Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A zatem nie jesteś tak potężny, jak to głosisz - po­wiedział powoli Kasyx.W pozbawionej wyrazu twarzy chłopca rozjarzyły się na chwilę oczy demona.- Ciebie mogę zabić, starcze!- Może i tak.lecz nic jesteś dość silny, by zabić całą naszą trójkę.Gdyby tak było, po prostu byś to zrobił.Stoimy na twojej drodze.To dlatego potrzebujesz jednego z nas jako zakładnika.By pozostałych dwóch siedziało cicho.- Cóż, jesteś jednak mądry i spostrzegawczy - rzekł chłopiec.-- Chcę, żebyś puścił teraz tę linę i uwolnił Samenę.W przeciwnym razie porażę cię ciosem, który będzie ciosem ostatecznym.Chłopiec spojrzał na nocne niebo.Gwiazdy znikały z nie­boskłonu jak nasiona dmuchawca zwiewane z pomalowane­go kreozotową farbą ogrodzenia.Pustynia zaczynała zmie­niać się i przechylać pod ich stopami.- Czujecie? - spytał chłopiec.- Śpiący się budzi.Najgłębszy sen już prawie się skończył.Nadal zamierzam cię spalić - powiedział Kasyx postępując dwa kroki do przodu.Tebulot zaprotestował jednak.- Nie, Kasyxie.Nie teraz.Kasyx odwrócił się.- Czy to nie ty mówiłeś o Trzech Muszkieterach! Jeden za wszystkich.- I właśnie dlatego nie możesz użyć teraz tej energii do ciosu - powiedział Tebulot.- Jeśli on, jak zapowiada, odbije ją, zabije ciebie i zapewne zdoła też zabić mnie.Co jednak spotka Samenę?Kasyx uniósł powoli przejrzystą przyłbicę hełmu i odwrócił się na chwilę, by spojrzeć na Samenę i demonicznego chłopca.- To zbyt ryzykowne - podtrzymywał Tebulot.- Zbyt trudno przewidzieć skutki.- Przecież on zatrzyma ją jako zakładniczkę! - wybu­chnął Kasyx.- Wiem.ale dopóki pozostaje w jego niewoli, jest bezpieczna.Zawsze będziemy mogli spróbować odbić ją jutrzejszej nocy, w innym śnie.Daj spokój, Kasyxie, to zbyt niebezpieczne.Sam to widzisz.Cofnij się.Nie jesteś w stanie przewidzieć, co może się stać.- To niepodobne do ciebie, Tebulocie - rzekł Kasyx, ale cofnął się.Tebulot nie spojrzał na niego.- Może i tak - odpowiedział cicho.- Przedtem myślałem, że Samena zginęła.Teraz na własne oczy widzę, że żyje.A dopóki żyje, jest jeszcze szansa.Kasyx przytaknął.Zrozumiał.Emocje młodych były często niewyważone, były jednak silne.Szanował zapał, nawet w pogoni za niemożliwym.Sam nigdy nie miał w sobie zbyt wiele siły i nigdy nie próbował sięgać marzeń.Przynajmniej przed tą nocą.Kasyx odezwał się wyraźnym głosem:- Jesteśmy zmuszeni zostawić cię tutaj, Sameno.Dla twego własnego dobra i dla naszego bezpieczeństwa musimy wrócić do świata jawy bez ciebie.Obiecuję ci jednak, a ta obietnica ważna jest w obu światach, tak snu jak i jawy, wobec wszystkich mieszkańców obu tych światów, że po­wrócę i że Tebulot powróci przy mym boku, by uwolnić cię z mocy niedorosłego Yaomauitla, przysięgam ci to, na mroczne i święte imię Wojowników Nocy!Chłopiec zaklaskał, uderzając palcami prawej dłoni o le­wą, trzymającą linę.- Uwierz mi, ona nie słyszała ani słowa, biedny starcze.Co nie zmienia faktu, że była to piękna mowa.Potem, wciąż się uśmiechając, złożył ręce na piersi i oboje z Samena odsunęli się od nich.Cofali się coraz szybciej, aż zniknęli za horyzontem.Kasyx przez dłuższą chwilę spoglądał na widnokrąg, potem odwrócił się do Tebulota.- Zgubiłem ją.- Nie ty, Kasyxie.My.My ją straciliśmy.Jesteśmy jednak obaj dość pomyleni, by ją odszukać.To możesz sobie obiecać.Grunt pustyni zaczai marszczyć się i falować jak ocean.- Czas stąd znikać - rzekł Kasyx.- W Bogu tylko pokładam nadzieję, że diabeł jej nie skrzywdzi.- Nie sądzę, by to zrobił - powiedział Tebulot.- Przynajmniej dopóki nie wyrośnie i dopóki my jesteśmy w pobliżu.Twierdzę, że wzbudziliśmy w nim o wiele większy niepokój, niż to okazał.Kasyx nakreślił w powietrzu ośmiokąt, zużywając na to przedostatnią rezerwę energii.Ośmiokąt zawisł w powietrzu jak ejdetyczne wyobrażenie, potem wzniósł się ponad ich głowy i objął ich swym obwodem.Gdy tylko dotknął gruntu, pustynia i niebo zniknęły; znów stali w sypialni.Śpiący poruszył się gwałtownie i obrócił, tak, że leżał teraz na lewym boku z otwartymi ustami i oczami poruszającymi się w ostatkach snu.Niebo za oknem zaczynało jaśnieć.- Chodźmy lepiej, nim się obudzi - powiedział Te­bulot.- Nie.Najpierw musimy ustalić, kto to jest.- Obudzi się za minutę.Co będzie, jeśli nas tu znajdzie?- Zawsze zdążymy zniknąć - rzucił niecierpliwie Kasyx.Podszedł do szafy, otworzył ją i zaczął grzebać w odzieży.- Nic nie ma, nawet monogramów - powiedział, zamykając szafę i przechodząc do biurka.Otwierał szu­flady jedną po drugiej, wyciągając skarpetki, szorty i ko­szulki.Śpiący sapał i pochrapywał na łóżku, miętosząc poduszkę.- Pospiesz się, Kasyxie, na litość boską.- Nie widzę, byś mi pomagał - odgryzł się Kasyx.Otworzył najwyższą szufladę i znalazł wreszcie, czego szu­kał.- Eureka! Jest portfel.Karta identyfikacyjna, karta ubezpieczalni, karty kredytowe, wszystko.Wyjął z portfela jedną z kart identyfikacyjnych i zerknął na nią.Tebulot widział, jak czyta, poruszając wargami.Potem, bardzo powoli, wcisnął ją z powrotem do plas­tykowej pochewki, złożył portfel i schował go do szuflady.Spojrzał na Tebulota z poważną twarzą.- Kto to jest? - spytał Tebulot.- Nazywa się Lemuel F.Shapiro, a karty identyfikacyj­ne wystawione są na przełożonego lekarzy okręgowych w biurze koronera w San Diego.- Co? - wyszeptał Tebulot.- Wydawało mi się, że Springer określił go jako biznesmena i to bankruta.- Owszem, tak powiedział Springer.Oszukał nas.Za­stanawiam się, w ilu jeszcze sprawach zrobił z nas dur­niów.- Rozumiesz, co wykombinował? Wprowadził nas do snu jednego z niewielu ludzi, którzy mogli śnić o tym niedorozwiniętym diable, którego dziś wykopano na plaży.Wiedział, że wcześniej czy później będziemy musieli się na niego natknąć i nie przejął się, co się z nami wtedy stanie.Nie ostrzegł nas.Nie dał nam dość siły, byśmy mogli się bronić.Lemuel F.Shapiro otworzył jedno oko i leżał teraz na łóżku, nasłuchując jak ktoś, kto nie jest do końca pewien, czy naprawdę słyszy jakieś głosy.Kasyx natychmiast przy­wołał gestem Tebulota i schwycił jego dłoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript