Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak przynajmniej kombinują ci, co nie znają sowieckich metod śledczych.- Przecież jeszcze walki trwają, alianci zrzucili nam sporo broni- powiedział Jasio cicho.- Z wojskowego punktu widzenia nie ma to większego wpływu na losy dalszej walki.Przegrywamy na całego, to kwestia dni.Po jego wyjściu Jasio odwrócił się do ściany.Nie chciał doczekać takiej chwili, postanowił przecież zostać na Starówce, dlaczego więc mu nie pozwolono, kim był człowiek, który podjął za niego decyzję o przeprawie do Śródmieścia? Wcale nie był mu wdzięczny.Nie czuł się na siłach przeżywać klęskę po raz drugi.Jedyny sens w tej sytuacji miał honorowy koniec tam, gdzie walczył, na gruzach Starówki.Ale.los zagrał z nim nieczysto, nie pozwolił mu zginąć bohaterską śmiercią, narzucał mu rolę ofiary.Może dlatego Jasio się na to nie godził i ciągle żył.Nie chciał z nikim rozmawiać, ale przyszła Ewelina i próbowała go namówić, żeby zszedł z nią na dół, gdzie wyświetlano “Kronikę” nakręconą przez czołówkę filmową AK.- Idź sama - powiedział.- Ja się źle czuję.Siostra nie dawała za wygraną, zwlókł się więc z łóżka i poszedł z nią.W niewielkim pomieszczeniu panował półmrok, było tam nadspodziewanie wielu ludzi.Od papierosowego dymu zakręciło mu się w głowie, poczuł też nawrót duszności, pewnie miało to związek z jego przestrzelonym płucem.Na prowizorycznym ekranie pojawiały się fragmenty z walk powstańczych w Śródmieściu.Na Starówkę nie wysadzili nosa, bojąc się o swoje tyłki - pomyślał niechętnie.W tym momencie zobaczył scenę przy włazie do kanału, z którego wychodzili po kolei obrońcy Starego Miasta.Wyglądali jak zjawy, umazani szlamem, z czarnymi twarzami, od których ostro odbijały białka oczu.Mimo potwornego zmęczenia uśmiechali się, niektórzy machali do kamery.Potem było kilka scen ulicznych i znowu powrót do włazu przy Wareckiej.Filmowano czarną otchłań, w której coś się zaczęło poruszać.Ktoś windował do góry rannego, który był nieprzytomny, głowa opadała mu bezwładnie na piersi.Zaraz pochwyciły go ludzkie ręce i ułożyły na noszach.Jakaś kobieta wytarła mu umazaną błotem twarz.Jasio rozpoznał w tym rannym siebie, jednocześnie dobiegł go głos siostry:- Przecież to ty!We włazie pojawił się teraz człowiek, który wlókł go przez kanały.Jasio z napięciem wpatrywał się w ekran.Nie ulegało wątpliwości: tym człowiekiem był radca Kozłowski.- Kto to jest? - spytała Ewelina.- Nie.wiem - zająknął się.- Nigdy go nie widziałeś?- Nigdy.Właśnie kamera dała zbliżenie twarzy radcy.Była to śmiertelnie zmęczona twarz.Ewelina wychodziła z Warszawy z grupą cywilów.Szli czwórkami pod eskortą uzbrojonych żandarmów.Obraz zniszczeń dookoła, upokorzeń i ludzkiej nędzy był jak najgorsza tortura.Decyzję przyłączenia się do cywilów podjęła świadomie, chciała być z tymi, którzy w dniach powstania najbardziej ucierpieli.Wstrząsnęło nią opowiadanie Jasia o tym, co się działo z ludnością na Starówce po ewakuacji wojska.Jak można było podjąć taką decyzję i pozostawić ludzi na pastwę losu! Nikt nie mógł mieć złudzeń, że Niemcy zechcą wziąć odwet na bezbronnych.Była taka dumna ze swojego brata, że postanowił tam zostać do końca.Stał się dla niej kimś najbliższym na świecie.Ciągle się teraz bała, że coś mu zagraża, że rekonwalescencja nie przebiega prawidłowo.Błagała lekarzy, aby nie wypuścili go za wcześnie ze szpitala.Jasio rwał się do walki, a był tak słaby, że prawie nie mógł utrzymać się na nogach.- Ty już swój dług spłaciłeś - powiedziała.- Zostałeś ciężko ranny w obronie najbiedniejszych w tej wojnie.Jasio zmieszał się po jej słowach tak bardzo, że dało jej to do myślenia.Czy to możliwe, że w odruchu rozpaczy strzelił sam do siebie? Wiedząc, jaki los spotkał tych, co pozostali na Starym Mieście, nie mogłaby go potępić.Ciężko ranni powstańcy dogorywali w piwnicach na gnijących barłogach, umierali nie tylko z ran, ale z pragnienia i głodu.Do tego dochodził potworny lęk, lęk ludzi osamotnionych, oczekujących nadejścia Niemców.Podobno niektórzy nawet wyczołgiwali się z piwnic i błagali wycofujących się kolegów, aby ich dobili.Czy Jasio był to w stanie wytrzymać? O męce ludności Starówki Ewelina dowiadywała się od nielicznych świadków, którym udało się przedostać do Śródmieścia.Kilku z nich znalazło się w szpitalu, w którym była Ewelina i gdzie, nie będąc jeszcze w pełni sprawna po operacji, pomagała sanitariuszkom.Nie mogła pojąć tego wszystkiego, nie mogła zrozumieć i wybaczyć.Po kapitulacji zdjęła opaskę i przyłączyła się do opuszczających Warszawę cywilów, nie w trosce o własną skórę - było jej obojętne, co się z nią stanie po tym, gdy zielonooki chłopiec poległ ratując jej życie.Sznur uchodźców zdawał się nie mieć końca, ludzie nieśli rzeczy, które udało im się w ostatniej chwili ocalić.Nieduży zgarbiony mężczyzna obok niej dźwigał dwie olbrzymie walizy; dla Ewę liny było niepojęte, w jaki sposób zdołał je unieść.I w jakim celu? Nie dotaszczy ich przecież do końca drogi.Jaki ten koniec miał być i gdzie, nikt z nich nie wiedział.Zauważyła, że ci wszyscy ludzie, o ile nie są bliskimi krewnymi, pochłonięci są wyłącznie sobą i swoimi problemami.Zobojętniali na los innych.Nikt nikomu nie pomagał, chociażby dobrym słowem, wszyscy natomiast złorzeczyli powstańcom.- Amatorzy, gówniarze, zachciało im się wojny! Mieli dwa granaty na krzyż!- Pan Bóg ich pokaże za naszą krzywdę - dorzuciła kobieta pchająca przed sobą zdezelowany wózek dziecięcy wyładowany walizami i tobołkami różnej wielkości.Pot wystąpił jej na czoło, ocierała go wierzchem dłoni.- A może by tak zechciał pokarać Niemców - nie wytrzymała Ewelina.Kobieta, nie spoglądając na nią, odpaliła:- Niemcy mnie tak nie skrzywdzili przez pięć lat, co oni w dwa miesiące.Wszystko straciłam, wszystko, tyle mam dobytku, co w tym wózku.Dlaczego oni są tacy zachłanni? - pomyślała z niechęcią Ewelina.- Czy naprawdę nie pozostało w nich nic z człowieczeństwa? I nagle pożałowała, że nie idzie do niewoli ze swoim oddziałem.W najgorszych chwilach zawsze trzymali się razem, jeden za drugiego gotów był oddać życie.Sanitariuszki bez wahania narażały się na niebezpieczeństwo, by wyciągnąć rannych spod ostrzału.A tutaj większą wartość miał jakiś kuferek.Ewelina nie miała żadnych rzeczy, chciała pomóc starej kobiecie, która dźwigała przewieszone na pasku walizki i już ledwo trzymała się na nogach.- Wezmę jedną walizkę - powiedziała Ewelina, a widząc spłoszony wzrok tamtej, dodała: - Pomogę pani nieść.- Ja pani nie znam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript