[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zejdźmy tą rynną! Nikt nas tam nie zobaczy i podkradniemy się tak blisko, że usłyszymy każde ich słowo.Och, widzicie ten mały punkcik?!Sam Hawkens machnął ręką w kierunku miasta.- Yes - odrzekł Will.- To nasi kozacy.- - Niedługo tu będą.Patrzcie, wartownik już ich zauważył! Cwałuje z powrotem, żeby o tym zameldować, no i nasi bohaterowie dosiadają koni! Wypadną z zasadzki jak rabusie.Wspaniały kraj, ta Syberia, a jakie miłe stosunki! Ale teraz prędko na dół! Im szybciej znajdziemy się tam, tym lepiej, jeśli się nie mylę.Ostrożnie opuszczali wzniesienie.Na dole przywarli ciasno do cienkiej skały tworzącej coś w rodzaju wysokiej ściany, za którą znajdował się rotmistrz ze swoimi ludźmi.Tak jak Sam się tego spodziewał, mogli usłyszeć każde wypowiadane przez nich słowo.Właśnie jeden z kozaków wyjechał tak daleko na równinę, że sam nie będąc widziany, mógł ją bez przeszkód obserwować.- No, daleko są? - spytał go rotmistrz.- Pół wiorsty.- Pięknie.Ja pozostanę w ukryciu, a wy zaatakujecie z tego miejsca! Lepiej załatwić to tutaj, niż dalej na równinie.Jak tylko podjadą, popędzicie do nich, otoczycie i przyprowadzicie do mnie! Nie pozwólcie im uciec, bo.!- Łajdak! - wyszeptał Sam.- Nawet przeciwko tym nieszkodliwym głuptasom nie ma odwagi wystąpić samodzielnie, lecz wysyła swoich ludzi.Poczekaj no, chłoptasiu! Ale teraz cisza, wkrótce zacznie się taniec!W samej rzeczy nie minęła nawet minuta, kiedy z tamtej strony skalnej ściany rozległo się człapanie koni.Następnie usłyszeli głośne przekleństwa i powracających ludzi rotmistrza.- Mają ich! - szepnął Dick Stone.- Pst, cicho, bo nic nie usłyszymy! - ostrzegł go Sam Hawkens.W tej samej chwili zabrzmiał głos rotmistrza.,- Zsiadać z koni, psy! Mam wam pomóc, hę?- Cośmy takiego uczynili, że nas łapiecie?- odważył się sprzeciwić jeden z napadniętych.Zaraz potem rozległ się trzask bata.- A masz za to gadanie! Złaź!- Nie jestem już na służbie - - oburzył się bity.- i nikt nie będzie mi rozkazywał!- Pięknie! Za te słowa wyliczę ci potem dwadzieścia batów.Teraz oddaj mi papier, który ci dzisiaj wystawiłem! No, dajesz?- Oto on.- Tak.A teraz pieniądze!- Ojczulku, przecież mi je podarowano.- Dawaj, albo.Tu rozległ się nagły krzyk i znowu trzask bata.- Nie bij, nie bij! Masz!Rotmistrz najprawdopodobniej przeliczał pieniądze, ponieważ dopiero po chwili dal się słyszeć jego głos.- Tak.A teraz ten drugi.Dawaj pieniądze i dokument!- Mój kochany ojczulku, jakże mam żyć i wziąć sobie żonę, kiedy nie będę miał pieniędzy i tego papieru?- Ożeń się z babką diabła, ty łajdaku! Wtedy możesz żreć smołę i siarkę.Dawaj sakiewkę! Mówię po raz ostatni; dawaj!- Tak, tak, tak! - wołał dręczony.- Już ci daję.Niech przyniosą ci więcej szczęścia, niż mnie!- Macie szczęście, żeście się tak szybko opamiętali.Wy psy, na pewno cieszyliście się z tego ogromnie, że musiałem ustąpić temu obcemu łotrowi? Teraz musicie przyznać, że to j# jestem mądrzejszy.Możecie sobie jechać do domu, ale za przyjaźń z tym łysym łajdakiem dostaniecie na odchodnym po dwadzieścia batów- A za dwa tygodnie znów zostaniecie powołani"do wojska.Macie wtedy przyprowadzić ze sobą te konie i dostaniecie te sto razów, które wam obiecałem dzisiejszego rana.Milczeć! Obiecałem wam to, a mant w zwyczaju dotrzymywać słowa.No już, rzucić ich- na ziemię i wycłiłostać! Niech skrzeczą z bólu jak ta ogromna żaba, która podarował/a im pieniądze.- Najpierw ty zaskrzeczysz, jeśli się nie mylę! - rozległo się za nim.Rotmistrz odwrócił się gwałtownie, zobaczył Sama, Dicka i Willa z odbezpieczonymi rewolwerami.- Do diabła! - zaklął śmiertelnie blady rotmistrz.- Patrzcie, patrzcie! - szydził Sam.- Cóż to za niezwykła historia! Dokładnie to samo przepowiedziała mi dzisiejszej nocy żaba-widmo, hihihthi!Sześciu żołnierzy rotmistrza było kompletnie zdezorientowanych i zupełnie nie wiedzieli, jak się mają zachować, patrzyli więc pytająco na osłupiałego przełożonego.- Chodźcie, moi kochani! - zwrócił się do nich Sam.- Usiądźcie tu, na tym kamieniu!Podejrzanie uprzejmy ton i widok rewolwerów wywarły natychmiastowy skutek i żołnierze bez oporu spełnili żądanie Sama.- Pięknie, widzę, że jesteście posłuszni i pełni dobrej woli.Dlatego nic się wam złego nie przydarzy, jeżeli oczywiście będziecie siedzieć spokojnie i nie odezwiecie się ani słowem.Z pewnością było wam przykro, że wasi kamraci zostali w tak łajdacki sposób ograbieni.Teraz będziecie świadkami, jak ich krzywda zostanie naprawiona.Rotmistrz ciągle jeszcze nie mógł przyjść do siebie.Nie pojmował, jak tych trzech znalazło się tutaj.Teraz jednak sięgnął po pistolet.- Czego tu szukacie? - wrzeszczał rozwścieczony.- Tutaj ja rozkazuję! Wynocha stąd, albo.Nie dokończył.- Ty - odezwał się Sam, - nie ruszaj tej pukawki! Jeszcze wystrzeli, a ja nie ścierpię czegoś podobnego.- Bezczelny łotrze! Zastrzelę cię jak psa! - ryczał rotmistrz.Sam jednak tak zwinnie uderzył go kolbą w ramię, że pistolet wypadł mu z dłoni.- Czym chcesz być? Panem i władcą? Lumpem jesteś, i łajdakiem! Oddaj to, co zrabowałeś!- Wszystko to należy do mnie! - oburzył się rotmistrz jeszcze raz, ale widać było, że się poddał, a gadał jeszcze, żeby zachować resztki pozorów przed swoimi ludźmi.Jednak Sam nie tracił spokoju.- Wkrótce wyjaśnimy, do kogo to należy, jeśli się nie mylę.Spójrz no tylko na te piękne rewolwery, mój synku! Daję słowo, za chwilę wystrzelą, jeśli nie przypomnisz sobie, gdzie leży prawda - i podstawił rotmistrzowi obydwie lufy pod nos.- Nie odważysz się do mnie strzelić! Zastanów się, noszę carski mundur!- Co mnie obchodzi twój mundur? Sam Hawkens jeszcze nie zgłupiał, żeby strzelać do munduru, hihihihi! Jesteś rabusiem i tak właśnie cię traktuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|