Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może to jest właśnie moje przeznaczenie, pomyślał Melnibonéanin i wzruszył ramionami.Wówczas to pierwszy kryształowy dysk zaśpiewał cienko tuż przy jego głowie i rozbił się o ścianę.Kolejny pocisk rozpłatał czaszkę jednego z żeglarzy, a trzeci drasnął ucho Smiorgana, nim wreszcie całe towarzystwo padło plackiem pośród gruzów.- Co za mściwe istoty - powiedział Avan z cierpkim uśmiechem na ustach.- Wiele ryzykują, chcąc odpłacić nam za śmierć swych towarzyszy.Na twarzy pozostałych przy życiu żeglarzy widniało przerażenie.Strach wyzierał też z oczu Avana.Dokoła zastukotało więcej dysków, lecz było jasne, że na jakiś czas Elryk i jego przyjaciele znaleźli się poza zasięgiem wzroku napastników.Smiorgan zakaszlał, gdyż z rumowiska podniósł się biały pył i dostał mu się do gardła.- Najlepiej będzie, jeżeli ponownie przywołasz swoich potwornych sprzymierzeńców, Elryku.Melnibonéanin pokręcił głową.- Nie mogę.Ich przywódca powiedział, że nie przybędzie z pomocą po raz wtóry.- Spojrzał na lewo.Stał tam mały domek, którego wszystkie cztery ściany ocalały, nie naruszone przez czas.Nie miał drzwi, tylko okno.- A więc zawezwij coś innego - ponaglił go hrabia Smiorgan.- Cokolwiek.- Nie jestem pewien.I, podjąwszy nagle decyzję, Elryk przeturlał się po rumowisku, po czym rzucił w stronę schronienia, skacząc przez jedyny otwór, i wylądował na stercie gruzu, raniąc sobie przy tym dłonie i kolana.Powstał z trudem.W pewnej odległości widział olbrzymi, bezoki posąg górujący nad miastem.Jak powiadano, był to wizerunek Ariocha - chociaż nie przypominał on żadnego znanego Elrykowi wyobrażenia tego bóstwa.Czy rzeźba ta miała chronić R’lin K’ren A’a - czy też mu zagrażać? Ktoś krzyknął.Melnibonéanin wyjrzał przez okno i spostrzegł, że spadający na ziemię dysk odciął przedramię jednego z żeglarzy.Albinos wyciągnął z pochwy Zwiastuna Burzy i uniósł go, celując ostrzem w stronę nefrytowego posągu.- Ariochu! - krzyknął.- Wspomóż mnie!Czarne światło wystrzeliło z ostrza, które zaczęło śpiewać, jak gdyby przyłączając się do zaklęcia Elryka.- Ariochu!Czy demon przybędzie? Często opiekuńcze bóstwa Królów Melniboné nie chciały się zmaterializować, tłumacząc, że wstrzymywały je o wiele ważniejsze sprawy dotyczące odwiecznej walki między Prawem a Chaosem.- Ariochu!Mężczyznę i jego miecz spowijał teraz pulsujący, czarny opar, w którym rozmyła się biała twarz Elryka, jak gdyby miała zaraz pierzchnąć wraz z mgłą.- Ariochu! Błagam, byś mi pomógł! Wzywa cię Elryk!Wówczas uszu Melnibonéanina dobiegł głos.Był łagodny, dobrotliwy i spokojny jak mruczenie kota.- Elryku, jesteś mym ulubieńcem.Kocham cię najbardziej ze wszystkich śmiertelników, lecz pomóc ci nie mogę.Nie teraz.- A więc pisane jest nam wszystkim polec tutaj! - krzyknął albinos z rozpaczą.- Ty możesz umknąć przed niebezpieczeństwem.Uciekaj samotnie w las.Zostaw pozostałych, póki jeszcze na to pora.Twoje przeznaczenie ma wypełnić się gdzie indziej i kiedy indziej.- Nie opuszczę ich.- Jesteś głupcem, słodki Elryku.- Ariochu, od powstania Melniboné wspomagałeś jego królów.Zrób to i dzisiaj dla ostatniego z władców Jasnego Imperium!- Nie mogę trwonić energii.Istnieje groźba, że wkrótce zacznie się bitwa.Powrót do R’lin K’ren A’a wiele by mnie kosztował.Uciekaj teraz.Ocalisz życie.Tylko oni zginą.I Władca Piekieł odszedł.Elryka opuściło poczucie bliskości bóstwa.Melnibonéanin zmarszczył brwi i pomacał wiszącą u pasa sakiewkę, starając się przypomnieć sobie coś, co kiedyś słyszał.Powoli schował do pochwy opierający się miecz.Nagle rozległ się trzask i przed albinosem stanął zdyszany Smiorgan.- I co, czy przybędzie ktoś nam z odsieczą?- Niestety nie - Elryk pokręcił głową z rozpaczą.-Arioch ponownie mi odmówił.Znowu opowiadał coś o wyższym przeznaczeniu, o tym, że musi zachować siły na później.- Twoi przodkowie powinni byli sobie wybrać na opiekuna jakiegoś bardziej uległego demona.Nasi gadokształtni znajomi już nadchodzą.Zobacz - Smiorgan wskazał na peryferie miasta.Grupa licząca około tuzina szczudłonogich stworzeń zbliżała się, trzymając w pogotowiu olbrzymie pałki.Z rumowiska po drugiej strome ściany dobiegły ich odgłosy szamotaniny i w otworze pojawił się Avan, prowadzący swych ludzi.Vilmirianin przeklinał głośno.- Obawiam się, że nie będzie dodatkowej pomocy - powiadomił go Elryk.Książę Avan uśmiechnął się gorzko.- A więc wygląda na to, że te potwory na zewnątrz wiedziały więcej niż my!- Będziemy musieli spróbować ukryć się przed nimi -powiedział Smiorgan bez przekonania.- Nie przeżyjemy walki.Niewielka grupka opuściła zrujnowany dom i poczęła przedzierać się z wolna w stronę centrum miasta i Nefrytowego Człowieka, usiłując przez cały czas pozostawać pod osłoną murów.Dobiegający z tyłu ostry syk dał im znać, że gadokształtni wojownicy spostrzegli ich znowu.Kolejny Vilmirianin padł z kryształowym dyskiem sterczącym z karku.Pozostali przy życiu rzucili się do panicznej ucieczki.Przed nimi znajdował się czerwony, kilkupiętrowy budynek z ocalałym dachem.- Do środka! - krzyknął książę Avan.Z pewną ulgą popędzili w górę po schodach.Przemierzywszy szereg zakurzonych korytarzy zatrzymali się w olbrzymiej, mrocznej sali, by złapać oddech.Komnata była całkowicie pusta.Poprzez szczeliny w ścianach sączyły się do środka nieliczne promyki światła.- Ten budynek miał więcej szczęścia niż reszta miasta -odezwał się książę Avan.- Ciekawe, czemu służył.Może to była forteca?- Mieszkańcy tego miasta nie stanowili chyba rasy wojowników - zauważył Smiorgan.- Podejrzewam, że ta budowla pełniła inną funkcję.Trzech pozostałych przy życiu członków załogi rozglądało się trwożnie dokoła.Wyglądali, jak gdyby woleli pozostać na zewnątrz i tam stawić czoło odrażającym przeciwnikom.Elryk ruszył przez salę i nagle zatrzymał się, zauważywszy rysunek na przeciwległej ścianie.Smiorgan też go zobaczył.- Co to takiego, przyjacielu?Elryk rozpoznał symbole będące graficznym zapisem Wysokiej Mowy Melniboné, jednak w subtelny sposób różniącym się od znanej mu formy.Rozszyfrowanie treści zabrało mu trochę czasu.- Czy wiesz, co głoszą te znaki, Elryku? - zapytał książę Avan, podchodząc do nich.- Owszem, ale brzmi to dosyć zagadkowo.Tu jest napisane: „Jeżeli przybyłeś, by mnie zgładzić, witaj.Jeżeli przybyłeś nie potrafiąc obudzić Nefrytowego Człowieka, odejdź.”- Ciekawe, czy skierowane jest to do nas - zastanawiał się Avan - czy też widnieje tu od jakiegoś czasu?Elryk wzruszył ramionami.- Ten napis mógł powstać w dowolnym momencie podczas minionych dziesięciu tysięcy lat.Smiorgan podszedł do ściany i wyciągnął rękę, by jej dotknąć.- Ja bym powiedział, że namalowano go niezbyt dawno.Farba jest wciąż mokra.Elryk zmarszczył brwi.- A więc w mieście nadal są jacyś mieszkańcy.Czemu się nam nie ujawnią?- A może to te gady zamieszkują R’lin K’ren A’a? -powiedział Avan.- Legendy nie precyzują, że to ludzie uciekali z miasta.Twarz Elryka spochmurniała.Melnibonéanin już zamierzał udzielić gniewnej odpowiedzi, gdy przerwał mu Smiorgan.- A jeżeli ruiny te mają teraz jednego tylko mieszkańca.Czy myślałeś o tym, Elryku? O Istocie Skazanej na Życie? To ona mogła napisać podobne zdanie.Elryk, nic nie mówiąc, zasłonił twarz rękami.- Chodźcie - odezwał się Avan.- Nie mamy czasu, by dyskutować na temat legend.- Vilmirianin ruszył przez salę w stronę drzwi znajdujących się po przeciwległej stronie i zaczął schodzić po schodach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript