Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Obawiam się, że tak.Spróbujemy ich powstrzymać.Idąc pomiędzy lekarzem i matką, Cordelia przez całą długą drogę do wozu naziemnego wspominała pocałunek Vorkosigana.Tłum wciąż na nią napierał, lecz czynił to w cichy, pełen szacunku sposób, jakby ich przerażała.Poprzedni ludyczny nastrój ulotnił się bez śladu.Cordelii było przykro, że zepsuła im zabawę.W kolumnie mieszkalnej matki także zgromadził się tłum, który czekał w korytarzu obok szybu windy, a nawet przed drzwiami mieszkania.Cordelia uśmiechnęła się i ostrożnie pomachała ręką, jednak zasypana pytaniami pokręciła jedynie głową, nie ufając własnemu głosowi.Wreszcie przepchnęły się przez zbiegowisko i zamknęły za sobą drzwi.- Uff! Przypuszczam, że mieli dobre chęci, ale, Boże, czuję się, jakby chcieli pożreć mnie żywcem.- Ludzie byli bardzo podekscytowani wojną, Siłami Ekspedycyj­nymi - każdy, kto ma na sobie błękitny mundur, jest traktowany jak gwiazda.A kiedy więźniowie wrócili do domu i opowiedzieli twoją historię - to było wspaniale dowiedzieć się, że już jesteś bezpieczna.Moje biedactwo!Cordelia z radością przyjęła kolejny uścisk matki.- Cóż, to wyjaśnia, skąd wzięły się te bzdury.Wszystko to jedy­nie plotki.Pierwsi zaczęli Barrayarczycy, a reszta kupiła je bez waha­nia.Nie dali mi nic sprostować.- Co z tobą zrobili?- Bez przerwy łazili za mną i nękali propozycjami podjęcia te­rapii - uważali, że manipulowano moją pamięcią.A, rozumiem, masz na myśli Barrayarczyków.Niewiele.V-vorrutyer miał pewnie ochotę mnie skrzywdzić, ale zanim zdążył cokolwiek przedsięwziąć, spotkał go mały wypadek.- Postanowiła nie niepokoić matki szcze­gółami.- Jednakże zdarzyło się coś ważnego - zawahała się.- Znów natknęłam się na Arala Vorkosigana.- Tego potwora? Kiedy usłyszałam jego nazwisko w wiadomo­ściach, zastanawiałam się, czy to ten sam, który w zeszłym roku zabił twojego porucznika Rosemonta.- Nie.Tak.To znaczy nie zabił Rosemonta, zrobił to jeden z jego ludzi.Ale to ten sam.- Nie pojmuję, czemu żywisz do niego jakąkolwiek sympatię.- Teraz powinnaś go docenić.Ocalił mi życie.Ukrywał mnie w swojej kabinie przez pierwsze dwa dni po śmierci Vorrutyera.Gdy­by schwytano mnie przed zmianą dowódcy, zostałabym zabita na miejscu.Matka sprawiała jednak wrażenie bardziej zaniepokojonej, niż wdzięcznej.- Czy on.zrobił ci coś?Cóż za ironia, pomyślała Cordelia.Nie śmiała wspomnieć nawet matce o nieznośnym brzemieniu prawdy, które złożył na jej barkach.Matka źle zrozumiała udrękę na twarzy córki.- O Boże, tak mi przykro.- Słucham? Nie, do diabła.Vorkosigan nie jest gwałcicielem.Ma obsesję na punkcie więźniów.Nie dotknąłby żadnego nawet kijem.Poprosił mnie.- urwała, spoglądając w zatroskane i przepełnione miłością oczy matki.- Wiele rozmawialiśmy.Jest w porządku.- Nie ma zbyt dobrej reputacji.- Tak.Też o tym słyszałam.To wszystko kłamstwa.- Zatem nie jest mordercą?- No, cóż - Cordelia zmagała się z prawdą.- Przypuszczam, że z-zabił wielu ludzi.Jest przecież żołnierzem, to jego praca.Nie da się tego uniknąć.Wiem tylko o trzech osobach, których śmierć nie była związana ze służbą.- Tylko trzech? - powtórzyła słabo matka.Po chwili dodała: - Nie jest więc przestępcą seksualnym?- Z całą pewnością nie! Choć słyszałam, że po tym, jak jego żona popełniła samobójstwo, nastąpił dość dziwny etap w jego życiu.Nie sądzę, aby sam zdawał sobie sprawę z tego, ile o nim wiem.Choć z drugiej strony nie można traktować tego wariata Vorrutyera jako godne zaufania źródło informacji, choć był naocznym świadkiem.Podejrzewam, że jego słowa są co najwyżej częściowo prawdziwe.Przynajmniej te dotyczące ich wzajemnych związków.Vorrutyer miał bez wątpienia obsesję na jego punkcie, zaś Aral, kiedy go o to zapy­tałam, natychmiast zmienił temat.Spoglądając na pełną odrazy minę matki, Cordelia pomyślała, “Jak to dobrze, że nigdy nie chciałam być adwokatem.Wszyscy moi klienci na zawsze wylądowaliby w szpitalu”.- Wszystko to nabiera sensu, kiedy pozna się go osobiście - do­dała z nadzieją.Matka Cordelii zaśmiała się niepewnie.- Ciebie niewątpliwie oczarował.Co w nim jest takiego? Styl rozmowy? Wygląd?- Nie jestem pewna.Najczęściej mówi o barrayarskiej polityce.Twierdzi, że ma do niej awersję, ale dla mnie bardziej wygląda to na obsesję.Nie potrafi o niej zapomnieć nawet na pięć minut.Zupeł­nie jakby tkwiła w nim samym.- Czy to bardzo interesujący temat?- Okropny - odparła szczerze Cordelia.- Jego opowieści do poduszki wystarczą, by przez kilka tygodni nie móc zasnąć.- To nie może być kwestia urody - westchnęła matka.- Widzia­łam go w wiadomościach.- Zachowałaś je może? - spytała natychmiast Cordelia.- Gdzie?- Jestem pewna, że znajdziesz ten materiał w archiwum.- Mat­ka spojrzała na nią.- Ale naprawdę, Cordelio, twój Reg Rosemont był dziesięć razy przystojniejszy.- Chyba tak - zgodziła się Cordelia.- Wedle wszystkich obiek­tywnych standardów.- Co więc w nim widzisz?- Sama nie wiem.Może to zalety jego wad? Odwaga.Siła.Ener­gia.W każdej chwili potrafi mnie pokonać.Ma władzę nad ludźmi.Nie chodzi tu tylko o zdolności dowódcze, choć tych także mu nie brak.Ludzie albo go wielbią, albo nienawidzą.Najdziwniejszy człowiek, jakiego poznałam, czuł do niego jedno i drugie.Ale kiedy Vor­kosigan jest w pobliżu, nikt nie zaśnie z nudów.- A do której kategorii ty się zaliczasz, Cordelio? - spytała oszo­łomiona matka.- No cóż, nie nienawidzę go.Nie mogę też powiedzieć, abym go wielbiła.- Milczała długą chwilę, po czym uniosła wzrok, spoglądając wprost w oczy matki.- Ale kiedy jest ranny, krwawię.- Och - mruknęła bezbarwnie matka.Jej usta uśmiechnęły się, oczy uciekły w bok i natychmiast zakrzątnęła się, ze zbędnym zapa­łem porządkując skromny dobytek córki.Czwartego popołudnia jej urlopu dowódca Cordelii przyprowa­dził ze sobą niepokojącego gościa.- Pani kapitan Naismith, to jest doktor Mehta ze służb medycz­nych Sił Ekspedycyjnych - przedstawił swą towarzyszkę komodor Tailor.Doktor Mehta była szczupłą opaloną kobietą mniej więcej w wieku Cordelii.Ciemne włosy nosiła spięte z tyłu, w błękitnym mundurze wyglądała chłodno i sterylnie.- Tylko nie kolejny psychiatra - westchnęła Cordelia.Mięśnie karku napięły jej się nagle.Kolejne przesłuchania, następne wykrę­ty, uniki, coraz bardziej chwiejna sieć kłamstw, pokrywających luki w jej opowieści, miejsca, w których kryły się gorzkie prawdy Vorkosigana.- Wreszcie dotarły do nas raporty pani komodor Sprague.Tro­chę to trwało.- Usta Tailora zacisnęły się ze współczuciem.- Coś po­twornego.Bardzo mi przykro.Gdybyśmy dysponowali nimi wcześniej, oszczędzilibyśmy ci ostatniego tygodnia.Oraz wszystkim innym.Cordelia zarumieniła się.- Nie chciałam go kopnąć.Sam mi się podstawił.To się już nie powtórzy.Komodor Tailor z trudem powstrzymał uśmiech.- Cóż, ja na niego nie głosowałem.Wieczny Freddie nie jest moim największym zmartwieniem.Choć - odchrząknął - osobiście zainteresował się twoją sprawą.Jesteś teraz osobą publiczną.Czy ci się to podoba, czy nie.- Bzdura.- To nie bzdura.Masz pewne zobowiązania.Kogo cytujesz, Bill?, pomyślała Cordelia.To nie twój głos.Po­tarła szyję.- Sądziłam, że wypełniłam już wszystkie zobowiązania.Czego jeszcze ode mnie chcą?Tailor wzruszył ramionami.- Uważa się - dano mi do zrozumienia - że masz przed sobą świetną przyszłość jako rzeczniczka rządu.W związku z twoimi prze­życiami wojennymi.Kiedy już wydobrzejesz.Cordelia prychnęła.- Najwyraźniej żywią osobliwe złudzenia co do mojej kariery wojskowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript