Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Guccio szybko włożył koszulę.- Ach! Jakaż piękna jest młodość!.-westchnęła dama Eliabel.- Patrząc na pana jestem pewna, że się nią pan rozkoszuje i korzysta ze wszystkich jej przywilejów.Milczała chwilę, po czym tym samym tonem mówiła dalej:- Więc, miły panie, cóż postanowiliście w sprawie waszej wierzytelności?„Oto sedno sprawy" - pomyślał Guccio.- Możecie od nas żądać, co wam się podoba - ciągnęła- jesteście, panie, naszym dobroczyńcą, błogosławimy was.Jeśli chcecie złota, które kazaliście zwrócić temu łajdakowi prewotowi, należy do was.Weźcie je; sto liwrów, jeśli tak sobie życzycie.Ale widzicie, w jakich żyjemy warunkach, i dowiedliście nam, że posiadacie serce.Jednocześnie przyglądała się, jak on sznuruje gatki; nie była to dla Guccia sytuacja sprzyjająca rozmowie o inte­resach.- Czyż nasz wybawca będzie dążył do naszej zguby?- mówiła dalej.- Wy, ludzie z miasta, nawet nie możecie sobie wyobrazić, jak ciężko nam się żyje.Nie spłaciliśmy jeszcze waszego banku, bo naprawdę nie mieliśmy z czego.Sami stwierdziliście, że ludzie króla nas okradają.Niewolni też nie pracują jak dawniej.Odkąd król Filip wydał zarządzenie zachęcające ich do wykupu, wbili sobie do głowy myśl o uwolnieniu.Już nic z nich nie można wycisnąć.Ci prostacy gotowi są uważać, że pochodzą z takiego samego rodu jak wy i ja.Zrobiła przerwę, żeby młody Lombard mógł ocenić, ile pochlebstwa zawierały słowa „wy i ja".- Dodajcie do tego, że mieliśmy dwa lata nieurodzaju.Ale wystarczy, oby to Bóg sprawił, żeby przyszły zbiór był dobry.Guccio, myśląc tylko o tym, jak dogonić Marię, starał się dać wymijającą odpowiedź.- To nie zależy ode mnie, o wszystkim decyduje wuj- rzekł.Ale z góry wiedział, że jest pokonany.- Możecie przekonać waszego wuja, że rozsądnie umieś­cił pieniądze i w bezpiecznym miejscu.Życzę mu, aby nigdy nie miał gorszych dłużników.Odroczcie jeszcze na rok; chętnie zapłacimy procenty.Zróbcie to dla mnie, będę wam bardzo wdzięczna - chwyciwszy go za ręce, mówiła dama Eliabel.Później dodała lekko zmieszana:- Czy wiecie, młody panie, że wczoraj od pierwszego wejrzenia.może dama nie powinna tego mówić.do­znałam uczucia przyjaźni dla was i nie ma rzeczy, zależnej ode mnie, której bym nie zrobiła, aby was ucieszyć?Guccio nie miał dość przytomności umysłu, żeby od­powiedzieć: „Doskonale! Zwróćcie dług, a będę rad".Jasne było, że wdowa była raczej gotowa zapłacić włas­nym ciałem, i nie bez racji można było rozważać, czy gotowa jest ofiarować siebie, aby odroczyć wierzytelność, czy też wierzytelność była okazją do poświęcenia.Guccio, prawdziwy Włoch, pomyślał, że byłoby zabawnie uwieść jednocześnie i matkę, i córkę.Dama Eliabel miała jeszcze sporo wdzięku; jej pulchne dłonie były delikatne, a piersi, choć obfite, zdaje się zachowały jędrność.Byłaby to jednak tylko dodatkowa zabawa, nie opłacało się dla niej stracić zasadniczej zdobyczy.Guccio uwolnił się od awansów damy Eliabel zapew­niając, że postara się załatwić sprawę, teraz musi jednak co prędzej jechać do Neauphle i porozmawiać ze swoimi urzędnikami.Wyszedł na podwórze, ponaglił kulawca, aby osiodłał mu konia, i ruszył do miasteczka.Ani śladu Marii na drodze.Cwałując, Guccio rozważał, czy dziewczyna była naprawdę tak piękna, jak wydała mu się wczoraj, czy nie pomylił się co do obietnic, które zdawał się czytać w jej oczach, czy nie uległ złudzeniu pod wpływem wina i czy to wszystko zasługuje na taki pośpiech.Istnieją przecież kobiety, które gdy patrzą na was, jakby oddają się od pierwszego wejrzenia, a tymczasem to ich zwykły wygląd.Tak samo patrzą na sprzęt, drzewo, i w końcu nic nie dają.Guccio nie dostrzegł Marii na placu w Neauphle.Rzucił okiem na sąsiednie uliczki, wszedł do kościoła, ale zabawił tylko tyle czasu, ile trzeba, by się przeżegnać, i później udał się do kantoru.Tam zburczał urzędników, że źle go poinformowali.Cressayowie to zacni ludzie, godni szacun­ku i całkowicie wypłacalni.Trzeba im odroczyć spłatę wierzytelności.Za to prewot.to czysta kanalia.Guccio, mówiąc, wciąż spoglądał przez okno.Urzędnicy kiwali głowami, patrząc na tego młodego postrzeleńca, który z dnia na dzień zmieniał zdanie, i pomyśleli, że byłoby godne pożałowania, gdyby cały bank przeszedł w jego ręce.- Możliwe, że będę tu często powracał, ten kantor wymaga nadzoru - rzekł zamiast pożegnania.Skoczył na siodło, a kamyki frunęły spod kopyt konia.„Na pewno poszła skrótem - mówił do siebie.- Spotkam ją w zamku, ale niełatwo będzie zobaczyć ją samą.".Ledwie wyjechał z miasteczka, dostrzegł sylwetkę spie­szącą w stronę Cressay i rozpoznał Marię.Wtedy nagle posłyszał, że ptaki śpiewają; dostrzegł, że świeci słońce, że jest kwiecień, a drobne delikatne listki okrywają drzewa.Widok tej sukni płynącej między dwoma łąkami sprawił, że objawiła mu się w całej pełni wiosna, na którą Guccio od trzech dni nie zwracał uwagi.Podjeżdżając do Marii, zwolnił bieg konia.Spojrzała na niego, nie tyle zdziwiona jego obecnością, ile rozradowana, jakby otrzymała najpiękniejszy w świecie upominek.Przechadzka zaróżowiła jej policzki, a Guccio stwierdził, że dziś jest jeszcze piękniejsza niż wczoraj.Zaofiarował, że posadzi ją z tyłu na konia.Uśmiechnęła się na znak zgody, a usta jej znów rozchyliły się jak owoc.Guccio podprowadził konia pod pagórek i pochylił się, podając Marii ramię i rękę.Dziewczyna była lekka; zręcz­nie wskoczyła na konia i ruszyli stępa.Chwilę jechali w milczeniu.Gucciowi zabrakło słów.Ten blagier teraz nic nie potrafił powiedzieć.Czuł, że Maria zaledwie ośmiela się go dotknąć.Zapytał, czy zwykła jeździć konno w ten sposób.- Z ojcem tylko.lub braćmi - odpowiedziała.Nigdy jeszcze tak nie jechała z obcym.Ośmieliła siętrochę i lekko zacisnęła uścisk.- Czy spieszycie się do domu? - spytał.Nie odpowiedziała, a on skierował konia w boczną ścieżkę.- Piękny jest wasz kraj - rzekł po chwili milczenia - tak piękny jak moja Toskania.Nie był to zdawkowy komplement zakochanego.Guccio odkrył z zachwytem łagodny urok Ile-de-France, wzgórza haftowane lasem, błękitny horyzont, szpalery topól roz­dzierające soczyste łąki i delikatniejszą, bardziej mleczną zieleń młodziutkiego żyta i żywopłoty z tarniny, na których otwierały się lepkie pąki.- Co to są za wieże, tam daleko w mgiełce na zachodzie? Maria z trudem odrzekła, że to wieże Montfort‘amaury [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript