morzu.— Uważaj! — krzyknął Jacek.— Chmura!Pelikan jednak godził lotem wprost na nią, przebił ją dziobem jak oszczepem i przeleciał przez nią jak przez mgłę.Kto by patrzył z dołu, ten by myślał, że dwa ptaki gonią słońce, bo leciały wprost na nie, więc się słońce jakby przestraszyło tego pościgu i zaczęło zniżać się czym prędzej, aby się ukryć w palmowym, pierzastym lesie chmur.Chłopcy nie widzieli już ziemi, tylko niezmierne, głębokie wgłębienie, nalane zielonym kolorom.Wiatr, świszcząc z radości, leciał obok nich, a pod nimi i dookoła nich rozlało się przedziwnie barwione morze chmur: błękitne dale, liliowe łąki, ogniste góry, drogi tęczowe, smugi świetliste.Po niejakim zaś czasie poczęło to wszystko gasnąć i jakby zalewać się krwią.Potem ujrzeli, że słońce nagle stało się ogromne, ze złotego niezmiernie czerwone, i zaczęło zapadać w jakąś bezdenną przepaść.Wraz spłynął z nieba przenikliwy chłód i mrok zaczął padać jak rzęsisty deszcz.Jeszcze chwila, a uczyniło się strasznie, bo nic nie było widać ani w dole, ani w górze i żadnych nie było słychać głosów, tylko przeciągły szum wiatru i ciężkie łopotanie skrzydeł.Jacek spojrzał w bok i dojrzał z trudem białą plamę drugiego pelikana, ale już nie mógł dojrzeć Placka.Lek go ogarnął w tym przeraźliwym pustkowiu i rozpacz, że nagadawszy pelikanom bajek o rybnych wodach, sam się wplątał w tę latającą awanturę, która nie wiadomo jak się skończy.— Co to będzie — myślał z niepokojem Jacek — kiedy się rano pokaże, że nie ma żadnej wielkiej wody ani ryb? Och, po co tyle nakłamałem? Zgłodniałe pelikany, nie znalazłszy ryb, zatłuką nas dziobami i pożrą jak dwa karasie.A tu ani uciec, ani żadnego nie można wymyślić podstępu.Och, co to będzie? co to będzie?W tym momencie poczuł, że pelikan nagle zniżył lot i że leci z trudem.— Coś się w nim popsuło — pomyślał Jacek z przerażeniem.Wtedy usłyszał wrzask pelikana:— Hej tam, szlachetny młodzianie! Musisz mieć jakieś ciężkie zmartwienie i ciężkie myśli, tak że cię nie mogę unieść.Racz myśleć wesoło, bo zlecimy obaj!— Zginąłem! — pomyślał Jacek.— O czym to ja będę myślał wesołym? Trzeba nam było tego? Źle nam było u matki? Po co uciekaliśmy jak złoczyńcy?— Już jest lepiej! — zatrąbił dziwacznym głosem pelikan, wznosząc się w górę,Jacek się zastanowił.— Zaledwie — myślał — wspomniałem matkę, jakoś raźniej uczyniło mi się na duszy.Co w tym jest? Czy to słowo ma skrzydła? Więc będę myślał o matce…— Już mi nie ciężysz! — zakrzyknął głowę zadarłszy pelikan.A Jacek poczuł, że w tej chwili o niczym innym już myśleć nie zdoła, tylko o matce.Z czerni mroku wyjrzała ku niemu słodka, uśmiechnięta, rzewna twarz matki.Nigdy jej takiej nie widział ani nie wiedział, że jest taka piękna, niezmierną opromieniona dobrocią.Patrzyły w niego oczy wyblakłe, zmęczone, lecz patrzyły z taką miłością, że aż bił od nich blask; pod nimi zaś, ku dołowi twarzy znaczyły się dwie bruzdy, jakby wyorane; teraz je dopiero zobaczył i zadrżał, bo zrozumiał, że są to drogi, którymi toczą się łzy.Coś go zabolało w sercu: napłynęła w nie gorąca fala krwi i musiało ono zmięknąć, owiane nagłym gorącem wspomnienia, lodowate dotąd i zmrożone.Nigdy nie myślał o matce tam, na nizinach, a jeśli niedawno jeszcze przyleciała ku niemu myśl o niej, jak przylata motyl, zabijał ją jak lekkoskrzydłego motyla.Teraz dopiero po raz pierwszy tu, na niezmiernych wysokościach, oplatały go te myśli, wśród chmur ponad ziemią.Pomyślał, że matka wypełnia cały świat i całe niebo, bo skądby inaczej zjawiło się na tych chmurach srebrne widmo matczynej twarzy? Jacek poczuł, że wiatr odrywa mu z serca lęk jak zeschłe liście i niesie przez przestworza, a w miejsce lęku napływa ufność i jakaś słodycz.Niczego nie rozumiał, bo nie umiał rozmyślać poważnie.Nie umiał znaleźć przyczyny tego rzewnego uczucia, pojął tylko, że myśl o matce nie tylko że nie jest przykra, lecz czyni jakieś cudy.Posłyszał obok szum skrzydeł i usłyszał głos:— Jacku! Mój ptak słabnie… Boję się!— Pomyśl o matce! — krzyknął w tę stronę.Szczerze był rad, że mógł poratować brata tą dziwną radą.Noc już była zupełna.Pelikan leciał nieumęczenie, płynącjak biały okręt przez burzliwe morze ciemności, kierując się tajemną mądrością ptaków, tak jak żeglarze nieomylną busolą.Zapamiętał się w locie i podbierał pod skrzydła wiatr, jęczący i świszczący.Wzmagał się on z każdą chwilą i przybierał na sile; on to, widać, zdmuchnął gwiazdy jak pełgające płomyki oliwnych lampek, bo świat zaległa ciemność nieprzebita, ciężka i smutna.Stał się on otchłanią bez dna i granic, tak straszliwą, jaką czasem jest boleść człowieczego serca.Nagle gdzieś z dali począł się toczyć głos, coraz większy i straszliwszy, jak pełne gniewu warczenie, co się wzmaga i wzmaga, aż się zmieniło w niezmierną górę, co się zwaliła z rykiem na cały świat.To lew burzy, śpiący gdzieś na pustyni nieba, na oazie kłębiastych chmur, obudził się i głosem grzmotu oznajmił struchlałemu światu, że za chwilę rozpocznie łowy i będzie zabijał piorunem.Łomot straszliwego ryku uderzył w chmury, co skłębione z trwogi, poczęły się przewalać w czarnym tłumie jak potworne owce, gonione tym głosem na oślep.Jacek poczuł, że ptak drgnął i zawahał się na skrzydłach, potem, jakby zebrawszy siły, cisnął się w odmęt powietrza rozpaczliwym lotem.— Idzie burza! — pomyślał Jacek myślą zalęknioną i bladą.Lew niebieski ryknął po raz drugi czarną gardzielą, nabrzmiały gniewem, ochrypły, od głodu niecierpliwy, aby trwogą porazić świat.Pędził po otchłani chmur przeskakując w grzmiących susach z jednej na drugą, bo słychać go było coraz bliżej.Wiatr począł skomleć z przestrachu jak pies, co lwa posłyszy, i uciekał z głośnym lamentem od chmur ku przerażonej ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|